Wczoraj rzecznik rządu przekonywał, że w sprawie rakiety w Wyrykach państwo zdało egzamin i zadziałały wszystkie procedury. Czy w pełni podziela Pan opinię Adama Szłapki?
Procedury zadziałały, ponieważ chyba 19 dronów wleciało na terytorium Polski. Te, które były podejrzane o posiadanie ładunków, zostały zestrzelone. Natomiast jeśli chodzi o samą sytuację domu, na który spadła rakieta, uważam, że informacja powinna być bardziej precyzyjna. Wydaje mi się, że osoby, które przekazują i weryfikują informacje, powinny być dokładniejsze, ponieważ Polacy mają prawo wiedzieć dokładnie, co się stało.
Zbigniew Bogucki z kancelarii prezydenta mówi wprost o niemal dezinformacji.
Nie przesadzajmy, że to jest dezinformacja. Pamiętajmy też o jednej bardzo ważnej rzeczy: na terytorium Polski operują nie tylko samoloty polskie, ale w tym czasie były także samoloty holenderskie — myślę, że również innych państw. Musimy być bardzo ostrożni, bo robimy z tego wielką aferę. Gdyby nie wleciały drony, nie byłoby tej sytuacji. Na pewno rząd powinien dokładnie poinformować, co się stało.
Uważam jednak, że nie powinniśmy skalować tej sytuacji, bo mamy sojusznicze wojska, a takie zdarzenia mogą przenosić się do innych krajów. Ktoś może po prostu nie chcieć nas chronić, jeśli zobaczy, jak reagujemy. Powinniśmy być bardzo ostrożni. Na pewno rząd popełnił błąd, bo powinien był o tym poinformować.
Jest ktoś, kto przekazał informację — i ten, kto ją przekazał, popełnił błąd. Uważam, że powinien ponieść konsekwencje, bo to naturalne. Nie może być tak, że spadła rakieta, a mówimy, że spadł dron. Jeżeli coś spadło na dom, mówimy, że spadł obiekt i wyjaśniamy, co się stało. A za jakiś czas podajemy pełne wyjaśnienie. Nie mówimy, że spadł dron, jeśli w rzeczywistości spadła rakieta. Chyba się z tym zgodzimy.
No to jakie wnioski na przyszłość?
Przede wszystkim - dużo lepsza komunikacja. Wynika z tego, że służby komunikacyjne i informacyjne, które przekazują te informacje, nie do końca rozumieją sytuację. Uważam, że rząd i Ministerstwo Obrony Narodowej powinny bardzo mocno zastanowić się, kto się tym zajmuje. Ta komunikacja musi być zupełnie inna: trzeba przekazywać prawdę - to, co się faktycznie stało. A jeśli nie wiadomo, co się stało, to się nie mówi, co „najprawdopodobniej” się stało.
To jest trochę jak z tym dronem nad Parkową: najpierw mówiono o dwóch Białorusinach, którzy operowali dronem, potem się okazało, że nie dwóch Białorusinów, tylko jeden — najprawdopodobniej Ukrainiec. Takie informacje nie powinny trafiać do premiera. Wynika z tego, że osoby, które się tym zajmują, niestety nie rozumieją sytuacji.
Pozostaje jeszcze temat tzw. dronów rekreacyjnych. Kilka dni temu jeden z nich został zneutralizowany nad Belwederem. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że inny spadł w Nowej Wsi na elementy infrastruktury krytycznej, na oczyszczalnię ścieków. Czy uważa pan, że dziś sprawa dronów rekreacyjnych powinna zostać dodatkowo uregulowana?
Na pewno w takiej sytuacji musi się na ten temat wypowiedzieć Ministerstwo Obrony Narodowej, bo ono najlepiej wie, co należy zrobić. Jeżeli problem dotyczy właśnie tych dronów, MON powinno przedstawić projekt ustawy i propozycje działań, aby takich sytuacji było jak najmniej. To jest decyzja Ministerstwa Obrony Narodowej.
Mogę powiedzieć, że sytuację mamy wyjątkową. Nigdy od 1945 roku żaden statek powietrzny nie przekroczył granicy Polski i nie było takiego ataku statków powietrznych na nasze terytorium. Musimy wyciągnąć z tego wnioski. Działania wojska - decyzja o zestrzeleniu dronów - były, uważam, wzorowe. Natomiast politycy i osoby kierujące polityką informacyjną muszą sobie zdawać sprawę, że sytuacja jest zupełnie inna niż jeszcze 10 dni temu.
Czy Szymon Hołownia, po tym gdy jesienią odda fotel Marszałka Sejmu Włodzimierzowi Czarzastemu, w ogóle pozostanie w polityce? Będzie szeregowym posłem?
To są pytania do marszałka Szymona Hołowni. Z informacji, które mam, Szymon Hołownia będzie chciał zająć się działaniami partyjnymi: jeździć po regionach, spotykać się z działaczami, przekonywać nowych wyborców do Polski 2050. Słyszałem, że taki ma plan. Natomiast co dokładnie będzie robił - to pytanie do niego.
