Jakby pan nazwał sytuację wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości? Pytam o te publiczne wymiany uprzejmości między Jackiem Kurskim a Mateuszem Morawieckim, dwie wigilie, spadające sondaże i te podziały, wreszcie walki Maślarzy i Harcerzy, nazywanych też w niektórych publikacjach Margaryniarzami.
- Dużo tego. Walki wewnątrz dużych obozów politycznych były zawsze. Nie patrzę na to z niepokojem. Jak chodzi o tych Maślarzy i Harcerzy, już nawet nie pamiętam, kto i do jakiej grupy należy.
Gdzie się pan odnajduje w tych walkach frakcyjnych? Z jednej strony blisko panu do Patryka Jakiego, czyli Maślarzy. Z drugiej strony był pan przecież wiceministrem rolnictwa w rządzie Mateusza Morawieckiego, który na to stanowisko pana powołał.
- Byłem na wigilii i spotkaniu o 18:00, gdzie byli parlamentarzyści PiS. Potem było drugie spotkanie premiera Morawieckiego. To nie kolidowało ze sobą. Rozgrzewało tylko opinię publiczną. Każdy może zorganizować spotkania. Byliśmy razem, był prezes Kaczyński, rozmawialiśmy, połamaliśmy się opłatkiem. To było dobre spotkanie. Z punktu widzenia konfliktów, gdzie ja się widzę? Widzę się w PiS. Dołączyliśmy do PiS jako Solidarna Polska i chcemy tworzyć duży obóz polityczny. Dzielenie nie wpłynie dobrze na sondaże i naszą sprawczość. Tarcia są, ale możemy osiągnąć sukces.
Pan ma dziś pełne zaufanie do byłego premiera Mateusza Morawieckiego?
- Taka partia z takim poparciem, wygrywająca wybory, nie jest miejscem, gdzie są ludzie, którzy zawsze myślą tak samo i się podporządkowują. Jest wielu mocnych liderów. Starcia są od 10 lat i teraz też będą. To walka o wpływy i sprawczość. To będziemy obserwowali przy pisaniu programu, przyjęciu pewnej narracji na opozycji. Walka przerodzi się w coś pozytywnego. Zawsze tak było i teraz też.
Nie odpowiedział pan na pytanie, czy ma pan dziś pełne zaufanie do byłego premiera Mateusza Morawieckiego. Poparłby pan tę kandydaturę na premiera ponownie, gdyby Prawo i Sprawiedliwość odzyskało władzę?
- To daleko idący wywód. Jak chodzi o wybór premiera, jest to do dogadania wewnątrz partii, koalicji. Nie wiem, czy wygramy wybory, czy będzie koalicjant, czy PO wygra. Dzisiaj dzielenie skóry na niedźwiedziu i mówienie, kto będzie premierem, to daleka droga. Można się potknąć o te plany, jeśli dziś nie będziemy pracować. Mamy pracę programową. Jestem w zespole programowym ds. rolnictwa. Znajdziemy rozwiązania, żeby coś Polsce zaproponować. Jako opozycja krytykujemy, ale minęło 10 lat od początku naszych rządów. Musimy zaproponować coś nowego. Na programy będą głosować Polacy. Nie tylko na konflikt polityczny. On nie przynosi obniżki podatków, nie buduje silnej Polski. Skupiamy się na pracy.
Czy uważa pan, podobnie jak Maślarze, że Prawo i Sprawiedliwość powinno się przesuwać raczej w prawo i rywalizować o głosy z Konfederacją i partią Brauna? Czy może uważa pan, że należy przesuwać się do centrum, jak tego chciałby Mateusz Morawiecki?
- Ja byłem w ruchu Pawła Kukiza, które próbowało ustawiać się w centrum. Potem widziałem ugrupowania, które też próbowały to robić, jak Polska 2050. Centrum jest trudne. Gdy mamy starcie dwóch planów na Polskę – PiS i PO - ciężko się znaleźć pośrodku. Trzeba się opowiedzieć za Polską suwerenną, podmiotową, albo za Polską peryferii UE. Ja to tak odbieram. Wyborca PO wytłumaczy to inaczej. On powie, że Kaczmarczyk jest za Polską zaściankową, a ktoś z PO za Polską wielkich szans. Jestem za silną Polską w UE, ale wrażliwość odbioru naszych programów się ściera. Kto w środku próbuje budować ugrupowanie, jest na peryferiach polityki. Starcie jest między dwoma dużymi obozami. Zawsze rdzeniem PiS była prawica. Musimy zacząć od prawicy i kierować się do centrum. PO robi od drugiej strony. Powstała na centrum, kieruje się w stronę lewicy. To moja analiza. PiS powinno zaczynać od prawa i kierować się do centrum. Jak powstają ugrupowania na prawo od PiS, znaczy to, że musimy budować taką ofertę, że ludzie nam zaufają. Nie mogą to być jednak skrajności.
