Dzień po przegranych wyborach prezydenckich mówił pan w Radiu Kraków, że „tracimy szansę na stabilizację i uspokojenie emocji”. Karol Nawrocki jeszcze nie objął urzędu, a emocje wciąż rosną. Coraz więcej polityków, coraz głośniej mówi o nieprawidłowościach przy liczeniu głosów. Czy pana zdaniem wybory mogą zostać unieważnione, powtórzone?
- Na pewno wszystkie głosy, które zostały oddane 1 czerwca – ponad 71% uprawnionych skorzystało z tego prawa – powinny mieć odzwierciedlenie w protokołach obwodowych komisji wyborczych. Tak nie jest. Wiemy to. Przynajmniej w kilkunastu komisjach to jest fakt. Mamy dzisiaj obszerny raport jednego z naukowców SGH. On wskazał, że na bazie danych statystycznych, w 1500 komisji są odchylenia.
Politycy PiS stwierdzą, że to musiałby być pierwszy przypadek w historii, gdy opozycja, a nie rządzący, sfałszowali wybory.
- To nie jest taka kategoria. Jak gdzieś są nieprawidłowości, ktoś zgłosił protest wyborczy, on zgodnie z prawem musi zostać rozparzony. Tylko tyle. Nie słyszę kwestowania wyników wyborów. Protesty są faktem. Jest ich sporo. Dochodziło do nieprawidłowości w komisjach. Trudno mi to sobie wyobrazić. W głowie się to nie mieści. W Krakowie w jednej komisji to pomyłka o 1200 głosów na Rafała Trzaskowskiego. Zaliczanie głosów Trzaskowskiego dla Nawrockiego musi budzić wątpliwości. Rolą Sądu Najwyższego jest rozpatrzenie protestów. Prezes Manowska nie ma co mówić, że musiała pracować. Łaski nie robi. Taka funkcja ma też swoje konsekwencje.
Wczoraj dowiedzieliśmy się, że dwóch sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych zostało odsuniętych od orzekania w sprawie protestów wyborczych, bo uznali za wiążący wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który mówi, że to nie jest sąd ta izba. Czy pana zdaniem ci pozostali sędziowie, którzy tam zostali, dają gwarancję uczciwości?
- Mój pogląd tu jest taki, jak tych sędziów. Jesteśmy częścią Europejskiego Wymiaru Sprawiedliwości. Ta izba nie jest uznawana. Została uchwalona ustawa incydentalna, która by to rozwiązała. Prezydent to zawetował. Tej ustawy zatem nie ma. Jest klincz prawny. Ubolewam nad tym, ale trzeba jakoś się odnaleźć w tych realiach.
Czy jeśli podejrzenia o to, że nieprawidłowości są poważne, prokurator generalny Adam Bodnar powinien zarządzić wszczęcie śledztwa i oględziny kart wyborczych? Prezes Sądu Najwyższego nie przesyła mu, tak jak prosił, zarejestrowanych protestów wyborczych. Czy on powinien wziąć inicjatywę w swoje ręce?
- Nie jestem prawnikiem. To będzie komentarz polityczny. Sąd Najwyższy chyba ma obowiązek, jak prokuratura wystąpi…
Nie mam pana płaszcza i co mi pan zrobi?
- Mówię o formalnym obowiązku. Dokumentacja powinna zostać przekazana. Jak w części tak się nie dzieje, jeśli faktycznie wyniki wyborów są inne niż te ujęte w protokołach, powinny być wszczęte postępowania ws. sfałszowania wyników wyborów w tych komisjach. Członkowie komisji będą się tłumaczyć.
Teraz sytuacja jest taka, że czasu nie ma. 2 lipca Sąd Najwyższy, ma zatwierdzić wynik wyborów...
- Postawmy sprawę jasno. Jak są wątpliwości do wielu komisji, ponowne przeliczenie tych głosów to dzień, dwa.
Ja rozumiem, ale teraz prokuratura czeka i sprawdza, czy mogło dojść do nieprawidłowości?
- Nie prokuratura. Gospodarzem jest Sąd Najwyższy.
Zakładając, że uznajemy, że ta Izba Sądu Najwyższego nie jest sądem i tak dalej, jest jakiś ruch po stronie prokuratury, która może wszcząć śledztwo? Tak sobie wyobrażam, że jeśli nie będzie wniosku prokuratury o oględziny kart w tych kilkuset czy tysiącu komisjach, o których pan na początku mówił, tych statystycznie...