Miał też powiedzieć, że zagłosuje za tą zmianą na fotelu marszałka, ale nie wie, jak klub zagłosuje. Pan poprze tę zmianę?
Będąc kiedyś w Krakowie przewodniczącym Rady Miasta, miałem podobną sytuację (red. z Dominikiem Jaśkowcem). Niestety, koledzy nie wywiązali się z umowy. Ja się z umowy wywiążę: zagłosuję za marszałkiem Czarzastym, ponieważ uważam, że ta umowa została podpisana i nie ma do niej żadnego aneksu. Umów w polityce powinno się przestrzegać - trzeba zmienić zasady funkcjonowania polskiej polityki.
A czy minister Pełczyńska-Nałęcz zastąpi Szymona Hołownię na stanowisku szefa Polski 2050?
To również pytanie do pana premiera, bo słyszeliśmy, że nie przewidywał miejsca dla wicepremiera z Polski 2050. Mamy jednak inne osoby - na przykład Paulina Hennig-Kloska, która również jest w rządzie. Kto będzie - to sprawa wtórna. Moim zdaniem nie jest najważniejsze, czy będziemy mieli wicepremiera, czy nie. To nie walka o stołki, tylko o to, by Polacy mieli pewność, że partie realizują program wyborczy i że żyje im się lepiej. To najważniejsze. Tytuły są drugorzędne - ważne, by Polacy czuli, że są zmiany.
W samej Polsce 2050 coś się zmieni?
To są wybory. Mamy partię demokratyczną - w styczniu będziemy mieli wybory przewodniczącego. Myślę, że jeśli Szymon Hołownia wystartuje, zostanie przewodniczącym Polski 2050. To pytanie, czy wystartuje.
A co z Polski 2050 zostanie do stycznia? Ostatnio senator Bury odszedł. Spodziewa się pan kolejnych pożegnań?
W partii, która nie ma najlepszych wyników sondażowych, zdarzają się takie ruchy. To jednak duży znak ostrzeżenia dla Polski 2050. Pamiętajmy, że mamy 30 posłów w Parlamencie. Trwa intensywna dyskusja, jak przekazać Polakom, że walczymy o to, by żyło im się lepiej, że spełniamy obietnice wyborcze. W rządzie koalicyjnym nie jest to łatwe. Uważam, że powinniśmy mocniej zaakcentować, o co walczymy: mieszkalnictwo, wysokość kredytów mieszkaniowych, wybory, sprawy dotyczące kryptowalut. Pamiętajmy - 3 miliony młodych Polaków zajmuje się kryptowalutami. Nie chodzi o rewolucję, tylko o przyjęcie przepisów i regulacji prawnych, które są w innych krajach UE. To ważne rzeczy.
Szkoła bez smartfonów? Uważam, że to dobre działanie, ale zostawiłbym szkołom wolność wyboru. Trwają dyskusje, jak pokazać naszą wyrazistość jako Polska 2050, bo z sondaży wynika, że jej brakuje.
Rozumiem, styczeń ma być tą zmianą - wybory szefa.
Nie chodzi tylko o zmianę. Chodzi o pokazanie, o co faktycznie walczymy, i o naszą skuteczność.
Czy jako były szef Rady Miasta podziela pan entuzjazm dzisiejszej Rady, że nałożenie maksymalnego podatku na pustostany długoterminowe coś zmieni w kwestii mieszkaniowej w Krakowie?
Myślę, że na pewno. To dobry kierunek. Tylko chciałbym doprecyzować, co to znaczy „pustostan”: mieszkanie, które stoi puste trzy miesiące, czy pół roku? A może trzy lata? W Krakowie jest wiele niezamieszkałych mieszkań i uważam, że należy je opodatkować wyższą stawką, jeśli nie są wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem.
Idzie też spora zmiana - przynajmniej tak się wydaje. Od nowego roku nie tylko nowe budynki użyteczności publicznej, ale także te budowane przez deweloperów będą musiały posiadać MDS-y, czyli miejsca doraźnego schronienia. Jeśli chodzi o budynki użyteczności publicznej, taki będzie nowy ratusz w Oświęcimiu - będzie miał MDS. W tzw. blokach też będą musiały być. Już słyszymy, że koszty inwestycji wzrosną o 30%.
Uważam, że te koszty powinny pokrywać państwo. Nie ma jeszcze rozporządzenia do tej ustawy. Była rozmowa na ten temat - ustawa weszła w grudniu tamtego roku, a rozporządzenie ma być dopiero po roku. Z moich informacji wynika, że to jest związane z procesem uzgodnień z Unią Europejską w sprawie budowy miejsc czasowego schronienia, czyli bunkrów. Jestem przekonany, że tych kosztów nie mogą ponosić Polacy - najpierw deweloperzy, a potem kupujący mieszkania. To koszty, które powinny być refundowane przez państwo.