Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z politologiem, dr. Łukaszem Stachem.
Przed strzelaniną sprawca ogłosił wierność Państwu Islamskiemu. Ten zamach może być symbolicznym punktem zwrotnym w historii USA w roku wyborczym?
- Trudno powiedzieć. Punktem zwrotnym był atak na WTC. To kolejna odsłony wojny z terroryzmem. To się teraz charakteryzuje mniejszą ilością eksplodujących samolotów czy ataków samobójczych. Państwo Islamskie wezwało radykalnych muzułmanów do dokonywania indywidualnych ataków. To samotne wilki, które ulegają ideologii i dokonują ataków. Jak miałbym postawić tezę to bym stawiał na samotnego wilka, który jest zauroczony ideologią radykalnego islamu i dokonał wielkiego zamachu. Zginęło 50 osób, ale miesięcznie w USA w strzelaninach ginie 1000 osób. Tu mamy do czynienia z aktem terroru a nie ze strzelaniną, która wpisuje się w codzienność USA.
Mówi się, że to najbardziej krwawy akt terroru na amerykańskiej ziemi od 2001 roku. Kiedy pana pytałem o to czy to może być punkt zwrotny w historii USA to pytałem w kontekście kampanii prezydenckiej. Naprzeciwko siebie stoją Hilary Clinton i Donald Trump. To może pomóc Trumpowi w osiągnięciu wzrostu poparcia?
- Prawdopodobnie tak. Jak ktoś politycznie na tej tragedii skorzysta, a polityka jest cyniczna, to jest to Donald Trump. On radykalnymi hasłami zamknięcia granic dla muzułmanów może zdobyć poparcie. On wpisuje się w model twardego Amerykanina, który chce się rozprawiać z przeciwnikami USA i chce przywrócić Ameryce wielkość. Szok wywołany tragedią może spowodować, że Amerykanie chętniej popatrzą na Trumpa. Ten zamach byłby wtedy silnie spowinowacony z polityką w sensie przechylenia szali na korzyść republikanina.
Kiedy przed kilkunastoma miesiącami na horyzoncie pojawiła się wizja, że Donald Trump może być kandydatem na prezydenta, komentatorzy kpiąco wątpili, żeby on uzyskał nominację. Wtedy z mieszaniną powątpiewania mówiono o jego osobie. Teraz on nie ma obaw w mówieniu o pochodzeniu etnicznym sędziego. Do tej pory sędzia w USA był nietykalny. Mam wrażenie, że coś się zmieniło w USA.
- Nie tylko w USA. To samo jest w Europie i Polsce. To erozja zaufania ludzi do establishmentu politycznego. Jakby 6 lat temu ktoś nam powiedział, że PiS będzie rządził z większością samodzielną, w parlamencie będzie Kukiz to byśmy się popukali w głowę. W USA obserwujemy brak zaufania społeczeństwa do elit politycznych. Amerykanie odrzucają polityczną poprawność, postaci zakorzenione w establishmencie i stawiają na coś nowego. Szukają kogoś, kto obiecuje zmianę i chce zerwać z dotychczasową polityką. Amerykanie są podobnie jak my rozczarowani politykami. Taki Donald Trump, jako głos sprzeciwu, dyskontuje to niezadowolenie.
Jak potencjalny wybór Donalda Trumpa przełoży się na Europę i Polskę? Brytyjski think-tank uznał perspektywę wyboru Trumpa na prezydenta USA za jedno z największych zagrożeń stojących przez światem, prawie na równi z destabilizacją światowej gospodarki przez dżihadystów. Podziela pan ten pogląd?
- Szczerze to trudno się odnieść do czegoś co się wydarzy w przyszłości. Trudno mówić coś o programie Trumpa. On mówi z głębi serca czy wyczuł nastroje społeczne? On mówi to, co Amerykanie chcą usłyszeć. Jego program to hasła. Tyle. Ma pełno kontrowersyjnych wypowiedzi, ale realia wzywają polityków do odpowiedzialności. Nie sądzę, żeby Donald Trump po ewentualnym zwycięstwie wywrócił wszystko do góry nogami. Tutaj praktyka sprawowania władzy pokaże co on chce naprawdę osiągnąć. Pewnie ta polityka amerykańska będzie dużo bardziej agresywna. Jakie ona będzie miała praktyczne elementy? Trudno powiedzieć. Dla nas może być niepokojące, że Trump uważa Putina za twardego faceta, z którym można się dogadać. Jaka bezie cena tego kompromisu? Te słowa reprezentują jego poglądy. O tym trzeba pamiętać. To może być chytry demagog, który chce zdyskontować niezadowolenie społeczne. Wątpię, żeby Trump od razu zdemontował NATO.
Wrócę do zamachu w Orlando. Jak to jest? USA w tym momencie są najbardziej policyjnym krajem, mają środki techniczne i ludzkie, ale nie są w stanie zapobiec zamachowi przeprowadzonemu przez człowieka, o którym wiedzieli, że może mieć związki z radykalnym islamem. Te zabiegi na nic się nie zdadzą w przypadku samotnego wilka?
- USA borykały się 16 lat z problemem unabombera, który wysyłał bomby paczkami. To nie jest łatwe, żeby wyłapać samotnego wilka. Ten sprawca zamachu był podejrzewany, ale śledztwo niczego nie wykazało. Pracował jako ochroniarz i miał dostęp do broni. Ameryka jest wielka. Broń jest tam łatwo dostępna. Mówimy o broni automatycznej. Trafiła się jednostka, która postanowiła spełnić wezwanie ISIS do dokonania ataku. Był dobrze uzbrojony, wszedł i zaczął strzelać. W takich warunkach liczba ofiar musi być wysoka. Służby mogą zapobiec wszystkiemu? Nie. Każdy może znaleźć lukę w systemie bezpieczeństwa. Przeraża 50 ofiar. Jednak co miesiąc w USA ginie dużo więcej osób w strzelaninach, które nie mają nic wspólnego z terroryzmem. Na ten problem mało kto zwraca uwagę.
Pan mówił, że tradycja strzelecka w USA to taka atrakcja jak u nas grillowanie. Można sobie wyobrazić, że takie zdarzenie zmieni myślenie Amerykanów o dostępie do broni?
- Dużą cześć osób tam jest święcie przywiązana do dostępu do broni palnej. Ograniczenia u nich to tak jak zakaz grillowania u nas. Dyskusja może być o broni aromatycznej. Dostęp do broni palnej? Trzeba kilku pokoleń, żeby Amerykanie się odzwyczaili od tego, że mogą iść do sklepu i kupić nawet karabin.