Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr. Łukaszem Stachem, politologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego.
Jak to jest ze spadochroniarzami na listach wyborczych? Przyjmowani są z dobrodziejstwem inwentarza czy wyborcy patrzą na nich raczej nieufnie?
Jeżeli chodzi wyborców, to zależy od popularności danego ugrupowania. Około 30% Polaków głosuje na szyld partyjny i szczerze powiedziawszy, nie są zainteresowani osobą, która ich reprezentuje. Pozostała część elektoratu patrzy na osoby związane z danym środowiskiem. Praktyka polskiej polityki wskazuje, że spadochroniarze przy dobrych notowaniach danej partii mają szanse wejść do Parlamentu z każdego regionu.
Taki spadochroniarz otwierają listę partii to jednocześnie diagnoza: w strukturach nie dzieje się najlepiej.
Może to być efekt niedowładu lokalnych struktur partyjnych, interwencji centrali. W polityce często zdarza się tak, że organizuje się miejsce dla spadochroniarza, zasłużonego towarzysza, dla którego nie było miejsca w danym regionie. Widoczne jest to w tych wyborach. Część polityków ląduje w zupełnie innym regionie. Przykład to chociażby Grzegorz Schetyna, który z Dolnego Śląska wylądował w Kielcach. Problemem naszej polityki jest to, że jest ona zcentralizowana. Z tego tytułu największą rolę w układaniu list wyborczych ma szefostwo partii. Często skład list wyborczych na poziomie regionalnym jest odbiciem układu sił, popularności danego polityka w centrali partyjnej, a nie na szczeblu samorządowym. To niestety słabość polskiej polityki. W Stanach Zjednoczonych istnieje takie zjawisko jak grass rooting, wyrastanie trawy oddolnie, polityka wraz z aktywnością obywatelską. U nas są narzucani odgórnie lokalnym strukturom.
Nie powie pan, że krakowskie struktury PO tudzież lewicy są tak mocne, że tym politykom dzieje się krzywda. Tym, którzy są zrzucani na liście przez Rafała Trzaskowskiego w Platformie, a w Zjednoczonej Lewicy przez Kazimierę Szczukę.
Faktem jest, że małopolska PO jak i lewica przechodzi kłopoty. Dużo mówiło się o wewnętrznych napięciach pomiędzy różnymi frakcjami w regionie. Najczęściej jednak mamy do czynienia z odgórnym narzuceniem kandydatów przy mniejszym zwracaniu uwagi na to, co dzieje się w lokalnych strukturach partii. Faktycznie w Małopolsce nałożyły się dwa zjawiska: problemy wewnętrzne małopolskiej PO, a z drugiej strony potrzeba umocowania kandydatów zbliżonych do premier Kopacz, dla których zabrakło miejsca w centrali, w Warszawie.
Jak ocenia pan kandydaturę Kazimiery Szczuki i Rafała Trzaskowskiego?
Kazimierę Szczukę czekają w Krakowie trudne zadania. Po pierwsze jest typowym spadochroniarzem. Po drugie jest znana z kontrowersyjnych poglądów dotyczących kwestii światopoglądowych: gender, aborcji, eutanazji, feminizmu. Obecnie polskie społeczeństwo optuje w kierunku rozwiązań ekonomicznych. Proszę zauważyć, że cała awantura o in vitro nie napędziła PO zwolenników. Wręcz przeciwnie, partia przeżywa regres. Co prawda udało się zahamować spadek notowań PO, ale jednak prawo PiS sto wyraźnie w opozycji do projektu in vitro i idzie raczej „ręka w rękę” z Kościołem nie traci zbyt wiele w sondażach. Polski wyborca oczekuje rozwiązań związanych z poziomem życia, z kwestiami socjalnymi, a nie tylko dyskusji o kwestiach światopoglądowych. Pytanie, czy Kazimiera Szczuka będzie w stanie wyjść poza schemat obyczajowy. Granie na nucie światopoglądu daleko lewicy nie zaprowadzi, zwłaszcza że partia ta w regionie małopolskim w ostatnich wyborach miała poważne problemy. A Jacek Majchrowski kojarzony z lewicą dosyć dystansuje się od wszystkich kadydatur.
A Rafał Trzaskowski?
