Według Mazura, szefowa rządu próbowała także uniknąć kwestii, które prowadziłyby do sporów ideologicznych. Expose premier Beaty Szydło trwało ok. 75 min. co można uznać za średnią wobec 30 min. Hanny Suchockiej oraz 3,5 godz. Donalda Tuska.

Przeczytaj: Premier Beata Szydło wygłosiła expose. Główne tematy: bezpieczeństwo i rozwój


Zapis rozmowy Jacka Bańki z Krzysztofem Mazurem z Klubu Jagiellońskiego.

 

Duża wizja budowy państwa, jak mówiła Beata Szydło czy może kompilacja poszczególnych ministerstw? Jak pan ocenia expose?

- W warstwie retorycznej było dużo słów, które można przypisać do dużej wizji, jak o przywracaniu pewnych standardów czy przeciwstawianiu się zwijaniu państwa. Co do konkretów to one wpisują się w drobne zmiany wynikające z ministerstw. One nie układają się na wielką wizję, jak do wielkich słów te konkrety mają przystać.

 

Mieliśmy politykę zagraniczną, gospodarkę i politykę społeczną. To były filary.

- Tak. Jak chodzi o bezpieczeństwo to mocnych konkretów, jak zwiększyć bezpieczeństwo Polski, zabrakło. Można mówić, że dyplomacja rządzi się swoimi prawami. Muszą być czyny a nie hasła. Beata Szydło mocno jednak zaczęła. Wizji brakuje z drugiej strony. Jak chodzi o drugą kwestię, to od strony retorycznej jest zmiana nazwy resortu na rodziny, pracy i polityki społecznej. To nacisk PiS, żeby rodzina była w centrum. Są konkrety – 500 złotych na dziecko. Beata Szydło to, ku zaskoczeniu wielu osób, powtórzyła. Jest konsekwentne mówienie o powrocie do poprzedniego wieku emerytalnego i o podniesieniu stawki wolnej od podatku. Te zmiany mają ułatwić życie najbiedniejszym.

 

To się układa w całość? Z jednej strony są zapowiedzi społeczne a z drugiej jest wyjście z pułapki średniego wzrostu. To radykalnie różne rzeczy.

- To próba takiego konserwatyzmu z ludzką twarzą. To pewnego rodzaju hasła dotyczące sfery obyczajowej i aksjologii państwa. Ten konserwatyzm jest też rozumiany jako rozwój. To wolnorynkowa narracja. W wielu obszarach są hasła, które kojarzą się z etatyzmem niż z wolnym rynkiem, czyli z dużą interwencją państwa na rzecz polityki społecznej. Ja bym to nazwał doktryną konserwatyzmu z ludzką twarzą. To łączy liberalizm gospodarczy z hasłami katolickiej nauki społecznej czy hasłami lewicowymi, które mówią o pomocy najbiedniejszym.

 

Wydaje się, że najwięcej szczegółów dotyczyło gospodarki. Premier Szydło się tym jednak zajmowała w PiS. To było najbardziej przekonujące?

- Na pewno Beata Szydło w kampanii i teraz wyraźnie realizuje strategię, że Polacy mniej oczekują wojen światopoglądowych, ale chcą konkretu. Praca jest realnym problemem, także ze względu na emigrację i w związku z wyjazdem wielu młodych za granicę. Słuch społeczny pani premier działa. To problemy Polaków. Na ile retoryka doprowadzi do zmian? Gospodarka się rządzi swoimi prawami. Państwo ma narzędzia, ale gospodarka jest uzależniona od globalnych trendów. Jak w następnych latach będzie kolejna fala kryzysu to nawet te narzędzia nie wystarczą.

 

Odejście od wojny światopoglądowej, ale jednocześnie zapowiedź audytu państwa. Co się może za tym kryć?

- To nie jest wojna światopoglądowa, ale dobra praktyka. Każdy menadżer wchodzący do firmy musi zacząć od audytu. Nie wszystko widać. Trzeba zobaczyć stan kadr czy finansów. Podobnie jak w firmie jest w polityce. Informacja publiczna jest ograniczona. Jak się nie jest w ministerstwie czy spółkach, to ciężko jest oszacować, jaki jest stan rzeczy. Tu jest dobre menadżerskie podejście. Miesiąc czy dwa rząd poświeci na audyt. Ciekawe jak będą publikowane jego wyniki. Jak gdzieś będzie bardzo źle, to z jednej strony można zrzucić odpowiedzialność na poprzedników, ale to też budzi niepokój. Chyba żaden polityk nie będzie miał odwagi o tym mówić. Ciekawe jak to będzie ogłoszone.

 

Wiele osób stawiało pytanie, czy zapowiedzi 8-letniej podstawówki się pojawi w expose. Pojawiło się. Może być groźny odwrót od reformy oświaty?

- W oświacie największy problem to brak stabilności. W kwestii 6-latków i powrotu do podziału na szkoły podstawowe i średnie największym problemem jest to, że my jako naród nie możemy się zdecydować. Odwracamy reformę, której koszty już ponieśliśmy. To nie buduje zaufania do państwa. To pokazuje, że pewne reformy są robione po łebkach a po kilku latach się wycofujemy. Na końcu koszt ponoszą dzieci, rodzice i nauczyciele.

 

Pod koniec usłyszeliśmy - „nie jesteśmy partią antyeuropejską”. Z drugiej strony problem uchodźców to wypychanie własnych problemów i przerzucanie ich na inne państwa. Jak pan to przyjął?

- Nie zgodzę się. Problem uchodźców w Europie to problem zachodnich państw opiekuńczych. Nie jest tak, że ludzie z Syrii chcą mieszkać w Polsce. Oni chcą do Szwecji, Niemiec czy Francji. Tam ta sfera opiekuńcza jest bardziej rozwinięta. Polityka tych państw zachęcała imigrantów, bo te kraje kojarzyły im się w wygodnym życiem bez ciężkiej pracy. Te słowa są korektą błędów polityków PiS z ostatnich dni. Mam na myśli słowa Konrada Szymańskiego, który w kontekście tragedii we Francji powiedział o przyjmowaniu imigrantów. Tutaj opinia publiczna przyjęła, że nie był to najlepszy moment. Beata Szydło chciała to skorygować. Tak czytam te słowa.

 

Coś pana rozczarowało, zaskoczyło lub zasmuciło?

- Pewna retoryka, którą najpierw zaprezentowała była pani premier w trakcie inauguracyjnego posiedzenia Sejmu i dzisiaj w tę retorykę wpisała się część posłów opozycji, który w trakcie expose wyrażali swoje zdanie. To zły zwyczaj. Expose jest tak ważnym momentem, że trzeba zachować standardy. Trzeba wysłuchać a dopiero potem krytykować. To mnie zaskoczyło. Ktokolwiek nie będzie premierem, powinno być standardem, że opozycja słucha nowego premiera z szacunkiem i uwagą.