- One są chyba też ujęte w proteście wyborczym komitetu Rafała Trzaskowskiego.
Rozumiem, że wtedy prokuratura uznaje, że wszystko było okej, nie było trzeba tych oględzin dokonywać i nie ma o czym mówić?
- Nie jestem prokuratorem, nie podejmę decyzji. Powiem, że Sąd Najwyższy stwierdza ważność lub nieważność wyborów, jest gospodarzem postępowania. Prokuratura może mówić, ze każda sprawa jest inna. To inna komisja, inny protokół. Tych postępowań pewnie musi być więcej, tam, gdzie wyniki wyborów są inne od wyników z oględzin.
Karol Nawrocki zapowiada, że natychmiast zacznie pomagać rządowi w spełnianiu wyborczych obietnic. Można spodziewać się w takim razie w sierpniu prezydenckich projektów ustaw, na przykład w sprawie kwoty wolnej od podatku w wysokości 60 tysięcy złotych. No i co zrobi wtedy rząd?
- Będziemy mieli swój projekt ustawy w tej kwestii. Zobowiązania zrealizujemy, przedłożymy prezydentowi. To dla mnie oczywiste. W katalogu nie będzie tylko ta kwota, ale też pakiet ustaw ws. reformy wymiaru sprawiedliwości. To było nasze zobowiązanie. Zobaczymy, jak prezydent się zachowa.
Mamy dług popandemiczny, mamy rosnący deficyt, mamy rosnące wydatki na armię. Stać nas na te 60 tysięcy?
- To było nasze główne zobowiązanie. Musimy się z tego wywiązać. Rolą ministra finansów jest znalezienie odpowiednich rozwiązań.
O zmiany w rządzie chciałem teraz zapytać, ale nie o rekonstrukcję, bo o niej jeszcze nic nie wiadomo, a ostatnie odejścia z rządu. Wczoraj dymisję założyła wiceministra edukacji Joanna Mucha, kilka dni temu odszedł wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak. Czy to jakiś poważny kryzys w rządzie?
- Nie. Dymisja ministra Kołodziejczaka była zapowiadana. To nie jest niespodzianka. To się zdarza. Nie przywiązywałbym do tego wielkiej wagi. Dymisja minister Muchy jest pewnie związana z jej aktywnością, prezentowaniem odmiennego zdania. W tej sytuacji lepiej było złożyć rezygnację.
Nieoficjalnie mówi się, że o tym, że to był taki trochę protest przeciwko temu, że nic nie dzieje się z projektem, za który ona odpowiadała. Ten projekt miał jakby pomagać uczniom ukraińskim w polskich szkołach. Czy to pan coś na ten temat wie? Czy to prawda?
- Nie mam tutaj żadnej wiedzy. Na pewno zmiana z ubiegłego roku była przygotowywana przez minister Muchę. To powiązanie obowiązku szkolnego z wypłatą 800+.
Na koniec sprawy międzynarodowe. Czy pana zdaniem program nuklearny Iranu został trwale zniszczony, a Iran został pokonany? W nocy doszło do zawieszenia broni w konflikcie izraelsko-irańskim. Wygląda na to, że ta amerykańska interwencja Donalda Trumpa przynajmniej w krótkotrwałym wymiarze rzeczywiście pomogła.
- Na temat stanu instalacji nuklearnej w Iranie wiem niewiele, znam tylko oficjalne komunikaty. Mówimy o sytuacji, która jest napięta permanentnie. To się pewnie nie zmieni. W interesie świata jest brak wojen, ale raczej jest odmienna sytuacja. Agresja Rosji na Ukrainę, tutaj jest kolejne zarzewie konfliktu. Sytuacja robi się niebezpieczna. To wiele zagrożeń na świecie, także gospodarcze.
Dziś zaczyna się szczyt NATO. Więcej na tym szczycie będzie o Iranie czy o Ukrainie? Obawiam się, że o Iranie.
- Na pewno bezpośrednie zainteresowanie USA, prezydenta Trumpa sytuacją na Bliskim Wschodzie wskazuje, że pewnie jest mu to bliższe. Oby Ukraina nie została zostawiona sama sobie.