Zapis rozmowy Agnieszki Wrońskiej z posłanką PiS, Józefą Szczurek-Żelazko.
Ponad 1000 pielęgniarek przemaszerowało ulicami Tarnowa, walcząc o wyższe wynagrodzenie, zgodne z ich wykształceniem. Na razie nie ma jednak porozumienia w tej sprawie. Prowadzi to w kierunku zwolnień i rezygnacji z pracy. Jedynym rozwiązaniem problemu w Tarnowie jest odejście z pracy 140 pielęgniarek?
- Na początek trzeba wyjaśnić, o co chodzi w proteście. Żeby zrozumieć, wrócę do roku 2015-2016. Pensje pielęgniarek były bardzo niskie. Byłam dyrektorem szpitala w Brzesku. Podpisywałam wypłaty 1500-1800 złotych. Od 2017 roku jest ustawa przygotowana przez obecny rząd. Ona gwarantuje wszystkim pracownikom medycznym wzrost wynagrodzeń co roku o około 20%. To zagwarantowało wzrost wynagrodzeń także pielęgniarek. Niektóre pensje w ciągu 5 lat wzrosły o 100%. W ubiegłym roku znowu była podwyżka. Rząd dał na to ponad 7 miliardów. NFZ przekazał to dyrektorom szpitali. Problem wynika z tego, że część pielęgniarek z wyższym wykształceniem magisterskim i specjalizacją, nie we wszystkich szpitalach dostała podwyżkę wskazaną w regulacji.
Adekwatną do ich wykształcenia...
- Tak. Dyrektorzy szpitali mieli wzrosty kontraktów. Od 1 lipca zeszłego roku nie zmieniły się wymogi miejsc pracy. Część dyrektorów uznała wyższe wykształcenia i wypłaca wynagrodzenie. Część dyrektorów proponuje zmianę warunków. W Tarnowie dyrekcja jest otwarta na rozmowy. Związki zawodowe rozmawiają w imieniu pielęgniarek. Mam nadzieję, że nie będzie dramatu. Są propozycje dyrekcji. Na tym polegają negocjacje. Wierzę, że problem zostanie rozwiązany.
Była pani proszona o udział w rozmowach? W Tarnowie jest wiosek posłów Lewicy o odwołanie dyrektor Anny Czech. Powinno dochodzić do takich kroków?
- Nie dziwię się opozycji. Oni z każdego problemu wyciągają drastyczne wnioski. Najlepiej odwołać, pewnie powołać kogoś z Lewicy. To nie jest środek do rozwiązania konfliktu. Pani dyrektor pracuje wiele lat. Wiele problemów przeżyła i rozwiązała. Ten wniosek nie jest uprawniony. Pani dyrektor jest doświadczonym managerem. Poradzi sobie. Jest problem finansowy. W szpitalu jest duża grupa pielęgniarek dobrze wykształconych. To będą duże skutki finansowe. Pani dyrektor najlepiej wie, co może zagwarantować.
Nie ma szans, żeby to uregulować ustawą, bo niektórzy dyrektorzy uznali wyższe wynagrodzenia, inni nie. Może jednak zmiana na poziomie ustawowym nie pozwoliłaby na różnice w interpretacji przepisów?
- Przez wiele lat dyrektorzy szpitali domagali się od ministra zdrowia dużej samodzielności. Krytykowali to, że minister przekazuje środki na wynagrodzenia odrębnym strumieniem, nie w formie kontraktu na świadczenia zdrowotne. Minister rok temu wsłuchał się w te postulaty. Środki przekazywane szpitalom odrębnym strumieniem na wynagrodzenia, zostały wliczone w koszty świadczeń. Pracując w ministerstwie słyszałam, że minister chce zarządzać szpitalami, ogranicza możliwości zarządzania dyrektorom. Stąd takie rozwiązanie. Środki zostały przekazane, w zależności od rodzaju świadczeń. Jest wyraźny wzrost nakładów na ochronę zdrowia od lipca ubiegłego roku. Dyrektorzy sami podejmują decyzje. Minister zdrowia określa tylko minimalne wynagrodzenie.
Jest też problem braku kadr. Akademia Nauk Stosowanych w Tarnowie czeka na decyzję ws. zgody na kształcenie przyszłych medyków. Podobne ambicje ma Nowy Sącz. Pani kibicuje tym staraniom? Powinno nastąpić w kraju poszerzenie miejsc kształcących lekarzy o mniejsze ośrodki akademickie?
- Ja nie tylko kibicuję, ale aktywnie działam. W ministerstwie zdrowia nadzorowałam ten obszar. Od 2015 roku została zwiększona liczba wydziałów medycznych. Kolejne wnioski o uruchomienie kierunków lekarskich wpływają. Proces uzyskania zgody jest żmudny i długi. Ministerstwo edukacji i nauki musi przeanalizować możliwości tej uczelni w zakresie kształcenia. Chodzi o to, żeby jakość kształcenia się nie pogorszyła. Standardy, które muszą spełnić uczelnie, nie różnią się od standardów, które spełnia choćby UJ. To trwa. Szpitale muszą mieć kadrę naukową i bazę kliniczną. Te wnioski są na etapie weryfikacji. Przygląda się temu minister zdrowia. Wierzę, że uda się uzyskać zgodę, czyli uczelnia spełnia wymogi do kształcenia lekarzy.
Wspomniała pani, że wymogi muszą być jednakowe dla wszystkich. Są jednak głosy, że rozproszenie kształcenia medycznego może wpłynąć na jakość tego kształcenia.
- Standardy kształcenia są takie same we wszystkich uczelniach. Pamiętam uruchamianie wydziału lekarskiego w Rzeszowie. Były głosy, że Uniwersytet nie jest przygotowany. Jak pierwsi absolwenci opuścili wydział... Na koniec lekarze zdają egzamin państwowy. Wyniki z Rzeszowa były jedynymi z najlepszych. Uczelnia musi spełnić standardy. Jak je spełni, możemy być spokojni.
Mamy końcówkę sezonu grypowego. Było bardzo wiele zachorowań. Do końca marca w podmiotach medycznych i aptekach obowiązuje nakaz noszenia maseczek. Na wiosnę powinniśmy zdjąć maseczki i zapomnieć o nakazie?
- Decyzję podejmą fachowcy. Nie jestem wirusologiem. Trudno mi wróżyć. Decyzję podejmie minister na podstawie opinii specjalistów. Pandemia od nas odchodzi. Zakażenia koronawirusem będą, ale przebieg jest lżejszy. Zeszliśmy z dużej ilości ograniczeń. Decyzja co do stosowania środków zapobiegawczych będzie rozważana. Apteki, szpitale to miejsca, gdzie ilość chorych jest zdecydowanie większa. Jest prawdopodobieństwo zakażenia się. Noszenie maseczek może chronić przed infekcją także innych. Już nie ma wymogu noszenia ich w przestrzeni publicznej, ale sporo osób je nosi. Chronią siebie i innych, gdy czują, że mają jakąś infekcję. To odpowiedzialne zachowanie.