Kard. Grzegorz Ryś w specjalnym świątecznym wywiadzie dla Radia Kraków mówi o Kościele, który ma odwagę spotkania, słuchania i nawrócenia. Odpowiada na pytania o rozliczenie nadużyć seksualnych w Kościele, otwarciu tajnych archiwów krakowskiej kurii i miejscu w Kościele dla osób homoseksualnych i żyjących w związkach niesakramentalnych oraz jak prowadzić dialog ponad politycznymi i religijnymi podziałami.
Nasze spotkanie jest wyjątkowe z racji tajemnicy Bożego Narodzenia i z racji gościa - kardynała Grzegorza Rysia, metropolity krakowskiego. Bardzo dziękuję, że ksiądz kardynał przyjął zaproszenie do Radia Kraków i do tej audycji, do Rozmów o Wierze, które już blisko dwadzieścia lat mówią o życiu i wierze - raz w sposób spójny, piękny, a raz o trudnościach, które są z nimi związane. Witamy z powrotem w Krakowie, choć wiem, że Łódź pozostawiła wielki smutek. Czego księdzu kardynałowi z tej Łodzi najbardziej brakuje?
- Raczej nie czego, tylko kogo. Kościół to nie są rzeczy, tylko relacje. Jeśli relacje są budowane naprawdę, to są głębokie. Potem, gdy trzeba znaleźć dla nich inną formę, to nie jest łatwy proces. Dzięki papieżowi Franciszkowi przestałem myśleć o Kościele jako o jakimś abstrakcyjnym podmiocie, rodzaju tłumu. Kościół to wspólnota ludzi. Gdy myślę o Łodzi, to nie mam przed oczami przerobionych fabryk, tylko konkretne twarze. To jest ten brak najważniejszy.
Co z tamtego Kościoła łódzkiego chciałby ksiądz kardynał przeszczepić na krakowski grunt? Co mogłoby ożywić Kościół krakowski?
- Nie wiem, czy dobrym pomysłem jest przeszczepianie. Łódź ma swoją specyfikę jako dawne miasto robotnicze, więc kwestie społeczne są tam szczególnie istotne. To także miasto czterech kultur, miasto wielkiego ekumenizmu i dialogu, który po katolickiej stronie zaczął się wcześniej niż Sobór Watykański II. Ale nie chodzi o to, by prosto brać i przeszczepiać. Każdy Kościół musi mieć swoją specyfikę. Nie chodziło o klonowanie Krakowa w Łodzi ani teraz o klonowanie Łodzi w Krakowie. Natomiast Kościoły lokalne nie są od siebie odseparowane. Są w jednej wspólnocie Kościoła Powszechnego. Zadaniem jest szczepienie w lokalnym kontekście tego, czym żyje Kościół jako całość: synodalności, ekumenizmu, ewangelizacji. Tu też kilka przygód łódzkich może się przydać, choć one się narodziły jeszcze duchowo w Krakowie, bo na przykład Arena Młodych narodziła się w Krakowie, a nie w Łodzi. Ta miała swoją własną odsłonę i swój własny koloryt. To bardzo piękne doświadczenie. Mieliśmy około pięciuset wolontariuszy, tworząc każdą Arenę. Będzie mi brakowało takiej inicjatywy, ale chyba się nie odważę jej tu przeszczepiać, niech ona już zostanie w Łodzi. To jest taka nagroda papieża Franciszka, którą wprowadziłem na wzór papieża Jana Pawła II w Irlandii, dla młodych ludzi, którzy się angażują, ale nie jednorazowo, tylko w wymiarze całego roku w jakieś kwestie charytatywne, albo w kwestie ekumeniczne, albo w kwestie ewangelizacyjne. Najwięcej było zawsze tych charytatywnych. Urok polegał na tym, że dajemy tę nagrodę uczniom z najstarszych klas szkoły podstawowej, a potem wszystkim ze szkoły średniej, którzy by chcieli.
Piękna inicjatywa. Może w Krakowie?
- Brązowa, srebrna i złota odznaka. Brązowa, srebrna i złota w liceum czy szkole średniej. Na koniec tak zwany pierścień rybaka. To oznacza, że można było mieć młodego człowieka, który jest naprawdę zaangażowany siedem lat w coś bardzo pozytywnego. Myślę, że jak ktoś przez siedem lat do czegoś ma w sobie pasję, to już z tego nigdy nie zrezygnuje. Muszę powiedzieć, że to były setki młodych ludzi. Setki. Ostatnio na rozdaniu tych nagród był zastępca kuratora. Był porażony tym, co widział. Ci młodzi też opowiadają o tym, co mogli zrobić, dlaczego to robili. Patrzył i jakby pierwszy raz odkrywał młodzież, zupełnie widząc ją z innej strony. To naprawdę przepiękne doświadczenie.
Zapowiedział ksiądz kardynał synod diecezjalny. W dokumencie papieża Franciszka o synodalności jest rozdział „Razem w łodzi”. Czy w tej łodzi, w tym Kościele rzeczywiście jest miejsce dla wszystkich, także dla osób, które czują się wykluczone, dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych, dla osób homoseksualnych?
