Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wicepremierem, ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, Jarosławem Gowinem.
To informacja z ostatniej chwili. CBA zatrzymało sześć osób, w tym byłego rzecznika MON, Bartłomieja M. i byłego posła PiS, Mariusza Antoniego K. Zatrzymani są podejrzewani o powoływanie się na wpływy i czerpanie z tego korzyści. Jak pan się do tego odniesie?
- Informacja jest smutna i budująca. Smutna bo młodzi ludzie weszli na drogę, która z punktu widzenia prawa budzi wątpliwość. Budująca, bo to znaczy, że nie ma świętych krów. Standardy są dla wszystkich. Kolejne osoby związanie z obozem Zjednoczonej Prawicy będą musiały sobie przypomnieć o standardach.
Wczoraj były uroczystości 74. rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Dyrektor Muzeum Piotr Cywiński miał mocne wystąpienie. Mówił, że słowa nienawiści zatruwają wyobraźnię i otępiają sumienia. Słowa mają moc, także niszczycielską. Już zaczęliśmy za to płacić – dodawał. Kto powinien być wrażliwy na takie słowa?
- Każdy z nas. Nie jest tak, że wina spada na jedną grupę zawodową, na przykład polityków, czy jeden obóz polityczny. Ja od czasu tej tragedii i ponurego mordu w Gdańsku zadaje sobie pytanie, jaka jest moja współodpowiedzialność za klimat życia politycznego w Polsce.
Jak pan sobie na to pytanie odpowiada?
- Nieprzypadkowo nazwałem swoją partię Porozumienie. Należę do tych polityków, którzy starają się szukać porozumienia i tego, co łączy. Nie zmienia to jednak faktu, że ja też muszę zadać sobie pytanie, czy byłem dostatecznie zdeterminowany w polemizowaniu z nadmierną agresją.
W wywiadzie dla Newsweeka ojciec Ludwik Wiśniewski mówi, że zabójstwo Pawła Adamowicza to coś strasznego, ale przyjmuje to jako okazję do obudzenia się. Grzegorz Schetyna mówił w sobotę, że to zabójstwo stanie się cezurą w nowej historii Polski. Zgadza się pan?
- Oby tak było, że wszyscy – politycy, ludzie mediów i odbiorcy mediów – potraktują to wydarzenie jako wyzwanie do przełomu. Nie jestem jednak człowiekiem, który lubi moralizować. W polityce nieuchronny jest spór. Naszym zadaniem jest ucywilizowanie sporu. Chodzi o rozmowę. Cieszę się z przebiegu spotkania premiera Morawieckiego z szefami klubów. Dobrze, że była taka inicjatywa, liderzy podjęli wyzwanie. Po pierwsze rozmowy, po drugie szacunek. Elegancja się liczy. Nie odbierajmy sobie szacunku słowami. Padły w sobotę słowa o naftalinie. One pobrzmiewają pogardą. Wystrzegajmy się tego. Powinny być obszary wyłączone ze sporu. To racja stanu, bezpieczeństwo Polski, polityka zagraniczna. Te obszary trzeba zredefiniować.
W cywilizowanym sporze mieściło się to, co widzieliśmy w Oświęcimiu? Grupa narodowców skandowała by zacząć walczyć z żydostwem i uwolnić od niego Polskę?
- To skandalicznie moralnie zachowania. Żyjemy w demokratycznym państwie prawa. Każdy może demonstrować swoje poglądy, o ile nie są one sprzeczne z prawem. Użyję mocnych słów. Ci ludzi są pożytecznymi idiotami. Oni szkodzą wizerunkowi Polski. Takie epizody, będące dziełem marginesu marginesów, są potem poza granicami nagłaśniane.
Słowa o naftalinie - „czuć od was naftaliną, jesteście nieaktualni, nauczcie się żyć w Europie - do obozu rządzącego kierowała była premier Ewa Kopacz. W sobotę Jarosław Kaczyński mówił, że społeczeństwo jest podzielone, a te podziały chwilowo są bardzo ostre. Musi tak zostać, czy jest szansa na zmianę?
- Wyraźnie widać, że są różne koncepcje tego, jak przełamać obecną sytuację polityczną. Ewa Kopacz eskaluje napięcie. Jarosław Kaczyński i Grzegorz Schetyna myślą inaczej. Schetyna w swoim wystąpieniu mówił jednak, że trzeba przezwyciężyć zło w polskiej polityce. On zdaje sobie sprawę, że trzeba obniżyć temperaturę sporu. Spory będą, nie należy się tego obawiać. Warto się spierać. Pytanie, jak i czy oponenta traktuje się jako wroga. Nawiązuję do badań psychologów dotyczących stosunku wyborców prawicy i opozycji. Czy będziemy sobie odmawiali człowieczeństwa, czy potraktujemy oponentów jako partnerów?
Władysław Kosiniak-Kamysz zainicjował akcję „znak pokoju”. To uścisk dłoni z premierem. Potem politycy zaczęli to powielać. To dobry początek?
