Zapis rozmowy Marcina Golca z Iwoną Oleksy z tarnowskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Rok szkolny za nami. Nie jest to jednak komfortowy czas dla nauczycieli?
- Dla nauczycieli jest niekomfortowy czas od dłuższego czasu. Nie znam drugiej grupy zawodowej, która by miała co chwilę zmieniane zasady pracy, regulaminy, ustawy. Nauczyciele ciągle balansują między jednym rozporządzeniem, drugim, wycofanym i przywracanym. Teraz jest wyjątkowo źle. Zmieniają się przepisy w Karcie Nauczyciela. Dochodzą dodatkowe godziny, a zarobki są coraz mniejsze. Rząd proponuje nam 4,4%. To śmieszne. Mamy tak wielką inflację. Niestety nauczyciele zaczynają uciekać ze szkół.
Mówi się, że w całym kraju nauczycieli od września może zabraknąć. Państwo to monitorujecie?
- Mamy informację, jak to wygląda w Tarnowie i okolicach. Tarnów jest takim miastem, gdzie ludzie jeszcze oczekują na pracę. Jeszcze tak wielkich zapotrzebowań nie ma, ale nie ma specjalistów. Specjaliści są potrzebni. Nie mówię o nauczycielach zawodu, gdzie jest całkowita tragedia. Nauczyciele przedmiotów ścisłych to osoby poszukiwane w Tarnowie.
Oni mają alternatywę…
- Oczywiście. Dziś młody nauczyciel idąc do pracy do szkoły, albo tak kocha tę robotę, albo nigdzie indziej się nie widzi. To dla mnie ciekawe. Ci, którzy mają ukończoną szkołę, która daje im konkretny zawód, nie pójdą do szkoły. Po co? Po te śmieszne zarobki?
4-5% podwyżki mówi pani mniej więcej. Jaka by była optymalna podwyżka z punktu widzenia nauczycieli?
- To, co proponuje Związek. To 20%. To minimum, gdzie można pomyśleć, że praca ta będzie w miarę opłacalna. Pan minister mówi, że trzeba wzmocnić status nauczyciela, żeby nauczyciel się bardzo dobrze czuł w szkole. Wprowadzamy reformy, zmniejszamy ilość dokumentacji. To czcze gadanie. Jak nauczyciel dyplomowany z 30-letnim stażem zarabia 3700 zł na rękę, to co to jest przy dzisiejszej inflacji?
Niektórzy mówią, że to połowa tygodnia pracy. Że to nie 40 godzin, ale mniej.
- To jest 40 godzin. To na pewno już jest 40 godzin. Zgodzę się, że 20 lat temu to była sytuacja, że nauczyciel mógł wolnego czasu mieć więcej. Teraz, przy tym ile rodzice mają do powiedzenia, ile kuratorium ma do powiedzenia… Nie sposób pracować krócej. Cały czas są stawiane nowe wymagania, nowe godziny pracy, nowa otwartość na uczniów, na rodziców. Jakby to rzetelnie policzyć to spokojnie.
Mówi pani o oczekiwaniach finansowych nauczycieli. Rząd mówi, że jakieś pieniądze są na oświatę wrzucane. Do tego są programy socjalne jak 500+ i programy osłonowe dla wszystkich, z których mogą też skorzystać nauczyciele. To nie ratuje sytuacji?
- Kompletnie nie. Wszystkie 500+ to złudne. Co z tego, że ktoś dostanie 500 złotych? Ludzie w moim wieku nie dostają nic. Dzieci mamy dorosłe. Młodzi ludzie dostaną 500 złotych, ale zaraz to wydadzą w sklepie przy tej inflacji. Należy pamiętać, że nauczyciele często dojeżdżają daleko do pracy. Często też łączą etaty i kursują między szkołami. Przy tych cenach paliw nie ma o czym mówić.
Mamy oczekiwania nauczycieli i co dalej? Czekają państwo na ruch rządu? Na negocjacje? Prezydent Andrzej Duda obiecywał, że spróbuje się włączyć.
- ZNP ciągle dobija się do ministra o rozmowy. Ostatnie rzetelne rozmowy były w grudniu. Idziemy razem z OPZZ. Nawet to, że nie zgadza się na to wszystko Solidarność... To jest głuche. Rząd i ludzie decydujący są głusi. Jest krótka piłka – nie i tyle. 4,4% i to nam ma wystarczyć. Nasza grupa zawodowa zawsze była tak traktowana. Nie rozumiem dlaczego. Chyba przez ten mit, że mamy wakacje, pracujemy 4 godziny dziennie. To gdzieś ciągle pokutuje.