- Miejsce jest dla wszystkich, bo każdy jest akceptowany. Nie ma natomiast akceptacji dla niektórych postaw. Zasada jest prosta, choć trudna w realizacji: w Kościele zawsze jest akceptacja grzesznika, nigdy grzechu. Papież Franciszek przez ostatnie lata pontyfikatu powtarzał jedno słowo: todos - wszyscy. Chodzi o gotowość wysłuchania historii drugiego człowieka i przyjęcia go jako człowieka. Nie ma ludzi, których Kościół wyklucza dla zasady. Życie w związku niesakramentalnym nie oznacza życia poza Kościołem. To nie jest ekskomunika ani oddzielenie od Chrystusa, który ma więcej dróg dotarcia do człowieka niż tylko sakramenty.
Podczas ingresu zwrócił ksiądz kardynał uwagę na fakt, że Kościół jest pełen łaski i mówienie o Kościele bez tej perspektywy jest płytkie. Kościół jest taką rzeczywistością bosko-ludzką i są pewne sprawy w Kościele polskim, problem z rozliczeniem krzywd wobec osób nieletnich, mówi się też o bezbronnych dorosłych w Kościele. Chodzi o to, żeby tym właśnie metafizycznym twierdzeniem nie zasłaniać takiej odpowiedzialności, także moralnej Kościoła, wobec pewnych, pewnych sytuacji?
- Zasłanianie byłoby nawet - powiem mocno - herezją. To, że Kościół jest bosko-ludzki, to nie znaczy, że te dwie natury się w nim mieszają, tak jak w Jezusie Chrystusie. To, co boskie, nie miesza się z tym, co jest ludzkie. Są dwie natury obok siebie razem, ale są też niezmienne.
Czyli ta łaska to nie jest pewien wytrych?
- Nie. W życiu tak sobie pozwoliłem wobec kardynała Kazimierza po starej znajomości, bo pamiętam, że rozmawialiśmy o państwie kościelnym i ksiądz kardynał użył takiego sformułowania, że ono się musiało w rozwoju historycznym powiedzieć jakoś w Duchu Świętym. Ja mówię, że to już nie jest klucz, tylko raczej łom do otwarcia drzwi do tego tematu, co na szczęście nie przekreśliło niczego w naszych relacjach. Chodzi o to, żeby się zachwycić Bogiem, który jest miłosierny dlatego, że jest z nami, mimo naszych grzechów i po to, żeby nas z nich wyprowadzać, a nie, żeby nam je zakrywać przed oczami. Jak bierzemy działanie Ducha Świętego, tak jak je objawia Pismo Święte i zwłaszcza w Ewangelii Jana, to tam czytamy, że Duch jest dany na odpuszczenie grzechów. Weźmiecie Ducha, którym odpuścicie, grzechy są odpuszczone, ale wcześniej jest powiedziane, że pośle wam Ducha, który przekona was o grzechu. To jest takie uderzające. Ten Duch jest nazwany Paraklet, czyli tak tłumacząc bardzo tak siermiężnie to Paraklet znaczy tyle co adwokat. Ja nie wiem, czy adwokaci przekonują swoich klientów o tym, że są grzesznikami i że są przestępcami i czy przestępcy się spodziewają po adwokatach akurat takiej ich aktywności. To jest kluczowe w działaniu Ducha Świętego, że najpierw przekonuje nas o grzechu, a potem nam pokazuje: ale Bóg cię kocha i jest dla ciebie szansa, jest dla ciebie wyjście, jest miłosierdzie. Tak jak Bóg z człowiekiem rozmawia o grzechu, to podejrzewam, że nikt inny nie.
Zapowiedział ksiądz kardynał dużą determinację, by w Krakowie także powołać komisję historyczną do spraw zbadania przypadków nadużyć seksualnych. Także podczas konferencji prasowej w Łodzi ksiądz kardynał o tym mówił, że to jest walka z czasem, żeby dopuścić tych ludzi, którzy odchodzą do opowiedzenia swojej krzywdy, do tego, aby zaistnieli w jakiś sposób, aby się poczuli ważni też w Kościele. W tej debacie kościelnej i w debacie społecznej brakuje mi takiego pięknego ewangelicznego słowa - zadośćuczynienia. Tak się zastanawiam, czy rzeczywiście Kościół jest gotowy na zadośćuczynienie ze wszystkimi tego konsekwencjami, także finansowymi, bo o tym się oczywiście mówi?
- Ja myślę, że ono się dzieje. Nie chcę mówić o żadnych szczegółach, to jest jasne, że nie. Natomiast też sądzę, że tam, gdzie Kościół je czyni, to o tym nie opowiada. Ja sam nie opowiadam o tym, bo co to jakieś media obchodzi. Tu są zasady - z całym szacunkiem dla mediów - bardzo proste. Niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa. Ja uważam, że niekoniecznie zadośćuczynienie pokrywa się z procesami. Kiedy ktoś mnie wzywa do sądu, no to muszę do niego iść. Natomiast niezależnie od tych wszystkich procesów, które się dzieją, jest jeszcze cała ogromna przestrzeń zadośćuczynienia. Wiem na pewno, choćby z doświadczenia własnej diecezji wcześniejszej, że to się dzieje i to naprawdę nie w jakiś sposób symboliczny. Proszę mi wierzyć.
