Zapis rozmowy Jacka Bańki z marszałkiem Małopolski, Jackiem Krupą z PO.
S7 do granic województwa do 2020 roku i północna obwodnica Krakowa finansowana z budżetu państwa. Biorąc pod uwagę układ polityczny to jak nie teraz to kiedy? Jak pan przyjmuje te zapowiedzi?
- Przyjmuję z zadowoleniem. To kontynuacja programu, który Małopolska podpisała z rządem. Cieszę się, że minister Adamczyk tak jednoznaczne deklaracje zgłosił wczoraj rano w Radiu Raków. To pozytywne wieści. Chciałbym, żeby były szybkie działania.
Ta data graniczna 2020 może niepokoić. To będzie po kolejnych wyborach. Jakby nie wyszło to nie wiadomo kogo będzie trzeba za to rozliczać.
- Nie sadzę, żeby można było wstrzymać ten program. S7 to nie tylko droga od Krakowa do granic województwa, ale także na południe. Od Lubnia do Nowego Targu są rozstrzygane przetargi. Na trasie Kraków – województwo Świętokrzyskie trwają prace. Jak wystarczy rządowi determinacji to powinny prace ruszyć w przyszłym roku. Ten termin wydaje się realny. Technologie proponowane przez firmy budowlane są dobre. Nie ma problemów technicznych, raczej organizacyjne i finansowe.
Gorzej jest z sądeczanką. Tu słyszymy, że potrzebne będą dodatkowe analizy. Wczoraj radni sejmiku mówili, że przez brak dobrego połączenia, część biznesmenów ucieka z tych terenów.
- To duża bariera dla Sądecczyzny. 2 tygodnie temu spotkaliśmy się w szerszym gronie parlamentarzystów PO, PiS i z GDDKiA. Rozważaliśmy różne warianty. Realne jest rozpoczęcie budowy tego odcinka Łososina – Nowy Sącz. To odcinek stosunkowo prosty. W moim przekonaniu sprawa jest w finansowaniu. Uruchomienie w systemie zaprojektuj-wybuduj jest możliwe w przeciągu 1,5 roku - 2 lat. Pierwszy odcinek mógłby być gotowy na początek 2019 roku. Termin 2020 wydaje się realny jakby rząd był zdeterminowany, żeby zrealizować tę ważną inwestycję. Następnym etapem powinna być budowa przejścia na południe na TIR-ów. Albo przez Muszynkę, albo w innym miejscu, żeby Sądecczyzna miała połączenie gospodarcze ze Słowacją.
Biorąc pod uwagę układ polityczny i elektorat PiS na Sądecczyźnie to chyba jest to najlepszy moment.
- Każdy moment jest dobry, żeby realizować inwestycje niezbędne dla regionu. Nie miały znaczenia preferencje polityczne jak negocjowaliśmy kontrakt terytorialny z rządem. Sądeczankę postawiliśmy jako warunek wstępny podpisania kontraktu. Determinacja Marka Sowy i zarządu była duża. Ta inwestycja była warunkiem podpisana kontraktu przez samorząd.
W Krakowie i nie tylko jest awantura o program LIFE. Jest szansa na realizację tego programu?
- Program LIFE będziemy realizować. Musimy go finansowo przebudować. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska nie przyznał Małopolsce środków, które obiecał. Obiecał je w programie złożonym na forum Komisji Europejskiej. KE uznała te sprawy za załatwione i przekazała Małopolsce 2 miliony euro. Teraz to trzeba renegocjować i prosić naszych partnerów o to, żeby zmienić konstrukcję finansową. To oznacza większy udział wszystkich partnerów, w tym gmin.
Jest o co kruszyć kopie? To program miękki – konsultacje, ekspertyzy, badania, wyjazdy studyjne.
