Dla przyjaciół słodki, dla wrogów gorzki. Taki jest Kwaśny. Marcin Kwaśny. Wbrew nazwisku jest życiowym optymistą. Pochodzi z jednego z najcieplejszych miast w Polsce – z Tarnowa. Pierwsze kroki na scenie stawiał w wieku 15 lat grając główną rolę w sztuce Jerzego Zawieyskiego „Rozdroże miłości”. Jest absolwentem warszawskiej Akademii Teatralnej i aktorem Teatru Kwadrat.
Zobacz też: Rotmistrz Pilecki - ochotnik do Auschwitz
Z aktorem rozmawiała w programie "Przed hejnałem" Sylwia Paszkowska:
- 25 .09 odbędzie się premiera filmu o rotmistrzu Pileckim. To jest cudowna możliwość zagrania takiego bohatera, a z drugiej niełatwe zadanie aktorskie, bo taką postać bardzo trudno zagrać w wielowymiarowy sposób, by nie powstał pomnik.
Marcin Kwaśny: - To prawda sama postać Pileckiego jest postacią wielowymiarową, wielkoformatową. Okazuje się, że przy lekturze jego biografii i rozmowach z jego synem obraz rotmistrza stał się bardziej złożony. To był człowiek całkowicie oddany ojczyźnie. Działał na rzecz konspiracji na rzecz Andersa, wykradł umowy niekorzystne dla naszego kraju, został odznaczony krzyżem zasługi, przy tym pięknie malował, pisał wiersze.
- Rysuje nam się obraz ideału. Czy rodzina miała świadomość, że angażował się w politykę?
Marcin Kwaśny: - Był apolityczny.
- Nawet po wojnie?
Marcin Kwaśny: - Miał kręgosłup moralny bardzo określony. Rotmistrz o rodzinie pamiętał, ale kiedy rozmawiałem z synem, to wspominał, że długo go nie było. Dużo wymagał i był zdyscyplinowany. Był sprawny fizycznie, dzięki czemu przetrwał 3 lata w Oświęcimiu. Tragedią Pileckiego jest to, że te raporty zostały przemilczane.
- Bohaterstwo na darmo?
Marcin Kwaśny: - Nie, pozwoliłem zrobić sobie z tego audiobook. To jest wstrząsające świadectwo. To piekło, z którego uciekł.
- Niemieckie nazistowskie obozy śmierci. Czy Pan wcześniej interesował się historią?
Marcin Kwaśny: - Tak, ale o żołnierzach wyklętych niewiele wiedziałem. Jak się czyta na ten temat, to wyłania się obraz żołnierzy, którzy byli w tragicznym położeniu. Żołnierze Armii Czerwonej plądrują, gwałcą, mają się za bezkarnych - oni to obserwowali, a potem na nich to zrzucono. Chowano ich w mundurach SS, by ich do końca upokorzyć. Może czas będzie działał na ich korzyść i oczyści ich z zarzutów.
- Dla aktora to różnica, czy gra w filmie fabularnym, czy fabularyzowanym dokumencie?
Marcin Kwaśny: - Nie traktowałem tego jako czegoś gorszego. Starałem się zagrać jak najlepiej, ale miałem świadomość, że to film niskobudżetowy. Powstał bez żadnych dotacji z instytucji państwowych. Zgodziłem się zagrać w nim z powodu postaci Pileckiego - to zaszczyt zagrać bohatera. Drugim czynnikiem był scenariusz, który pokazuje przekrój życia rotmistrza. Pilecki miał w sobie coś poetyckiego, uwodzącego. Scenariusz oddał głos Pileckiemu, jest mocno subiektywny, napisany z pozycji rotmistrza, bo większość narracji to jego wspomnienia. Autor scenariusza - dokumentalista - oparł się przede wszystkim o wspomnienia syna rotmistrza, ekspertem jest też Adam Cyra - pracownik muzeum w Oświęcimiu. Ta formuła pokazuje, że wypowiedzi jeszcze bardziej uwiarygadniają tę historię i udowadniają, że to nie jest tworzenie legendy. Pilecki miał swoje słabości, wahania, ale miał jasność celu, wyraźny kręgosłup moralny. To człowiek ogromnie wierzący i to mu pomagało.
- Wspominał pan o sprawności fizycznej Pileckiego. To też od pana wiele wymagało na planie? Były nawet sytuacje niebezpieczne.