Czy zostaną otwarte archiwa w kurii metropolitalnej? Archiwa tajne, które zostały zamknięte?
- Jestem przed decyzjami, więc nie wiem, czy już je objawiać.
Byłoby miło.
- Proszę pamiętać, że ja jestem historykiem z wykształcenia.
Czyli tak?
- To na pewno nie jest dobre, kiedy archiwum jest zamknięte dla badaczy. Archiwa mają swoje zasady udostępniania dokumentów. Wszystkie archiwa. Byłem dyrektorem archiwum na Wawelu przez kilka lat i wiedziałem, w jaki sposób obsługiwać czytelników, którzy przychodzą i uczonych. Myślę, że tu trzeba przede wszystkim najpierw odczarować tę całą debatę, bo to niczemu nie służy. Archiwum musi służyć badaniom naukowym i nie tylko, bo ono też prowadzi bieżącą działalność i tak dalej, ale myślę, że to się wydarzy. Natomiast jak pani mówi o komisji, to ja się z niczego nie wycofuję. Popatrzę w marcu na konferencji Episkopatu, w jaką stronę pójdą prace. Nie wierzę w to, że jedna komisja jest w stanie ogarnąć archiwalia dotyczące całej Polski. Nie wierzę w to. To są ogromne obszary do przebadania i myślę, że wcześniej czy później wszyscy odkryją, że każda diecezja musi trochę sama popracować. To, co nazywamy dzisiaj komisją ogólnopolską, to naprawdę powstanie z jakiegoś zbioru tych prac, wyników prac lokalnych.
Czyli to takie doświadczenie niemieckie? W Niemczech tak było właśnie, że były poszczególne...
- Tak, wtedy byłoby pewnie ważne, żeby te prace poszczególnych komisji jakoś były spójne. Inaczej to ten końcowy wynik niekoniecznie będzie kompletny.
„Usypiały nas tłumy w kościołach. Myślę, że Bóg pozwala na to, co teraz dzieje się z Kościołem, żeby nam i wstrząsnąć”. To słowa biskupa Artura Ważnego, który w ten sposób komentował spadek zaufania do Kościoła. Słowa pochodzące z wywiadu z Tośką Szewczyk, znaną księdzu kardynałowi i mnie także osobą skrzywdzoną w Kościele. Ten wywiad ukazał się w "Więzi". Jak ksiądz kardynał myśli, na co powinniśmy przede wszystkim położyć nacisk, żeby odbudowywać to zaufanie do Kościoła?
- Oczywiście mógłbym pójść w takie stwierdzenie, że Kościół musi być przejrzysty. Nie dlatego, że spadło zaufanie do Kościoła w Polsce, tylko to jest jedno z tych rozeznań, jakiego Duch Święty dokonywał z Kościołem na Synodzie o synodalności. Kościół jakoś musi być przejrzysty. To dotyka tego, o czym chciałem powiedzieć najbardziej. To znaczy, on musi być relacyjny w sposób uczciwy. Tak naprawdę kwestia zaufania czy niezaufania to jest kwestia bardzo osobista. To nie jest, to nie jest tak, że jakaś zbiorowość traci zaufanie albo jakaś zbiorowość je odzyskuje.
Kardynał Grzegorz Ryś w Radiu Kraków. / fot: Marek Lasyk
crop_free
1
/ 16
Badania są zbiorowe, prawda?
- Badania są zbiorowe, ale to tylko pokazuje, ile jest osób, które gdzieś zostały zawiedzione, gdzieś zostały skrzywdzone, gdzieś odkryły, że nie. Ja jestem przekonany, że każda z tych osób miała trochę inne powody. Jeśli odzyskiwać zaufanie, to najpierw trzeba się z tymi osobami spotkać i ich posłuchać. Wszystko inne jest potrzebne, ale nie załatwia sprawy. To jest wielkie pytanie, co zrobić, żeby w sposób autentyczny taką osobę spotkać, zaprosić? W jaki sposób do niej dotrzeć? To są pytania kluczowe. Duszpasterskie.
O tym mówi też papież Franciszek, mówiąc o tym, żeby wniknąć w tajemnice ludzi, którzy go opuszczają i o tym nawróceniu duszpasterskim? W tym kontekście.
