Pani Różo, nasze spotkanie dziś odbywa się z okazji premiery Pani książki Co głowie wyjdzie na zdrowie. Mózg wie i o tym opowie. To już trzecia książka Pani autorstwa, wydana przez Wydawnictwo Sensus w serii "Czyta Lisek". Co łączy te trzy pozycje? Czy należy traktować je jako spójną całość, czy raczej jako oddzielne byty?
– Każda z tych książek to osobna opowieść. Co prawda niektórzy bohaterowie się powtarzają – jeśli ktoś polubił serce, mózg czy nerki, spotka je ponownie w kolejnych częściach – ale fabularnie są to niezależne historie. Każda książka porusza inną tematykę, więc spokojnie można zacząć od dowolnej. Wszystkie łączy jednak to, że powstały na styku mojej pracy – czyli medycyny – i mojej pasji, czyli pisania. Ponieważ na co dzień pracuję z dziećmi i bardzo to lubię, naturalnie wyszło, że zaczęłam tworzyć książki medyczno-edukacyjne właśnie dla najmłodszych.
Wiem, że lubi Pani słuchać pytań dzieci. Kiedy czytałam Pani książkę mojemu siedmioletniemu synowi, zapytał: „Jak to możliwe, że człowiek żyje, a mózg chodzi samoddzielnie?” – może Pani spróbuje odpowiedzieć?
– Tak, to bardzo trafne pytanie! Oczywiście książka nie jest dokładnym podręcznikiem anatomii. W tej historii narządy zyskują osobowości, rozmawiają ze sobą, mają swoje przygody – to zabieg literacki, który ma zainteresować dzieci. W prawdziwym życiu mózg nie chodzi oddzielnie ani nie mówi wprost do nas, ale taka forma opowieści jest dla dzieci atrakcyjna. Nie chodziło o idealne odtworzenie wiedzy medycznej – to byłoby dla dzieci po prostu nudne. Zamiast tego mamy dialogi między bohaterami, które przemycają wiedzę w zabawny, dostępny sposób.
Właśnie – dialog. W Pani książkach często dominuje forma rozmowy między bohaterami. Dlaczego wybrała Pani akurat taki sposób opowiadania? Czemu nie klasyczna narracja?
– Szczerze mówiąc, już na studiach miałam dość suchych wykładów i jednostronnego przekazu. Zdecydowanie wolę formy dynamiczne – dyskusje, rozmowy, nawet na wykładach medycznych. Mam wrażenie, że rozmowy przyciągają uwagę bardziej niż monologi. Dlatego też pomyślałam, że dla dzieci, które często nie interesują się medycyną od razu, forma dialogu będzie bardziej angażująca. Dzięki temu opowieść nabiera lekkości i rytmu.
Proszę powiedzieć, co było impulsem, żeby w ogóle zacząć pisać książki dla dzieci?
– Na początku to nie był mój pomysł. Pierwsze wydawnictwo odezwało się do mnie po tym, jak zaczęłam publikować treści medyczne w mediach społecznościowych. Zaproponowali wspólne stworzenie książki dla dzieci na tematy zdrowotne. I kiedy już zaczęliśmy o tym rozmawiać, zależało mi, żeby nie była to książka „z sympatii” – że ktoś ją kupi, bo mnie lubi w internecie, a potem okaże się, że to nie ma większej wartości. Zależało mi, żeby była naprawdę przydatna i ciekawa – i dla dzieci, i dla dorosłych, którzy czytają razem z nimi.
A temat mózgu? To już był Pani pomysł?
– Tak, zdecydowanie! To był mój wymarzony temat, który bardzo chciałam poruszyć. Chodziło mi o to, by w przystępny sposób mówić dzieciom o podstawach zdrowia psychicznego. Żyjemy w świecie, który nie jest łatwy dla naszego „starego”, ewolucyjnego mózgu. Dlatego chciałam, żeby dzieci zrozumiały, dlaczego pewne rzeczy są ważne, i że mózg – jak każdy inny narząd – potrzebuje troski.
Ja z kolei pomyślałam, że być może chciała Pani oswoić dzieci z wizytą u lekarza – wiele z nich przecież się jej boi. Może te książki to taki praktyczny przewodnik dla małych pacjentów?
– Zgadza się. Druga książka rzeczywiście powstała z myślą o dzieciach, które boją się gabinetów lekarskich czy szpitali. Pokazujemy tam, co się dzieje podczas wizyty, badań, zabiegów. Chodziło o to, żeby dzieci mogły poznać ten świat na spokojnie, jeszcze w domu, kiedy nie są chore i zestresowane. Bo kiedy dziecko trafia na oddział z wysoką gorączką, to nie jest moment, żeby spokojnie tłumaczyć, co się dzieje. A po przeczytaniu książki – wielu rodziców mówiło mi, że ich dzieci rzeczywiście mniej się bały.
Chciałabym wrócić do samej książki Co głowie wyjdzie na zdrowie.... Od razu skojarzyła mi się z serią „Mózg Alicji” prof. Jerzego Vetulaniego. Czy te książki były dla Pani inspiracją?
– Szczerze mówiąc, nie znałam tej serii wcześniej. Dowiedziałam się o niej dopiero po wydaniu mojej książki, kiedy kilka osób napisało mi, że przypomina im „Mózg Alicji”. Ale zamierzam koniecznie to nadrobić.
Wracając do Pani książki – mamy trójkę bohaterów: mózg, serce i... Panią. Pojawia się Pani jako postać, lekarka Róża. Jak kreuje Pani te postaci, by przystępnie przekazywały dzieciom tak trudne treści?
– Mózg jest głównym bohaterem – to on opowiada o swoich potrzebach, trudnościach. Serce to taki jego przyjaciel – dodaje dynamiki, humoru, wspiera mózg w trudnych chwilach. Serce trochę nie chciało oddać całej książki mózgowi, bo przecież w pierwszej książce byli równorzędnymi bohaterami. I właśnie ta relacja między nimi sprawia, że książka zyskuje lekkość. A ja – jako dorosła lekarka – pojawiam się w tych momentach, kiedy bohaterowie nie dają sobie rady. Na przykład w rozdziale o zakupach czy o higienie cyfrowej – tam dzieci potrzebują wsparcia dorosłych i właśnie wtedy wchodzę do akcji.
Wspomniała Pani o rozdziale dotyczącym telefonu – dla mnie to jeden z najmocniejszych fragmentów. Odwracają się tu role: mózg – zwykle opanowany – zaczyna się gubić w nadmiarze bodźców. To celowy zabieg?
– Tak. Chciałam pokazać, że nawet ten nasz mądry, genialny mózg może się pogubić. Jest niesamowity, ale też ewolucyjnie stary – nie przystosowany do tak szybkiego tempa zmian, z jakim mamy dziś do czynienia. Kiedy dziecko trafia do świata przepełnionego bodźcami, technologią, internetem – nawet jego mózg może sobie z tym nie poradzić. I to ważne, by dzieci (i dorośli!) to rozumiały. Nie chodzi o zakazy, ale o świadomość, jak działa nasz mózg i co mu pomaga, a co szkodzi.