Kiedy dyskutujemy o edukacji zdrowotnej, wraca ten sam refren: „seksualizacja dzieci”, „ideologia”, „szkoła przejmie wychowanie”. Padają wielkie słowa, a tymczasem życie nastolatków toczy się poza naszymi sloganami – w telefonach, na TikToku, w rozmowach z rówieśnikami. Prawa fizyki są nieubłagane: tam, gdzie nie ma rzetelnej wiedzy, powstaje próżnia. A próżnię natychmiast wypełniają memy, półprawdy i pornografia. Dlatego edukacja zdrowotna w szkole nie jest luksusem ani „opcją”. To element higieny informacyjnej.
Marcin Szafrański, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychologicznego powiedział rzecz zasadniczą: uczenie o zdrowiu – psychicznym i seksualności – jest potrzebne. I tu tkwi sedno sporu. Nie chodzi o światopogląd. Chodzi o kompetencje życiowe: jak rozpoznać kryzys, gdzie szukać pomocy, na czym polega zgoda, granice, bezpieczeństwo.
Strach przed wiedzą
W polskim internecie łatwo trafić na narrację, która straszy „deprawacją”. To wygodne: demonizować temat, którego się nie zna. Tyle że dzieci i tak będą szukać odpowiedzi. Jeśli dorośli odwracają wzrok, rolę „nauczyciela” przejmuje algorytm. Czy naprawdę chcemy, by o seksualności uczył Pornhub? Czy wolelibyśmy, żeby robił to ktoś przygotowany – nauczyciel wsparty przez specjalistów, z WYMOGIEM rzetelności i rozliczalności?
Odczarujmy też słowa. Wiedza to nie to samo co wychowanie. Szkoła może przekazywać fakty i narzędzia, a rodzina – interpretować je według własnych wartości. Te porządki się nie wykluczają; uzupełniają się. Protest wobec faktów przypomina sprzeciw wobec tabliczki mnożenia, bo „ktoś może policzyć inaczej”.
Szkoła jako bezpieczna przestrzeń
Nastolatki wstydzą się rozmawiać z rodzicami. Nie dlatego, że rodzice są źli; dlatego, że dojrzewanie jest kłopotliwe. Szkoła – jeśli traktuje temat poważnie – może być wentylem bezpieczeństwa. Miejscem, gdzie padają proste, ale fundamentalne pytania: co to jest zgoda? jakie są granice? jak reagować na przemoc? jak zadbać o zdrowie psychiczne? To nie „seksualizacja”. To profilaktyka.
Zmienność to nie kaprys
Debata publiczna lubi prostotę: „raz na zawsze określone”. Psychologia zna inną rzeczywistość. Tożsamość – w tym seksualna i płciowa – kształtuje się wcześnie, a w okresie 11–18 lat bywa elastyczna. To nie „moda”. To norma rozwojowa. Zadaniem dorosłych nie jest dyscyplinowanie procesu, tylko jego mądre towarzyszenie. Zwłaszcza że presja norm i ostracyzm zwiększają ryzyko depresji czy lęku u młodych, którzy nie mieszczą się w sztywnych kategoriach.
Tranzycja: mniej sloganów, więcej odpowiedzialności
Gdy rozmowa schodzi na osoby transpłciowe, natychmiast pojawiają się hasła o „blokowaniu” albo o „natychmiastowym działaniu”. Jedno i drugie bywa niebezpieczne. Kluczowe jest to, o czym mówi Szafrański: procedury, diagnoza, opieka. Nie po to, żeby komukolwiek utrudniać życie, tylko by decyzje – szczególnie nieodwracalne – podejmować świadomie i bezpiecznie. To nie jest linia frontu. To jest opieka zdrowotna.
O czym naprawdę rozmawiamy
Spór o edukację zdrowotną odsłania naszą dorosłą bezradność. Wygodniej krzyczeć „seksualizacja!”, niż przyznać: nie umiemy rozmawiać z młodymi. A jednak to my ustawiamy reguły. Jeśli wyrzucimy temat ze szkoły, nie zniknie – przeniesie się do prywatnych wiadomości, forów i filmików. Brak programu to też program: program milczenia.