- Nawrócenie duszpasterskie, to jest taki termin, który do Kościoła wszedł razem z Synodem Ameryki Południowej i Środkowej w Aparecida. Papież Franciszek, wtedy jeszcze oczywiście nie jako papież, był sekretarzem tego synodu i ten synod przywiózł ze sobą do Rzymu. W sobie oczywiście. Stąd pojęcie kluczowe dla synodu w Aparecida. Nawrócenie pastoralne wprowadził do swojej adhortacji Evangelii Gaudium. To jest akurat termin, który opisuje wspólnoty. Choć nawrócenie jest postawą człowieka, tu chodzi o wspólnoty. Papież powtarzając tę definicję synodu z Aparecida, mówi, że: "nawrócenie pastoralne naszych wspólnot polega na przejściu od działalności konserwatorskiej do działalności misyjnej". Może być tak, że wspólnota ma taką tendencję, żeby się zakonserwować na jakimś poziomie. Na przykład jesteśmy zadowoleni z tego, ilu nas jest, jacy jesteśmy i jesteśmy zapatrzeni tylko w to, żeby już nikogo nie stracić. Chcemy ten stan jakoś utrzymać. Papież mówi za Aparecidą, że to jest samobójstwo. To jedno, ale po drugie to jest wbrew poleceniu misyjnemu Pana Jezusa, który nas ciągle poza tę wspólnotę skierowuje. Czyli ważne jest, żeby wspólnota chciała wyjść poza siebie, żeby chciała się rozejrzeć, kto do niej należy, a kto do niej nie należy i dlaczego nie należy. ja pamiętam, że na wizytacjach nieraz o tym mówiłem. Jest was w kościele czterech na dziesięć. Pytanie kluczowe jest takie, czy znacie tych sześciu, których nie ma? Odpowiedź jest taka, że oczywiście, że znają. Kto ich ma znać jak nie oni? Proboszcz może nie znać, ale ci, którzy są w kościele znają tych, których nie ma. Mają ich w rodzinach, bo ktoś z rodziny nie chodzi do kościoła, mają ich w sąsiedztwie, bo ktoś nie chodzi do kościoła, mają ich wśród kolegów, koleżanek z pracy. Więc pytanie, czy was obchodzi los tych sześciu? Jak was nie obchodzi, to pytanie kluczowe jest, w jakiej mierze przeżywacie naprawdę tę waszą obecność tutaj? Najwyraźniej to, co zyskujecie tutaj, nie wygania was do innych. Ja myślę, że jest w życiu tak, że jak przeżyję coś, co jest dla mnie bardzo ważne i jakoś przeżyję to intensywnie, no to wychodząc z tego doświadczenia pierwsze to szukam komu by to przekazać. To się nie dzieje. Nie dzieje się chyba dlatego, że jesteśmy bardzo skupieni na tym, żeby zakonserwować stan aktualny. Proszę zobaczyć, jak księża rozmawiają. Byliśmy po kolędzie. Ile was w tym roku przyjęło? No dziesięć procent mniej niż w tamtym. No to jeszcze nie jest tak źle.
Usypiają nas te liczby?
- To jest coś gorszego. Usypiałyby nas liczby, gdyby te liczby nie spadały. My jesteśmy zadowoleni, że nie spadają za bardzo, albo jesteśmy zadowoleni, że trochę drgnęło. Wtedy ciągle jesteśmy właśnie skupieni na tym, żeby zachować status quo, więc wtedy nie jesteśmy misyjni.
To jest Kościół martwy?
- No nie. On jest w tych członkach jakoś żywy. Oni przeżywają wiarę, słuchają słowa Bożego, przyjmują sakramenty. Natomiast jest bardzo wsobny, taki bardzo ochronny. To jeszcze w wielu innych wymiarach się pokazuje. Znaczy, jesteśmy dobrzy w reagowaniu. Ktoś nas tam gdzieś obrazi, ktoś nas skrzywdzi, ktoś nas sponiewiera, to reagujemy na to, ale pozytywnie z czym wychodzimy?
Księże kardynale, przez ostatnie kilka lat różnym wiernym w Kościele krakowskim było nie najlepiej, mówiąc delikatnie, oględnie. Pierwszą taką sprawą, z którą było trudno się pogodzić, to taki bliski sojusz Franciszkańskiej 3 z politykami jednej frakcji, ale nie tylko. Czy ma ksiądz kardynał jakiś pomysł, taki rzeczywiście realny, żeby kształtować te relacje między właśnie światem polityki w taki sposób bezpieczny dla Kościoła? Świat polityki, politycy bardzo często instrumentalizują Kościół, wykorzystują go do swoich celów. Jaki tutaj znaleźć klucz? To nie jest takie proste, zawsze bywają różnego rodzaju napięcia.