- To dobry początek. To sympatyczny i dowcipny gest. Władysław Kosiniak-Kamysz jest politykiem, któremu pod względem form i granic sporu nic nie można zarzucić. Przekazuję też znak pokoju Grzegorzowi Schetynie, Pawłowi Kukizowi czy Leszkowi Millerowi. Z każdym z nich się różnię, ale z każdym chcę współpracować.
Nawet jakby to miała być koalicja rządząca?
- W przypadku Pawła Kukiza tak. W przypadku Grzegorza Schetyny nie jest to możliwe. Leszek Miller jest poza czynną polityką. Dzielą nas poglądy i wybory historyczne, ale często rozmawiam z premierem Millerem. To pasjonujące rozmowy o polityce. Pozdrawiam go.
Być może w tym tygodniu Senat UJ wybierze Radę Uczelni, nowy organ, który wprowadziła pańska reforma. Dziennik Polski ustalił nieoficjalnie, że w składzie Rady mogą się znaleźć przedsiębiorcy Zbigniew Inglot i Tomasz Brzostowski. Obaj są absolwentami UJ. To jest pożądany kształt tych nowych ciał? Ludzie, którzy osiągnęli sukces, ale mają świeżą perspektywę, powinni być tam obecni?
- Z mojego punktu widzenia to pożądany kierunek. Pamiętam kontrowersje, zarzuty o upolitycznieniu uczelni. Dzisiaj kolejne uczelnie wybierają członków Rady i nikt tego nie zauważa. Te decyzje są mądre. Rady Uczelni odegrają pozytywną rolę w podnoszeniu poziomu zarządzania uczelni. Uczelnie to skomplikowane organizmy. Rada Uczelni może być pomocna dla władz uczelni.
Większe głosy krytyki wobec pańskiej reformy słychać ze strony humanistów. Nadzwyczajny Kongres Humanistyki Polskiej w sobotę mówił o marnowaniu dorobku i zagrożeniu przyszłości nauk. Są ostrzeżenia o strajku naukowców. Dlaczego przedstawiciele nauk humanistycznych tak ostro protestują przeciwko reformie?
- Nie wiem. Szczerze nie wiem. Jestem sam humanistą. Nie rozumiem tych zarzutów. One często wynikają z nieznajomości treści ustawy i rozporządzeń. Jest rozporządzenie o ewaluacji, które nie jest jeszcze wydane. To uspokoi humanistów. Próbuje racjonalizować tę przestrzeń dyskusji z częścią humanistów. Część reformę popiera. Obszar rozbieżności to kwestie umiędzynarodowienia polskiej humanistyki. Moi oponenci słusznie podnoszą, że humanistyka opiera się głównie w oparciu o język polski. Tak. Ja jednak mówię, że kiedy wybuchł międzynarodowy spór o ustawę o IPN okazało się, że polski rząd nie mógł sięgnąć po jakąkolwiek pracę polskiego historyka na temat stosunków polsko-żydowskich wydaną w języku angielskim. Takich prac nie ma. Zgadzając się z tym, że polscy humaniści powinni publikować w języku polskim, tworzę zachęty do częstszego publikowania w języku angielskim.
Wykaz punktowanych wydawnictw budzi kontrowersje. Nawet Rzecznik Praw Obywatelskich wyraził swoje zaniepokojenie. On mówi, że badania w naukach humanistycznych mają często charakter lokalny. Zdaniem Adama Bodnara premiowanie publikacji w renomowanych czasopismach może być ze szkodą dla takich badań.
- Niedługo zaproszę pana rzecznika na rozmowę i wyjaśnię koncepcję ewaluacji. Pan rzecznik Bodnar nie zna faktów. Jedna liczba. Dzisiaj na punktowanej liście jest ponad 2000 czasopism z całego świata. Ile ich będzie potem? 10 razy więcej. Gdzie tu jest zawężanie obszaru możliwości publikowania dla młodych naukowców? Dzisiaj zostanie ogłoszona lista około 350 wybitnych polskich uczonych, którzy ten ranking czasopism w każdej z dyscyplin ustalą. Część polskich naukowców krytycznie ocenia naszą reformę. Poza granicami jest to pozytywnie oceniane, także przez Komisję Europejską.
Aleksander Temkin, przewodniczący Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej w wywiadzie dla wPolityce.pl mówi, że zaapelował do prezydenta Andrzeja Dudy o arbitraż ws. państwa różnicy zdań. Pomoc prezydenta okaże się niezbędna w waszej komunikacji?
- Pan Temkin jest człowiekiem, do którego rzetelności mam spore zastrzeżenia. Już w ubiegłym tygodniu spotkałem się z prezydentem. Ustaliliśmy, że będzie debata pod jego auspicjami. Nie chodzi tylko o sprawy kontrowersyjne, ale o rozwój humanistyki. Naród, który nie rozwija się duchowo i kulturowo, zaprzepaszcza swoją wielkość.