Sprawa ustawy łańcuchowej, w zasadzie głosowania przeciwko odrzuceniu weta prezydenckiego, w wypadku polityków Prawa i Sprawiedliwości, dzisiaj jest przesądzona? Czy ci posłowie, w tym Jarosław Kaczyński, którzy głosowali za przyjęciem tej ustawy, będą teraz de facto za odrzuceniem? Taki będzie efekt głosowania w sprawie prezydenckiego weta.
- Prezydent powiedział, że zaproponuje swoje rozwiązanie. Ta ustawa była zbyt daleko idąca. On zaproponuje rozwiązania, które nie będą tak restrykcyjne, ale to unormują. Oglądałem to wystąpienie. To dobre wytłumaczenie weta. Prezydent nazywany jest osobą, która wetuje wszystko, a wetuje najmniej od lat.
No jak najmniej?
- Tak. To tylko kilka ustaw.
Co z dobrostanem zwierząt w tym wypadku? Jak pan, jako były wiceminister rolnictwa, osoba, która ze zwierzętami ma na co dzień do czynienia, przyjmuje tę dyskusję, w której w jakimś sensie ofiarami mogą stać się psy?
- Nie mam już do czynienia na co dzień ze zwierzętami. Polska za pierwszego Tuska sprawiła, że moja rodzina zamknęła hodowlę. Mówiono o rolnikach jako o barbarzyńcach. Rolnicy kochają zwierzęta. Chcą, żeby wzrastały i przynosiły pieniądze do budżetu. Dbamy o zwierzęta. Jestem za tym w programie, który piszę. Polska musi stawiać na odbudowę hodowli, jako państwowy operator. Dlaczego zboże może być problemem w przyszłości – polskie, ukraińskie i z Mercosuru? To musi ktoś jeść. Jedzą zwierzęta. Jak wszystko sobie przywieziemy, finalnie rolnictwo zostanie wykończone. Później bezpieczeństwo żywnościowe. Chińczycy, zanim zaczęli się zbroić, najpierw kupowali żywność. Były wysokie ceny zbóż. Trzeba obserwować, co robią duzi gracze. Oni budują bazę magazynową, handlują, nie narzekają, ale wykorzystują szansę.
Do końca roku ma zostać ratyfikowana umowa Unii Europejskiej z Mercosurem. Czy przyjęte poprawki — w tym te dotyczące jakości (czyli wymogu, by produkty spełniały standardy UE), rozszerzenia listy produktów wrażliwych oraz mechanizmów pozwalających szybciej uruchamiać „systemy obronne” (np. przy wzroście importu powyżej 5% lub ponad limity zapisane w umowie) — mogą w jakikolwiek sposób ochronić polskich producentów?
- Dobrze, że te poprawki się pojawiają, ale warto słuchaczom wyjaśnić, co w praktyce znaczy „jakość”. Ona nie wynika wyłącznie z tego, jak się uprawia. Środki ochrony roślin mają określone okresy karencji. Jeśli ktoś zastosuje rośliny modyfikowane genetycznie i glifosat, może osiągnąć bardzo wysokie plony — a testy jakościowe Unia to zaakceptuje. Formalnie wszystko będzie w porządku.
W efekcie plony rolników z Ameryki Południowej mogą być wyższe nawet o kilkadziesiąt procent. Taki zapis nie uspokoi europejskich rolników, bo konkurencja nie będzie równa: UE produkuje inaczej i w innych warunkach regulacyjnych. To temat na szeroką dyskusję.
Czy GMO jest szkodliwe? Czy cztery zabiegi „uzupełniające”, bo środki ochrony roślin w Europie nie są tak skuteczne, są lepszym rozwiązaniem niż jeden mocniejszy zabieg, wykonany pół roku przed spożyciem? To naprawdę złożona kwestia.