- Na szczęście to nie ja mam ten pomysł. Jak ja bym miał ten pomysł, to nie byłoby najlepiej. Pomysł ma cały Kościół, który mówi, że tak się odczytuje po Soborze, że jest sakramentem jedności całego rodzaju ludzkiego. Czyli jeśli Kościół jest po coś także w tym obszarze, w świecie polityki, to po to, żeby budować jedność całego rodzaju ludzkiego. Wiem, jak to brzmi pewnie naiwnie, ale nie jest to naiwne. Odwołam się do tego łódzkiego przykładu, bo on jest we mnie jeszcze świeży. Było tak, jak przyszedłem do Łodzi, że na przykład był organizowany opłatek w mieście, który organizowali wspólnie pani prezydent, pan wojewoda i wtedy pan marszałek. To się niestety skończyło. Ja uważam, że się skończyło przez taką serię wyborów, któreśmy przeżywali. To nie jest normalne, jeśli się co chwilę ma wybory. W trakcie wyborów publiczna narracja jest z reguły ostrzejsza i staje się czasami dość agresywna. Tak delikatnie mówię. No więc naraz się to skończyło i jakieś trzy lata temu wpadłem na pomysł, że w takim razie to nie chodzi o to, żeby chodzić po opłatkach, chociaż jak byłem proszony, to szedłem, ale trzeba zrobić swój własny i zaprosić wszystkich. Ja muszę powiedzieć, że przez trzy lata miałem taką wielką radość. Teraz ostatni raz jeszcze pojechałem z Krakowa do Łodzi, żeby ten opłatek przeżyć. Wszyscy od lewa do prawa, wszyscy. Wszystkie środowiska. Uczeni, sąd, administracja - wszyscy. Służby mundurowe. Wszyscy. Do stu osób z miasta. To jest możliwe. No to jest coś, ktoś powie, jednorazowego, ale jest ważne. To może się uda też robić w Krakowie. Troszeczkę w takim nawiązaniu do tego, co w Krakowie było lata temu, co nazywaliśmy dziedzińcem pogan. Pani redaktor może pamięta, że pierwszy dziedziniec pogan był z politykami właśnie.
Tak, pamiętam.
- W Łodzi robiliśmy takie zamyślenia o Polsce i to, to było szukanie tego, co jest dobrem wspólnym. Czy my potrafimy razem jakoś jeszcze zdefiniować to, co nas gromadzi w Polsce? Jakie wartości nas zbierają? To były bardzo piękne spotkania, bo robiłem je u siebie w domu. Miałem taką salę na może siedemdziesiąt osób. Z tych siedemdziesięciu zawsze piętnaście to była młodzież maturalna z jakiejś szkoły. Oprócz tego też zapraszaliśmy bardzo szeroko, możliwie każdego. Zawsze to spotkanie miało formę dyskusji między dwoma osobami, które możliwie bardzo daleko się od siebie różniły, ale miały te dwie cechy. To znaczy byli jakoś zakochani w Polsce i posiadali zdolność do rozmowy. Ja nie zapomnę takich rozmów, jak na przykład Ryszarda Bugaja z Markiem Jurkiem. Dość daleko, choć oczywiście z tego samego nurtu pierwotnej Solidarności. Czy na przykład profesor Modzelewski i profesor Strzembosz. Oni się fizycznie pierwszy raz w życiu u mnie spotkali w domu. Nigdy wcześniej się nie spotkali. Każdy z nich miał dramatycznie odmienną historię życia, a potrafili ze sobą przepięknie rozmawiać. To, co w tych spotkaniach było uderzające, że ile tych spotkań nie było, one wszystkie lądowały na końcu w słowie „solidarność”. Na przykład profesor Stanisław Krajewski i profesor Buzek, czyli polski Żyd i polski luteranin. Rozmowa dotyczyła tego, jak się czują w tej Polsce, która ma jako jeden z kluczy do rozumienia siebie to utożsamienie Polak-Katolik. Nie ukrywali, że się różnie z tym czują. Profesor, pan premier Buzek trochę chyba łatwiej. Pan profesor Krajewski trochę trudniej. To nie oznacza, że nie potrafią rozmawiać o Polsce i o tym, co ich w Polsce łączy. Ja myślę, że to jest robota Kościoła, czyli być miejscem spotkania i nie narzucać w czasie tej debaty swojej wizji. Raczej właśnie stworzyć przestrzeń, żeby ludzie się spotkali i rozmawiali ze sobą. Ja zabierałem głos dwa razy na tych spotkaniach, czyli pierwszy raz witając wszystkich i drugi raz próbując jakoś podsumować. No i żałuję, że nie zdążyliśmy tego wydać. Już teraz mogę tylko prosić, bo tak wcześniej to bym polecił, ale może namówię Wydawnictwo Diecezji Łódzkiej na to, żeby, żeby zrobili z tego książkę, bo ona by była bardzo cenna. Ona poza wszystkim pokazywała tę umiejętność rozmowy. Więc trzeba szukać takich środków. Na pewno jest tak, że czas wyborczy temu nie sprzyja. Teraz można by chwilę coś porobić, bo zdaje się, że najbliższe wybory mamy w 2027 roku, to jakoś możemy spokojnie funkcjonować w 2026.
Michael Schudrich, naczelny rabin polski, był jednym z pierwszych gości, których ksiądz kardynał przyjął przy ulicy Franciszkańskiej 3. Pamiętam księdza kardynała aktywność podczas Dni Judaizmu w Krakowie. Wiem o przyjaźni z błogosławionej pamięci już prezesem Gminy Wyznaniowej w Krakowie Tadeuszem Jakubowiczem. Chciałam przy okazji podziękować za tę książkę "Chrześcijanie i Żydzi od Jezusa do Inkwizycji" o trudnych właśnie relacjach. Wtedy ksiądz kardynał na tym spotkaniu autorskim powiedział coś takiego, że czeka na ciąg dalszy, bo to jest piętnaście wieków i trzeba jeszcze napisać ciąg dalszy przez innych historyków, a także współczesność. W kontekście tej współczesności chciałam zapytać o to, co dzieje się w Strefie Gazy, co dzieje się w Izraelu. Takie pytanie się rodzi: czy krytykowanie Żydów zawsze jest antysemityzmem?
