Janusz Makuch/fot. Agata Ciechanowska
W pierwotnych założeniach tegoroczny festiwal miał być nie tylko świętem kultury żydowskiej, lecz także symbolicznym mostem łączącym podzielone społeczności. Konflikt zbrojny, który rozgorzał na Bliskim Wschodzie, sprawił, że wielu artystów nie może fizycznie dotrzeć do Polski.
To bardzo bolesne, ponieważ ci ludzie naprawdę chcieli być częścią tego koncertu pokoju. A my nie chcemy narażać nikogo: ani artystów, ani publiczności. Musimy brać pod uwagę także potencjalne reakcje radykalnych aktywistów – mówi Janusz Makuch.
Kazimierz. Z ruiny do mekki turystycznej
Tegoroczny festiwal odbywa się w miejscu, które samo jest opowieścią o zmianie – Kazimierz, dzielnica-symbol, przez wieki centrum życia żydowskiego w Krakowie. Po wojnie – pozostawiony sam sobie.
W 1980 roku przyjechałem do Krakowa z Puław. Pierwsze, co zrobiłem, to poszedłem na Kazimierz. To było zdegradowane, opuszczone i niebezpieczne miejsce. Zaczęło się to zmieniać w 1988 roku, założyliśmy festiwal. Jedną z pierwszych myśli było to, że wracamy do samego źródła tej kultury, która była wypełniana przez żywą kulturę żydowską i siłą rzeczy przez żydowskie życie i religię – mówi Janusz Makuch.
(cała rozmowa do posłuchania)
Kazimierz był dzielnicą zrujnowanych kamienic, z których wiele groziło zawaleniem. Dopiero festiwal zaczął zmieniać oblicze tej przestrzeni. W ślad za kulturą przyszły inwestycje, a potem gentryfikacja. Zgodnie z definicją rewitalizacja obejmuje trzy wymiary: przestrzenny, społeczny i gospodarczy. Kazimierz przeszedł przez każdy z nich, ale pytania o to, kto dziś dziedziczy jego historię, pozostają bolesne i aktualne.
Kazimierz, jako miasto żydowskie, pozostał architektonicznie nietknięty w czasie wojny. Hans Frank nie chciał widoku ruin z Wawelu, a getto utworzono w Podgórzu. Po wojnie rozpoczął się jednak dramatyczny upadek.
Dziś, kiedy Kazimierz stał się miejscem modnym, odwiedzanym przez tłumy turystów, coraz trudniej odnaleźć tu jego dawną duszę. Z duchowego centrum kultury żydowskiej stał się dzielnicą imprez, food trucków i meleksów, z których turyści "oglądają dziedzictwo przez plastikowe szybki".
Dzisiaj turyści odwiedzają Kazimierz i oglądają go z plastikowych zasłon z meleksów. Tak oglądają dziedzictwo żydowskie. Polują na dobre samopoczucie. Chcę powiedzieć o czymś bardzo wstrząsającym. Całe zainteresowanie kulturą żydowską, tym dziedzictwem, aczkolwiek to powoli się zmienia, sprowadza się do czegoś takiego. Ludzie, którzy tu przyjeżdżają, poza Żydami, dla których to miejsce ma wciąż ogromne znaczenie, kochają martwych Żydów. Tych żywych już niekoniecznie.
Ale mimo wszystko pojawia się też nadzieja. Coraz więcej osób, w tym młodych, próbuje rozumieć i opowiadać o historii Kazimierza bez uproszczeń. Są inicjatywy, które przypominają prawdziwe twarze tej dzielnicy. I jest Festiwal Kultury Żydowskiej, który nadal chce być miejscem spotkania i żywej pamięci.