Marcin Kwaśny: - Były takie dwie sytuacje. Jedna - kiedy prowadziłem cały pułk w cwale i miałem najechać na kamerę, która w ostatniej chwili podnosiła się do góry. Przy jednej z prób, pan który miał ją podnieść, odczytywał sms i zapomniał o podniesieniu jej. Zrobił to w ostatniej sekundzie. Druga sytuacja, gdy podczas ucieczki poślizgnąłem się na torach i straciłem przytomność. Ocknąłem się, obmyto mi twarz, nakręciliśmy dubel, po czym pojechaliśmy do szpitala. Okazało się, że miałem wstrząśnienie mózgu, więc nic wielkiego się nie stało.
- Mówił pan wielokrotnie, że bardzo dużo pana łączy z rotmistrzem.
Marcin Kwaśny: - Tak, chociaż do takiej heroicznej postawy mi daleko.
- Nie wiemy, na co nas stać, dopóki nie staniemy z wyzwaniem twarzą w twarz.
Marcin Kwaśny: - Tak, kiedy dostałem propozycje od Bogdana Wasztyla powiedział mi, że widzi we mnie fizyczne podobieństwo do rotmistrza Pileckiego. Ja go nie widziałem.
- Ja zobaczyłam je na zdjęciu z czasu wybuchu wojny.
Marcin Kwaśny: - Kiedy czytałem na temat rotmistrza, to okazało się, że pewien poziom wrażliwości mamy podobny. On malował piękne obrazy, a ja zawsze marzyłem, żeby pięknie malować. Moje obrazy wiszą na strychu u teściowej, jego w kościele na Białorusi. I zamiłowanie do koni to nasza wspólna płaszczyzna. Psy i konie to zwierzęta, które uwielbiam.
- Rotmistrz miał odwagę konno ruszyć przeciwko czołgom.
Marcin Kwaśny: - W wojnie polsko - bolszewickiej przeciw czołgom nie musiał iść. Natomiast był dobrym taktykiem. Walcząc w Powstaniu Warszawskim był tak skromny, że się nie przyznał przed oddzialem, że jest w w stopniu rotmistrza. Dopiero oddział widząc jego umiejętności przywódcze, taktyczne, sam się zorientował. To był człowiek szalenie skromny - przy wszystkich swoich atutach, znakomitej pamięci, przy harcie ducha, olbrzymiej pamięci.
- Nie musiał zginąć, mógł uciec. A jednak został w Polsce, mimo że sytuacja wydawała się beznadziejna.
Marcin Kwaśny - Ta konspiracja trwałaby dłużej, gdyby nie piąta kolumna, bo w tej siatce znalazł się człowiek z SB, który rozpracował ich od środka. Ta decyzja była pewnie dramatyczna, jego żona również chciała zostać w Polsce. Wiedział, jakie jest to ryzyko.
- Nie miał złudzeń co do władzy.
Marcin Kwaśny - Nie, ale do końca one opadły, gdy był przesłuchiwany, katowany. Jest zdjęcie, na którym Pilecki stoi z rękoma do tyłu. Lubił trzymać ręce do tyłu, ale stał tak, bo miał wyrwane wszystkie paznokcie. Żonie powiedział, że Oświęcim przy tych torturach to była igraszka. Jak się to czyta, to łza się w oku kręci.
- Jest pan rozchwytywany przez produkcje komercyjne, przez seriale, a mimo to znajduje pan czas dla fundacji "Pomiędzy Słowami". Jeśli aktor zarabia na życie dzięki produkcjom komercyjnym, to musi mieć swój margines, w którym "wyżyje się".
Marcin Kwaśny: - Nie musi mieć, może poświęcić się tylko zarabianiu pieniędzy. Otrzymałem od reżysera Konrada Łęckiego scenariusz o żołnierzach wyklętych i wstrząsnął mną do głębi. Pokazał ludzi, którzy są jak w antycznej tragedii: cokolwiek zrobią są skazani na porażkę fizyczną, ale moralne zwycięstwo. On tak mną wstrząsnął, że postanowiłem, że moja fundacja będzie producentem. Zbieramy środki, sprzedajemy cegiełki na cały świat. Dzięki tej sprzedaży i datkom państwa udało nam się nakręcić 1/4 filmu.
- Jeżeli chcemy przyłączyć się i wesprzeć powstanie filmu, to należy wejść na stronę fundacji Między słowami i zamówić sobie raporty Rotmistrza Pileckiego.