Trzaskowski to faktycznie spadochroniarz niezwiązany z Krakowem. Uchodzi za osobę kompetentną i dynamiczną. Pytanie, czy będzie w stanie zbudować rozpoznawalność w regionie i przeprowadzić dynamiczną kampanię wyborczą. Przed nim stoją dwa problemy. Po pierwsze Platforma Obywatelska straciła w oczach wyborców, oni szukają alternatywy. Już to nie działa na korzyść Rafała Trzaskowskiego. Druga sprawa, być może okaże się, że będzie mu bardzo ciężko prowadzić kampanię ramię w ramię z osobami, które on wyparł z pierwszego miejsca. Być może dojdzie w PO do animozji wewnętrznych, do sabotowania kampanii. Tego typu scenariusz nie jest wykluczony. Wśród części kandydatów PO może panować rozgoryczenie powodowane tym, jak zostali potraktowani. W takich warunkach trudno jest zgodnie grać, aby osiągnąć sukces. Jeżeli PO w Małopolsce faktycznie rozpocznie wewnętrzną rywalizację, co przełoży się na wynik kampanii. Może powtórzyć się scenariusz z wyborów na prezydenta miasta Krakowa, gdzie nagle PO jakby porzuciła swoją kandydatkę. Efektem był słaby wynik. Rozpad zespołu PO, granie do własnej bramki, to recepta na porażkę.
Do podobnej liście może dojść na liście tarnowskiej, gdzie początkowo otwierał ją poseł Wardzała, ale ostatecznie zdecydowano, że na czele będzie Urszula Augustyn.
Tu też mamy scenariusz narzucenia odgórnie lokalnym strukturom kandydata, co też może prowadzić do konfliktu. Spory, niechęci do współpracy, próby podkradania sobie głosów. Wszystko to nie wróży dobrze partii rządzącej w nadchodzących wyborach. Tu nakłada się problem tego ugrupowania, które w sondażach raczej traci niż zyskuje.
Nowoczesna.pl, która odbiera część elektoratu PO, zaprezentowała swojego krakowskiego lidera. Raczej bez zaskoczenia: Jerzy Meysztowicz, były wicewojewoda Małopolski.
Fakt, że jest to osoba związana z Krakowem. Trudno oceniać jego szanse, bo one zależą od wyniku całego ugrupowania. Pytanie, czy Nowoczesna.pl będzie w stanie przeskoczyć magiczne 5% progu wyborczego. Tutaj nawet dobry wynik Jerzego Meysztowicza niekoniecznie przełoży się na jego sukces w postaci uzyskania mandatu poselskiego. Wynik całego ugrupowania jest kompletną niewiadomą. W tym momencie polska scena polityczna jest bardzo dynamiczna. PiS nabrało wiatru w żagle, PO znajduje się w zastoju, wyraźnie stracił Paweł Kukiz, a wynik Nowoczesnej jest niewiadomą. Sukces albo porażka tego ugrupowania zależy od ogólnego wyniku, a nie od indywidualnego wysiłku kandydatów.
Jaka może być odpowiedź prawicy w Krakowie. Dostajemy dość mocnych liderów w innych partiach.
Jeżeli PiS będzie utrzymywało dynamikę przyrostu notowań, odpowiedź może być jakakolwiek. Jeżeli będzie to kandydat lub kandydatka, która nie skompromituje partii, mają szansę na dobry wynik. W Małopolsce liderem prawdopodobnie będzie Beata Szydło. Jeżeli chodzi o Kraków: tu kandydatów jest bardzo wielu. W PiS nie brakuje takich osób – spójrzmy na Jarosława Gowina czy prof. Nowaka. Spectrum może być duże. Choć zauważmy, że i w tej partii zdarzają się nazwiska spadochroniarzy.
Wyobraźmy sobie taką debatę: prof. Nowak, Kazimiera Szczuka i Rafał Trzaskowski. Emocje gwarantowane.
Bez wątpienia byłaby to ciekawa dyskusja, tym bardziej, że każdy z tych kandydatów jest wyrazisty. Do tego różnice światopoglądowe, spojrzenie nie tylko na kwestie obyczajowe, ale i na miejsce Polski w świecie, na koncepcję narodu, społeczeństwa - są bardzo różne. To byłaby ciekawa dyskusja, zwłaszcza, że każda z tych osób uważana jest za całkiem niezłego polemistę czy też publicystę.