Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr. Marcinem Kędzierskim z katedry studiów europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego.
Opinia Komisji Europejskiej jest negatywna, ale ma charakter poufny. Jaki to sygnał?
- To taki sygnał, który daje Komisja, że jest niezadowolona z postępów rozwiązywania tego konfliktu, ale zostawia furtkę dla polskiego rządu i opozycji, żeby się dogadali. To dziwne. To danie żółtej kartki i pokazanie, że nic się nie dzieje. To gra dyplomatyczna. Można to różnie interpretować.
Można wnioskować, że obie strony zrobiły krok wstecz?
- Dzisiaj w Unii problemy z tak szeroko rozumianą demokracją liberalną dotyczą też Węgier, Austrii, Wielkiej Brytanii czy Francji. Polska stała się trochę chłopcem do bicia. Komisja chce pokazać swoją siłę i pokazuje, że może ugryźć skutecznie. Są jednak wątpliwości, czy Komisja może i powinna to robić w takiej sytuacji, kiedy grozi nam wyjście Wielkiej Brytanii z UE i kolejna fala kryzysu migracyjnego. Polska ma dwa wyjścia. Może ustąpić i pójść na dialog, albo pójść na wojnę wierząc, że nie mamy tak słabych kart w tej rywalizacji.
Europejski Trybunał Sprawiedliwości, o którym mówił Jarosław Kaczyński, to byłaby ścieżka wojenna? Prezes PiS w wywiadzie dla Do Rzeczy mówił, że to co stosuje wobec naszego kraju Komisja Europejska, nie jest to narzędzie traktatowe.
- Zależy jak rozumiemy wojnę. To narzędzie dyplomatyczne. Ten spór przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, bo tak to się teraz nazywa, będzie trwał długo. Ostatecznie ciężko będzie Komisji Europejskiej udowodnić, że oni mogą zastosować tę procedurę. Są już głosy prawników, że Komisja nie ma prawa do podejmowania takich decyzji. Ten spór pewnie Polska wygra. To dowodzi, że KE prowadzi grę polityczną. Nie ma to charakteru instytucjonalnego. Tu prezes Kaczyński ma rację. Można się dziwić tylko dlaczego tak długo zwlekano z wyciągnięciem tego argumentu. Zaoszczędzilibyśmy sobie 2-3 miesiące niepotrzebnych dyskusji. Można było Komisji powiedzieć - hola, hola, mamy problem, ale KE nie ma prawa wszczynać takiej procedury. Kwestie proceduralne są do tego dla Unii fundamantale.
Może ten dzisiejszy sygnał jest taki, że są ważniejsze dla Europy problemy?
- To jest dziwna formuła. To żółta kartka i krok do tyłu. Komisja staje w rozkroku. Wczoraj pojawiły się informacje, że w Wielkiej Brytanii coraz popularniejsza jest opcja wyjścia z UE. Będzie problem jak w referendum Brytyjczycy powiedzą UE nie. Wtedy polski problem będzie malutki.
Biorąc pod uwagę konsekwencje polityczne, trudno wskazywać jednoznacznie na zwycięzcę i przegranego w tym sporze.
- Nie chodzi o to, żeby był wygrany i przegrany. Ten spór polityczny jest potrzebny Komisji Europejskiej. Samo gonienie króliczka jest już ważne, żeby pokazać, że Komisja ma potencjał instytucjonalny i odgrywa ważną rolę. Komisja w ostatnich latach była przecież zmarginalizowana kosztem innych instytucji. Z drugiej strony polski rząd stara się to rozwiązać wewnętrznie, ale także wykorzystuje ten kontekst pokazując, że opozycja idzie na skargę i zdradza Polskę. To element targowicy. Obie strony tym grają, ale to jest niebezpieczne. Nikt nie patrzy kto ma rację. KE nie ma żadnej ekspertyzy, ale to wpływa na wizerunek Polski. Ta gra, która jest potrzebna w sytuacji wewnętrznej, nie jest korzystna jak chodzi o budowanie relacji biznesowych z partnerami zagranicznymi.
Spór polityczny w naszym kraju pozostanie niezmieniony?
- Jest tak samo jak z ostatnią decyzją agencji Moody's. Nie obniżyła ratingu, ale obniżyła perspektywę. Opozycja będzie mówiła, że obniżyła perspektywę a rząd, że nie obniżył ratingu. Tu będzie ta sama narracja. W przypadku ratingów kolejne decyzje będą w wakacje. W przypadku Komisji za miesiąc, po referendum w Wielkiej Brytanii, pewnie problemy Polski zejdą na 4 plan.
Dokąd nas prowadzi spór wokół TK?
- W sensie politycznym w Polsce on jest partiom potrzebny. To napędza elektoraty. To wygodny spór, bo jest nierozwiązywalny. To idealny spór. Z perspektywy europejskiej on był potrzebny KE do pokazania, że jest ważną instytucją, która ma ważne kompetencje, kosztem Rady Europejskiej. Czy to się komisji uda? Pewnie nie. Dzisiaj w UE nie ma trendu wracania do metod wspólnotowych, gdzie znaczenie by zyskiwały takie instytucje jak KE i Parlament Europejski. Raczej wszyscy patrzą co zrobią główni gracze – Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Patrzą na zachowanie Rady UE i Rady Europejskiej a nie Komisji.
Jesteśmy bliżej czy dalej UE?
- To nie tylko jest spór, gdzie Polska się tłumaczy. Obie strony grają w grę. Komisja powinna brać pod uwagę głos Polski, nie tylko odwrotnie. Musimy wyjść z kompleksu. Austriacy się tym przejmują? Raczej nie. Patrzmy czy mamy rację, jakie to może mieć konsekwencje dla gospodarki, ale nie martwmy się czy potraktują nas jako brzydką pannę. To w gruncie rzeczy nie ma znaczenia