16 miliardów haseł, które wyciekły, to brzmi groźnie. 16 miliardów to więcej niż ludzi na ziemi. Jakby każdy miał po dwa życia i osobne loginy do każdego z nich. Ale zanim zaczniemy chować się pod koc z wyłączonym Wi-Fi, rzućmy trochę rozsądku do tej cyfrowej burzy.
Po pierwsze, to nie jest tak, że ktoś włamał się jednocześnie do Google'a, Apple'a i Facebooka i wyjął dane jak pączki z piekarni. Ten wyciek to raczej wieloletni śmietnik zebrany z komputerów zainfekowanych tzw. złośliwym oprogramowaniem, które po prostu działa po cichu, wykradając hasła zapisane w przeglądarkę.
To taki trochę złodziej w kapciach, który grzebie Ci w komputerze, jak zostawisz go bez opieki. Więc jeśli masz antywirusa, nie klikasz w maile od księcia z Nigerii, używasz dwuskładnikowego uwierzytelnienia haseł, to naprawdę możesz spać spokojnie. A jeśli masz jeszcze fizyczny klucz bezpieczeństwa, no to już jesteś jak Neo z Matrixa.
Oczywiście, warto sprawdzić, czy nasze dane nie trafiły do takich zestawów. Są takie serwisy typu Have I Been Pwned albo Polskie Bezpieczne Dane. Te serwisy pozwalają to łatwo zweryfikować.
I jeszcze jedno: te 16 miliardów to nie 16 miliardów unikatowych haseł. Część to po prostu kopie, powtórki, zapisy z różnych przeglądarek. To tak jakby ktoś raz zapisał hasło 1, 2, 3, potem jeszcze 10 razy zrobił to samo, więc realna skala jest zdecydowanie mniejsza.
Czy to powód do refleksji? Jak najbardziej. Bo co może być lepsze od paniki po wycieku danych? Mieć hasło, którego nie trzeba się wstydzić, a najlepiej inne do każdego serwisu. Wiem, że to brzmi jak marzenie, ale od czegoś są te menadżery haseł. Więc nie panikujemy, ale działamy. Zmieniamy hasła, sprawdzajmy zabezpieczenia i nie dajmy się nabrać na „Halinkę” z pomocy technicznej, która niby dzwoni z banku, a tak naprawdę chce wyłudzić Twoje dane.