Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PiS, Małgorzatą Wassermann.

Przekonuje pani, że komisja śledcza ma narzędzia do badania istotnych dla państwa spraw, ale nie w wypadku Pegasusa. Tutaj musiałaby ona pracować na materiałach operacyjnych, zatem same posiedzenia powinny być niejawne. Jest jakiś tryb pracy komisji, który mógłby sprawdzić się przy Pegasusie?

- Komisja śledcza ws. Pegasusa ma mniejszy sens. Można się domyśleć z wypowiedzi osób znających te postępowania, że jak system był włączony, to jest to tylko nazwa. Kontrola operacyjna, jeśli była włączona, miała związek z toczącymi się postępowaniami. Dlatego mogę sobie wyobrazić i jestem przekonana, że ani prokuratura, ani policja, ani służby nie będą chciały przekazać materiałów z aktualnych śledztw. To pierwsza kwestia. Druga sprawa jest taka, że wszystko, co dotyczy kontroli operacyjnej, podsłuchów, zgody, to jest uregulowane. To materia objęta klauzulami tajności. Są dwa ciała. Tego się można było domyślać, że jak ktoś miał stosowane jakieś środki, to dlatego, że było to uzasadnione toczącymi się postępowaniami. Po drugie w Polsce nie można podsłuchiwać bez procedury złożonej, która kończy się postanowieniem sądu. Po trzecie jest komisja ds. służb specjalnych. Na tej komisji można zadawać pytania i zapraszać szefów różnych instytucji. Jak patrzę na ten moment na komisję, która zbiera się w Senacie i na poziom dyskusji, nie wygląda to poważnie. Oglądałam to. To pytania w stylu, czy pan uważa, że był podsłuchiwany? „Tak uważam”. To bzdury. Straszenie Polaków, że są podsłuchiwani to absurd. Prawnicy to tłumaczyli.

Popatrzmy na to z punktu widzenia politycznego. Paweł Kukiz stawia ultimatum. Jeśli projekt nie zostanie przegłosowany w ciągu 4 tygodni, sam przestanie głosować razem z PiS. Jak pani to przyjmuje?

- Nikt nie powiedział, że projekt nie zostanie przegłosowany. Mówię o własnym stanowisku. Paweł Kukiz, proponując tak szeroki zakres badania dla komisji, stawia ją w wątpliwym świetle konstytucyjnym. Ustawa kładzie wymogi dla komisji. Tworzyłam projekt komisji, przeprowadzałam to przez Sejm. Przedmiotem badania komisji może być tylko jedna sprawa. Analizowałam to na prośbę posłów PO, którzy do Amber Gold chcieli dołożyć SKOK-i. To jest prawnie niemożliwe. Nie można łączyć spraw. Paweł Kukiz wie, jak wielka to jest praca przygotowawcza i prawnicza? Trzeba przeanalizować stany prawne w tych latach. One się zmieniały. Trzeba zebrać materiał dowodowy. Paweł Kukiz wie, że będzie prosił o statystyki, dane? Ja prowadziłam komisję, zrobiłam raport. Uważam, że tak wielkie pole może być trudne do przeprowadzenia.

Co z poselskim i prezydenckim projektem ws. Izby Dyscyplinarnej? Dojdzie do połączenia tych dwóch projektów? Jest to możliwe? Tak czy inaczej na końcu musi być podpis prezydenta.

- Tu będziemy pracowali nad projektami, które są w Sejmie. Od tego jest komisja sprawiedliwości, żeby było wspólne stanowisko. Do porozumienia dojdzie. Są trzy kwestie. Pierwsza jest taka, że trudno zgodzić się na dyktaturę Komisji Europejskiej, która chce ingerować w nasz system prawny. Nie mają podstaw do tego i robią to w sposób wybiórczy. Jest hipokryzja urzędników unijnych. Te instytucje kierują się tylko sprawiedliwością? Ile obecnie jest nerwowej walki, żeby ludzie nie ginęli na Ukrainie? A jakie są zachowania polityków niemieckich i ich działania? Oni wiedzą, że główną rzeczą, która karmi Putina jest gaz, Nord Stream 2. Oni wiedzą, co można zrobić. Im jednak nie przeszkadza, że Putin łamie prawa człowieka, ma dyktaturę, pełne więzienia przeciwników politycznych. Robią z nim dobre pieniądze. W stosunku do Polski są inne standardy. Nie ma zgody na takie traktowanie.

Czyli w pani ocenie projekt prezydenta idzie za daleko?

- Nie powiedziałam, że idzie za daleko. Z tych projektów trzeba wypracować projekt, który zagwarantuje nam niezależność i niezawisłość, ale pozwoli zakończyć spór z Komisją Europejską. Nie jest to nikomu potrzebne. Mamy inne problemy na głowie. Nerwowa noc za nami. Kładliśmy się spać i zastanawialiśmy się, w jakiej rzeczywistości się obudzimy.

Ostatnia pani aktywność w Krakowie w wypadku szpitala w Prokocimiu i Centrum Muzyki, co chwalił nawet prezydent Majchrowski, powinniśmy traktować jako wstęp do pani kampanii prezydenckiej w Krakowie?

- Krzywdzi mnie pan, mówiąc o ostatniej aktywności. Jestem zawsze dostępna.

W wymiarze medialnym jest pani ostatnio widoczna.

- Tak. Jestem powszechnie znana z tego, że działalność medialna nie jest moim konikiem. To ostatnie elementy. Każda instytucja w Krakowie i Małopolsce, która potrzebuje pomocy na różnych płaszczyznach, jak kwestie legislacyjne, kwestie negocjacji umów, pozyskiwania środków lub zgód na remont… Zawsze można na mnie liczyć. To moja praca. Zaraz jadę do biura zajmować się sprawami, które są lokalne.

Mamy zmianę układu sił w radzie miasta i pytanie o bliższą współpracę prezydenta z radnymi PiS. Zdecydowałaby się pani na start, jakby wycofał się prezydent Majchrowski i wsparł pani kandydaturę?

- To pytanie jest zadawane, ale mówię uczciwie. Nie ma w PiS rozmowy o wyborach samorządowych. Powoli są przymiarki do wyborów parlamentarnych za 1,5 roku. Wybory samorządowe będą chwilę później. Dla nas istotne jest 1,5 roku rządzenia. Trzeba sprawnie kraj prowadzić przez kryzysy. W polityce szybko rzeczy się zmieniają. Na dwa lata do przodu nie ma co snuć planów. Mogę powiedzieć, że kto by Krakowem nie rządził, może liczyć na moją współpracę. Państwo to kontynuacja. Nie jest tak, że to inwestycje dla PiS czy dla prezydenta Majchrowskiego. Działania są dla nas, dla Polaków, dla wspólnoty. Oczekujemy, że osoba wybrana przez 4 lata będzie poprawiała jakość życia i nasze funkcjonowanie. Czy to jest Jacek Majchrowski, czy Małgorzata Wassermann, czy ktoś inny, nie ma to znaczenia. Chciałabym, żeby wszyscy to tak postrzegali. Nas z PiS można jednak opluwać, mówić, że nie będzie współpracy. To niepojęte. Współpraca jest dla ludzi.