Była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim. „Pamiętam pierwszego rannego - to był kolega” - mówi.
Przez lata milczała. „Mama miała blokadę, dopiero 10 lat temu wszystko się odblokowało” - opowiada córka pani Basi, Elżbieta.
Jej Ojciec był majorem Wojska Polskiego, adiutantem Piłsudskiego. Wychowywał dzieci w duchu obowiązku. „Od najmłodszych lat było: baczność! W lewo patrzeć…” — śmieje się pani Basia.
Na pytanie, czy ojciec cieszył się z jej udziału w Powstaniu, odpowiada jednym: „Naturalne”.
Druga połowa życia to narty. Chodziła do szkoły w Kuźnicach, gdzie lekcje WF odbywały się na śniegu. Tam rodzi się miłość - tym razem do gór. „Pamiętam pierwsze narty… hikory. Centralny Wojskowy Klub Sportowy. Żołnierz na nartach” - wspomina.
Potem igrzyska - 25 tytułów sportowych (mistrzyni Polski), tytuł Honorowej Obywatelki Zakopanego.
Kiedyś zaręczona z powstańcem Sulistrowskim, po roku rozłąki napisała mu: „Przepraszam, cała miłość przeniosła się na góry”.
Została wierna tej jednej miłości do końca.
"Olimpiad było wiele, a Powstanie Warszawskie tylko jedno. W #DzieńNiepodległości Kpt. Barba Grocholska-Kurkowiak, narciarka alpejska, 25-krotna mistrzyni Polski, sanitariuszka w #PowstanieWarszawskie opowiada o służbie dla 🇵🇱❤️🔥 w @RadioKrakow dziś o 14.00, zapraszam! pic.twitter.com/euIpZrCzd2
— Joanna Gąska (@joanna_gaska) November 11, 2025
W domu robi się cieplej
Dom pani Barbary Grocholskiej-Kurkowiak w Zakopanem - drewniany, zimny, ale pełen życia. Terytorialsi przyjeżdżają, żeby go ocieplić.
"Odwiedzając panią Barbarę, która zawsze siedziała w kocu, stwierdziliśmy, że coś jest nie tak i doszliśmy do wniosku, że trzeba tutaj zrobić remont i będzie wtedy cieplej, może pani Basia będzie się czuła lepiej, a o bohaterów trzeba dbać. Pułkownik Rosiek, dowódca batalionu, ogłosił, że potrzeba takich i takich specjalistów. Ci, co mogą, przyjeżdżają tutaj po prostu pomagać" - wspomina generał brygady Marcin Siudziński, zastępca dowódcy Wojsk Obrony Terytorialnej.
Było pytanie, jest akcja, terytorialsi wymieniają okna, jest nowa elewacja. „Dobro jest w ludziach, tylko trzeba je wydobyć” — dodaje oficer.
„Słów nie ma na to. Nas by na to nie było stać” - mówi córka pani Basi. A ona dodaje tylko: „Nie myślę w takich kategoriach”.
W domu robi się cieplej. Żołnierze pracują po godzinach, wolontariusze pomagają, ktoś wymienia okna, ktoś podaje wełnę.
"Przyjedźcie kiedyś do pani Barbary, pogadajcie. Powie wam, jak ważna była Polska była dla tych ludzi. Czy warto pomagać, czy nie? Przyjeżdżając tutaj i patrząc na to, co robią terytorialsi, to każdy powie, że tak" - mówi Siudziński.