- No nie, z całą pewnością nie. W Kościele dobrze uczy ten, kto rozdziela. To Tomasz z Akwinu. Proszę popatrzeć na Stolicę Apostolską. Stolica Apostolska prowadzi dialog z Żydami i z judaizmem przy pomocy dwóch podmiotów. Pierwszym jest Sekretariat Stanu. Sekretariat Stanu prowadzi wszystkie zagadnienia polityczne. Oprócz tego Stolica Apostolska ma Radę do spraw Dialogu z Żydami i z judaizmem i ona jest przy Dykasterii do spraw krzewienia jedności chrześcijan. To jest dykasteria, która odpowiada za dialog teologiczny, za wizję religijną. W Watykanie się tego tak prosto nie miesza. Myślę, że tak samo powinno być w każdym z kościołów lokalnych. Myślę, problem polega na tym, że my za łatwo w takim publicznym dyskursie podchodzimy do kwestii politycznych tak, że to wszystko, co się dzieje w polityce, tak naprawdę przekreśla jakikolwiek dialog religijny i też nasze religijne rozumienie relacji chrześcijan z żydami. To pomieszanie pojęć jest czymś bardzo niebezpiecznym. Ja myślę, że od mojej książki… Ja się z niej cieszę. Chciałem ją zawsze napisać i zeszło mi lata, żeby ją napisać. To jest historyczna książka, to nie jest książka teologiczna. Ja wiem, że zapewne nie wszystkim się łatwo to czyta. Ważniejszą książką jest to, co przygotowaliśmy jako Komitet do spraw dialogu z Judaizmem przy Konferencji Episkopatu Polski. To jest książka, która wyszła na jesieni i ona publikuje razem wszystkie dokumenty Stolicy Apostolskiej dotyczące relacji z judaizmem od deklaracji Soboru Watykańskiego Drugiego. Potem jeszcze wyszło tak naprawdę pięć ważnych dokumentów, które właściwie wszystkie mają akceptację papieską i są potwierdzone przez aktualnego papieża. To wychodziło od Soboru, a ostatni dokument jest datowany na 2015 rok. Zobaczymy, kiedy będzie następny, kolejny. To jest coś bardzo ważnego, bo te dokumenty pokazują, co Kościół dzisiaj po Soborze, rozwijając swoją wcześniejszą naukę, czego naucza w odniesieniu do Izraela, do judaizmu, no i do jakich postaw też wprost zachęca. Wydaliśmy to z premedytacją i z wielką determinacją. Chcemy rozpowszechnić ten zbiór dokumentów, bo bardzo często w tych debatach publicznych padają głosy, które się wydają bardzo poważne teologicznie, ale one są zawsze ograniczone do wypowiedzi kościelnych, na przykład z XV wieku. W Kościele jest coś, co się nazywa rozwój dogmatu. On się dokonuje w Duchu Świętym. Trzeba patrzeć, w jaki sposób dzisiaj Kościół aktualizuje także to, czego nauczał trzysta lat temu, czterysta lat temu.
Jesteśmy podczas świąt Bożego Narodzenia. To przyjście Chrystusa w postaci dziecka to sytuacja kluczowa. Zastanawiam się, dlaczego przez wieki dzieci, bo to nie są chyba tylko sprawy kulturowe, były traktowane niepodmiotowo, były prześladowane? Dzisiaj także to się dzieje, są molestowane, są bite i tak dalej. Dlaczego tak trudno współczesnemu światu zobaczyć w twarzy dziecka Chrystusa?
- Ja bym najpierw odwrócił tę logikę i powiedziałbym, że dlatego Chrystus jest dzieckiem, że taka jest sytuacja dzieci…
Od tego się zaczyna?
- Tak. Na pewno Chrystus wybiera to, co jest słabe i to, co jest nadużyte, upośledzone społecznie i tak dalej. Na pewno Chrystus zawsze staje po stronie takich osób, więc nic dziwnego, że stoi po stronie każdego dziecka. Ja powiem szczerze, nie za bardzo mam odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje, że dzieci są tak traktowane. Pewnie dzieje się tak, że po chrześcijańsku byśmy powiedzieli, że to niestety z ludźmi robi grzech. Jest taka scena w Księdze Rodzaju, kiedy Lamek mówi, że jak dziecko zrobi mu siniec, to on go zabije, wykorzystując słabość tej osoby. Dorosłego człowieka za siniec pewnie by nie zabił. Czyli chrześcijaństwo nie mówi o człowieku w takich kategoriach hurraoptymistycznych i go idealizujących. Chrześcijaństwo mówi o tym, że człowiek jest skażony złem, że jest w nim jakieś mocne pęknięcie. Dlatego Chrystus przyszedł nas odkupić. Z racji na to, jacy jesteśmy. Jesteśmy pokiereszowani, jesteśmy naznaczeni grzechem. Dzisiaj byśmy mogli mówić w ten sposób, że tam, gdzie w dalszym ciągu to się dzieje i to właśnie w odniesieniu do osób wierzących w Chrystusa, no to trzeba mówić, czy rozumiemy cokolwiek, czy nie rozumiemy z tego dzieła Jezusa, czyśmy je przyjęli, czy ono w nas owocuje? To myślenie mnie najbardziej obchodzi jako biskupa. Ja nie jestem socjologiem ani tym, kto odpowiada za to, co się w państwie dzieje, ale to, co się dzieje w Kościele, tak, no to są dramaty. W Łodzi takim dramatem dzieci było to, ile dzieci potrzebowało pieczy zastępczej. To idzie w setki. Łódź, niestety, w tych rankingach ma miejsce niestety najwyższe, to znaczy najmniej chlubne. Dzieci, które potrzebują pieczy zastępczej, jest bardzo dużo. Zachęcaliśmy księży, żeby po kolędzie rozmawiali z ludźmi, z rodzinami. To był tak naprawdę niemal jedyny dopływ tych rodzin, które się podejmowały pieczy zastępczej i podejmują dalej.
