Tadeusz Marek: Adriano, zastanawiałem się, czy ty masz duże doświadczenie w graniu w gry wideo?
Adriana Prodeus: Chyba nie określiłabym tego w ten sposób. Miałam do czynienia parokrotnie z grami, próbowałam w różne gry grać, ale to jednak nie jest mój świat. Wolę oglądać filmy, które na silnikach gier powstały, takie jak właśnie „Flow”. (…) Świat gier jest zaprojektowany jako pewna podróż, do której – jako grający - jesteśmy zaproszeni, idziemy coraz dalej i dalej i dalej i to się nigdy nie kończy. Mamy mieć złudzenie pewnego wciągającego świata, bez granic. (…) I właśnie taki świat został także zbudowany w najnowszym filmie Gintsa Zilbalodisa „Flow”. Jest to świat bez granic, który płynie we wszystkie strony. Wydaje się, że można go eksplorować w dowolnym kierunku.
Naszymi przewodnikami po tym świecie są zwierzęta: kot, kapibara, ptak, lemur i pies. W przeciwieństwie do większości zwierząt, które kojarzymy z animacji, te nie mówią, nie są ludźmi przebranymi w zwierzęce kostiumy. Ciekaw jestem jak ci się to podobało, oraz czy Twoim zdaniem faktycznie udało się twórcom porzucić antropocentryczną perspektywę.
My mamy tendencję jako widzowie do identyfikacji, szukamy bohaterów, z którymi możemy się zidentyfikować i wydaje mi się, że w tym filmie jest taki moment, który na to pozwala, ale to jest tylko chyba taki chwyt reżyserski służący do tego, żeby utrzymać uwagę widza. Myślę że prawdziwym celem tego filmu korzystającego z pozaludzkiej perspektywy jest zobaczenie tego, co mogłoby się wydarzyć, być może w alternatywnej rzeczywistości ale oczyma zwierząt. To jest niesamowite wyjście poza ograniczenia naszej ludzkiej percepcji. Te zwierzęta na łodzi płyną z nurtem. My nie wiemy, co się zaraz wydarzy. Napotykają różne przeszkody, różne niebezpieczeństwa, zwłaszcza kot. Ta podróż jest w gruncie rzeczy podróżą duchową, bo okazuje się finalnie, że zwierzęta wkraczają do jakiegoś innego wymiaru, który jest opisany taką architekturą i pejzażem jak w Tybecie. Mamy tutaj swego rodzaju wierzenie, że zwierzęta mają duszę, prawda? I że podążanie za tymi zwierzętami może nam pomóc jako ludziom, bo one są w świecie dokładnie tak samo zagubione jak my. One, jak i ludzie, tego świata nie rozumieją i tak samo próbują w tym świecie się zaadaptować. Dla mnie pierwszy sens tego filmu był niebywale uwalniający, bo to nie jest taka wizja ekologiczna, ekologiczny terror, w myśl którego lepiej będzie dla świata gdy ludzkość wyginie. Ten film przynosi spokój i pomaga w zrozumieniu, że jako ludzie jesteśmy po prostu częścią tego świata. Że jesteśmy połączeni wspólnym losem.
Całej rozmowy posłuchasz w podkaście.