- To mit, który jest budowany przez media. Zadaniem tego projektu jest wzmocnienie realizacji małopolskiego programu ochrony powietrza na poziomie gmin. Natomiast i do Krakowa i do gmin pójdą olbrzymie pieniądze na podniesienie efektywności energetycznej budynków i na wymianę źródeł ciepła na bardziej ekologiczne. To wymaga dużej pracy w terenie. Nie można tylko rozdawać pieniędzy. Pieniądze muszą być rozdawane racjonalnie, żeby podnieść ekologię w Małopolsce. Jest mit, że ekodoradcy to będą urzędnicy, którzy będą tylko brali pieniądze. To będzie ekspert z zakresu ochrony powietrza wyposażony w pyłomierze, kamery termowizyjne. On będzie spotykał się z ludźmi i dokonywał termowizji budynków. Będzie doradzał jakie podjąć kroki, żeby budynek był bardziej efektywny energetyczny i tak dalej. Nie ma takiego zaplecza teraz. KE, Małopolska i gminy uznały, że to jest niezbędne, żeby wydać te kilkaset milionów złotych w sposób racjonalny a nie przypadkowy.
Może coś trzeba przyciąć? 1 200 000 złotych na kampanię medialną, 4,5 miliona na obsługę wniosków, 3 miliony na wyjazdy studyjne.
- Nie. To program na 8 lat. Nie na rok. To jest rozłożone w czasie. W tym uczestniczy Słowacja, Czechy czy Belgia. Wymiana doświadczeń jest ważna. Inaczej te problemy się rozwiązuje na Słowacji a inaczej w Polsce. To kwestia stworzenia wyspecjalizowanego programu monitorowania jakości powietrza w różnych miejscach. Jest przecież reemisja. To olbrzymi program, który ma podnieść poziom efektywności wydatkowania środków publicznych. Jakby to były nasze fanaberie to KE nie dałaby pieniędzy. Ten program zajął pierwsze miejsce wśród podobnych programów w UE.
Będzie realizowany, ale inaczej te pieniądze...
- Kierunki zostają te same, ale może być ograniczenie. Jeśli nie uda się pozbierać środków od partnerów to swój wkład obniży KE. Komisja daje 60% środków, to ponad 40 milionów złotych.
Co z gminami? Będą zainteresowane?
- Tu jest zaskoczenie. Po tej awanturze zgłosiło się następnych 30 gmin, które chcą się dołączyć, nawet na nowych zasadach.
Czytamy, że władze Rabki czy Zakopanego oskarżają działaczy antysmogowych, że te gminy są szykanowane.
- W niektórych gminach jest niechęć, bo projekt może być niepopularny wśród mieszkańców. Ludzie chcą palić śmieciami. Czasami szukanie nieracjonalnego wsparcia wśród wyborców przekłada się na takie opinie.
Bił pan na alarm ws. programów operacyjnych. Są głosy, że ponad 31 miliardów euro miałoby być przekazane z samorządów do wojewodów. Nie potwierdzają się te opinie.
- Potwierdzają się. Z oficjalnych pytań wynika, że prace się zaczęły. Są wypowiedzi ekspertów. Mamy przedstawicieli w Brukseli. Wiemy, że są wstępne rozmowy. Jakby doszło do tego to oznaczałoby to upadek programu regionalnego i stratę 30 miliardów a na pewno części. Renegocjowanie kontraktu z UE to 1,5 - 2 lata. Cały transfer specjalistów zajmujących się tym z urzędów marszałkowskich to wojewodów to kolejny czas. Jeśli ktoś podejmuje się takiego działania na etapie, w którym rozpoczęliśmy realizację programu, zakontraktowaliśmy 1,5 miliarda euro, mamy 13 programów to byłoby wielkie zagrożenie i nierozsądek.
Powiedział pan, że reprezentanci obozu rządzącego pytają Komisję Europejską czy to jest możliwe?
- Takie pytania sondażowe są już składane w Brukseli.
Znamy wstępne zapisy specustawy na ŚDM. Jak pan to ocenia?
- W specustawie są zabezpieczone najważniejsze specpowody, dla których ustawa jest wprowadzona. Chodzi o zamówienia publiczne, żeby w tym okresie była łatwiejszy dostęp do tego. Druga rzecz to problem stawiania mobilnych stacji telekomunikacyjnych. Chodzi o telefony komórkowe. Przy takiej liczbie osób grozi to blokadą numeru na przykład 112. Chodzi o bezpieczeństwo. To wyjdzie w praniu. Po raz pierwszy w Polsce jest takie wydarzenie. Trzeba zrobić wszystko, żeby się dobrze przygotować. Korekty pewnie i tak są nieuniknione. Mam nadzieję, że rząd będzie nad tym czuwał.