Może w Kościele za mało się mówi o przemocy?
- Pewnie tak, pewnie tak, należałoby więcej.
W kazaniach? Nie wiem. Uwrażliwić ludzi, zmienić sposób myślenia, postrzegania?
- Myślę, że po stronie kościelnej to jest chyba troszeczkę tak. To jest rodzaj pewnej kalki, która jest niebezpieczna, bo ona przegapia wszystkie konkretne potem sytuacje. Ta kalka mówi, że nie wolno kwestionować praw rodziców nad dziećmi.
Świętości rodziny.
- To jest pewnie prawda. Wiadomo, że dziecko potrzebuje rodziców, ale też wiadomo, że rodzice nie są właścicielami tego dziecka i nie są tymi, którzy mogą na tym dziecku siebie samych odcisnąć i żeby to zrobić, potrafią to wyegzekwować także przemocą. Każdą - fizyczną, duchową i moralną. To są rzeczy niedopuszczalne. Natomiast to nie jest obrona. To jest próba zrozumienia, że czasami w Kościele jest taki wielki strach o rozmontowanie rodziny. Na pewno jest tak, że dzisiaj spór antropologiczny to jest spór o rodzinę. Wtedy na przykład niektórych głosów jest mniej. Pewnie nikt w Kościele nie powie, że przemoc jest dobra i to wiadome. Nikt tego nie powie, nikt się do tego nie posunie, ale milczenie chyba bierze się stąd.
Wczoraj papież Leon XIV wystosował list do księży i pisze tam o ich formacji także. W tym kontekście chciałam zapytać, bo to jest bardzo istotne w nawróceniu Kościoła, także o formacji księży. Mówi się często, że księża przychodzący do seminarium są niedojrzali, są maminsynkami. Są tego rodzaju narracje. Czym jest w byciu właśnie kapłanem, byciu księdzem sprawa ojcostwa? Czy to jest jakoś ważne? Czy to rezonuje odpowiednio?
- To jest kluczowe. To nie chodzi o księdza, to chodzi o każdego mężczyznę.
Ale ksiądz szczególnie może, bo inny mężczyzna może być ojcem.
- Jasne, zaraz dojdę do księdza. To jest kluczowe w życiu każdego mężczyzny. Tak jak w życiu kobiety jest formacja do macierzyństwa, rozmaicie przeżywanego w różnych wymiarach, przeżywanego. I ojcostwo, i macierzyństwo polega na tym, że daje swoje życie, że je przekazuje, niekoniecznie zawsze w sposób fizyczny, ale przekazuje komuś życie. To znaczy też, że przestaje żyć wyłącznie dla siebie, pod siebie, robiąc z siebie pępek świata. Proszę zobaczyć, że można być fizycznie ojcem i wcale nie przekazywać tego życia, tylko właśnie klonować się na dziecku. To jest chyba taki proces, że do ojcostwa się dojrzewa. Ja się niekoniecznie zgadzam z tym, że z seminarium wychodzą maminsynki. Ja byłem rektorem seminarium.
Nie mówię, że en bloc...
- To są właśnie nieraz takie dość krzywdzące rzeczy, upraszczające, także dlatego, że dzisiaj się podnosi wiek tych młodych ludzi, którzy przychodzą do seminariów. Mamy to seminarium tak zwane 35+, gdzie przychodzą ludzie po czterdziestce.
To się udało w Łodzi.