Może wakacyjny czas nie jest zbyt fortunny na negocjacje? Może należało to zrobić w styczniu, w lutym, skoro w grudniu były ostatnie rozmowy?
- To jest późno. Jednak kiedy o tym dyskutować, jeśli nauczyciel jest tak zawalony robotą, nie ma czasu? Rozmawiam z nauczycielami. Wiele razy jak zapraszam, to słyszę: „nie mam czasu”, „teraz nie, bo jest rada”, „teraz nie, bo świadectwa”, „teraz nie, jadę z dziećmi na zieloną szkołę”. Trudno jest zebrać nauczycieli i próbować ustalać z nimi zasady protestu. Oczywiście on jest konieczny. Wszyscy wiemy, że powinniśmy coś zrobić. Pytanie co.
Właśnie. Co? Przed pandemią był długi strajk nauczycieli, który nie dał efektów, których się państwo spodziewali.
- Ten strajk niestety był fatalny. Fatalnie się zakończył dla nauczycieli. Masa nauczycieli straciła mnóstwo pieniędzy. ZNP rekompensował to, na ile mógł. To były jednak minimalne kwoty. Nie ma o czym mówić. Co dalej? Protest? Na pewno tak. Na zasadzie oflagowania, że protestujemy, jesteśmy w sporze zbiorowym. Czym dalej możemy zarządzać?
Wrzesień się zaczyna.
- Tak, ale nie będzie tak, że nauczyciele nie przyjdą do szkoły. Nie ma takiej możliwości. Możemy protestować, jechać na marsz, protest. Czy znajdzie się duża grupa nauczycieli, która by się zdecydowała na strajk? W Tarnowie na pewno nie.
Dziwnie to brzmi. Jest zagrożony interes grupy, ale pani mówi, że nie będzie chętnych do protestu.
- To przez to, że poprzedni strajk wyniszczył niektórych psychicznie i finansowo. Po drugie panuje coś takiego, że nauczyciele się wiecznie czegoś boją. To dziwne. Wszyscy się czegoś boją. Nauczyciele boją się dyrektorów, dyrektorzy boją się urzędu miasta i kuratorium. Nikt nie chce wychylać głowy. Jest to taki czas, że jeśli nauczyciel powie, że strajkuje i guzik go to obchodzi, musi mieć z tyłu głowy, że ktoś na niego brzydko popatrzy, może straci pracę, może dyrektor mu zrobi dyscyplinarkę z jakiegoś błahego powodu. Tak teraz jest. Każda najdrobniejsza rzecz, którą zrobi nauczyciel, a która nie podoba się rodzicom lub uczniom, jest kierowana do dyrektora. Dyrektor musi to podać do kuratorium. Robi się z tego dyscyplinarka. To efekt domina. Nikt nie zaryzykuje utraty pracy w Tarnowie. Nie ma żadnej alternatywy.
Więc po co te protesty?
- To jedyne co możemy zrobić. Możemy się wzburzyć i powiedzieć, że się nie zgadzamy. Zostaje nam protest. Co więcej możemy zrobić? Nie wiem.
Liczy pani, że w czasie gorących wakacji będą też te gorące rozmowy i do września uda się temat zamknąć ze stroną rządową?
- Na pewno nie. Teraz nauczyciele faktycznie chcą odpocząć. Było nauczanie zdalne. To było wiele komplikacji. Oni chcą korzystać z wakacji: zamknąć rok szkolny i wyjechać. W wielu przypadkach nie będą chcieli nawet rozmawiać o wrześniu. Trzeba się zresetować.
Teraz ten temat jest zatem wrzucony do dyskusji dla rządu, a do rozmów i ewentualnych protestów wracamy we wrześniu?
- Ja tak myślę. Nie wiem, co zrobi nasz szef, czyli Sławomir Broniarz. On ciągle naciska, stara się, chodzi, rozmawia. Czy uda mu się zmobilizować wszystkich nauczycieli? Sami członkowie ZNP nic nie poradzą. Musi być ogólnopolski zryw, podczas którego powiemy „dość” i staniemy wszyscy. Ja mam duże wątpliwości, czy to się uda.