„Prawdziwą bohaterką Powstania była moja matka"
Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, Krystyna Zachwatowicz-Wajda miała 14 lat i od roku działała już w tajnym harcerstwie. Jako łączniczka o pseudonimie „Czyżyk” miała konkretny przydział zadań:
Mieliśmy taki mały punkt zborny na Wilczej, niedaleko mojego domu. Codziennie rano szłam na Wilczą, do tego punktu zbiórki, i tam dostawałyśmy zadania na dany dzień. To były różne obowiązki — jako łączniczka dostawałam na przykład meldunek, który musiałam zanieść w konkretne miejsce.
Jako łączniczka, Zachwatowicz-Wajda roznosiła meldunki między punktami, często ryzykując życie. Jedno z takich zadań skończyło się dramatycznie – po dostarczeniu wiadomości na drugą stronę Marszałkowskiej, dowódca nie pozwolił jej wrócić z powodu intensywnego ostrzału. Spędziła całą noc poza domem, a matka, której nie mogła zawiadomić, czekała w niepewności.
Zawsze uważałam, że prawdziwą bohaterką Powstania była moja matka. Codziennie rano wychodziłam na punkt zbiórki, by wykonać przydzielone nam zadania. Codziennie rano wychodził też mój ojciec — miał grupę ludzi, z którą ratował to, co uznawano za cenne: obrazy, zbiory książek, wszystko to, co udało się zlokalizować. A moja matka zostawała w domu. Siedziała i czekała do nocy. Gdy pewnej nocy nie wróciłam, nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musiała wtedy przeżywać. A kiedy następnego dnia znów wyszłam na Wilczą, nie powiedziała ani słowa. Ani słowa wyrzutu, ani słowa: ‘nie idź’, ‘zostań w domu’, ‘nie wychodź’. Nie usłyszałam od niej nic takiego.