- To się udawało w Krakowie i się udaje w Łodzi. No więc, to nie są maminsynki. To są mężczyźni, którzy mają za sobą nieraz zarządzanie wielkimi firmami albo prace, które były bardzo społecznie poważne, np. nie wiem, były policjant, były nauczyciel i tak dalej. Więc tu ja bym nie szukał jakichś łatwych, upraszczających obrazów. Natomiast kluczowe jest to, że formacja księdza, jak pewnie każdego człowieka, musi być stała. Dramat się zaczyna wtedy, kiedy po najlepszym seminarium ten ksiądz, który wyszedł, przestaje się formować albo nie dostaje propozycji od swojego biskupa w swojej diecezji, albo ją lekceważy i niczego więcej nie szuka, bo jest przekonany, że już wszystko wie. Wtedy jest problem, to wtedy rzeczywiście możemy mieć do czynienia z kimś, kto zamiast się rozwijać, to się zwija. Wtedy trzeba tylko współczuć jego parafianom. Muszę powiedzieć, że piękne pierwsze doświadczenie, jakie mam, gdy chodzi o formację stałą, to były rekolekcje teraz z księżmi przed ingresem. W pierwszym dniu było sześciuset księży w kościele, w drugim i w trzecim mniej więcej tak samo. Chociaż byli tacy, którzy nie byli pierwszego dnia albo trzeciego dnia. Byli tacy, co nie byli ani pierwszego, ani drugiego, ale jednak się jakoś pokazali. Więc w sumie tych księży pewnie było około ośmiuset. Na tych rekolekcjach był bardzo dobry odbiór słowa, było bardzo piękne skupienie. Była naprawdę poruszająca odpowiedź księży, którzy poszli do spowiedzi. Rekolekcje się skończyły. Jeszcze siedzieli gdzieś parami po bazylice i się spowiadali. No i była hojna jałmużna na pomoc na Ukrainie. Ponad sto tysięcy złotych ci księża zebrali. Widać, że nawrócenie rozwiązało im portfele.
I dało im też powiew wolności. Czytałam komentarze różnych znajomych księży, którzy się poczuli wreszcie wolni. Wyszli przewietrzeni.
- Ja nie czytam tych komentarzy. Na pewno dało im możliwość spotkania i to było cenne, że po słuchaniu słowa spotykaliśmy się przy jakiejś symbolicznej zupełnie kanapce i czymś do picia. Można się spotkać, można porozmawiać, można sobie można rękę uścisnąć. To o to idzie. To jest właśnie moment formacji stałej. Teraz znowu trzeba pomyśleć, jak temu dać ciąg dalszy. Sama ta odpowiedź pokazuje, że jest pragnienie, jest wyczucie potrzeby. Gdzieś z drugiej strony, żeby nie było tak pięknie, to trzeba by powiedzieć, że z tego, co pamiętam, księży w Krakowie jest 1200, samych diecezjalnych księży. Tam jeszcze niektórzy uczestniczyli przez internet czy na inne sposoby, ale dość często czy w Krakowie, czy w Łodzi, czy w Warszawie, czy na całym świecie nie ma na takich rekolekcjach tych, którym to najbardziej byłoby potrzebne pewnie. Więc to też tak jest i trzeba to widzieć, bo inaczej łatwo jest poddać się właśnie tym liczbom pozytywnym.
Książę Kardynale, życzenia dla słuchaczy Radia Kraków?
- Życzenia pewnie takie… Jest ten refren, że słowo staje się ciałem i mieszka między nami. Pan Bóg nigdy nie wypowiada słowa po to, żeby sobie pogadać, tylko po to, żeby zostało wcielone. W Jezusie wszystkie boże słowa są na tak. Więc bardzo bym życzył każdej i każdemu z nas, żeby Słowo Boga w nas było na tak i żebyśmy mu dali ciało. Do tego jesteśmy wezwani, żeby słowa słuchać, przyjąć, no i je urodzić potem. Dać mu ciało, żeby słowo było widzialne, nie tylko słyszane.
Książę Kardynale, wiele zapowiedzi, między innymi wiadomo Synod Diecezjalny na przełomie lutego i marca. Wiem, że ksiądz kardynał jest pracoholikiem. Wiem, że kocha narty. Znajdzie się czas na narty w tym roku?
- Jestem tak zmęczony, że ledwie siedzę na tym krześle. Jestem cały pospinany i jeśli się nie wybiorę, to pewnie zamiast kochać ludzi, to będę na nich krzyczał i warczał. Więc to już nie chodzi tylko o mnie, tylko raczej o to, żeby naprawdę się zresetować i wystartować. Czas jest krótki i to nie dlatego, że, że dzieło jest poważne. Ono nie jest na jednego człowieka. Więc ja w tej chwili potrzebuję bardzo szybko zbierać ludzi, którzy stworzą jakąś ekipę zdolną do rozmaitej burzy mózgów, do tego, jak poukładać ten proces. Dopiero po tym przemyśleniu trzeba będzie pewnie zwołać radę kapłańską, dziekanów, może radę duszpasterską, porozmawiać szerzej, no i zacząć.
Radio Kraków informuje,
iż od dnia 25 maja 2018 roku wprowadza aktualizację polityki prywatności i zabezpieczeń w zakresie przetwarzania
danych osobowych. Niniejsza informacja ma na celu zapoznanie osoby korzystające z Portalu Radia Kraków oraz
słuchaczy Radia Kraków ze szczegółami stosowanych przez Radio Kraków technologii oraz z przepisami o ochronie
danych osobowych, obowiązujących od dnia 25 maja 2018 roku. Zapraszamy do zapoznania się z informacjami
zawartymi w Polityce Prywatności.