Dawno nie gościła pani u nas w Radiu Kraków. Ostatni raz to było jeszcze grubo przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Czy udało się już pani otrząsnąć z szoku po wyborach, po tym co się stało 1 czerwca, czy może żadnego szoku nie było?
- Faktycznie 1 czerwca zmienił polską scenę polityczną. To zimny prysznic i czerwona kartka od wyborców.
Jak się czerwoną kartkę dostanie, to się schodzi z boiska.
- Tak, ale ten mecz nie jest zakończony. To pora na duże zmiany w funkcjonowaniu rządu i Sejmu. Także jak chodzi o flagowe projekty, z którymi szliśmy do wyborów. To czas na pracę. Prezydent jest bardzo ważny, ale nie zwalnia nas to z odpowiedzialności za państwo.
Dlaczego tak przykładnie położyli państwo te wybory? Nie tylko Koalicja Obywatelska, ale cała koalicja rządząca teraz Polską?
- Powodów było kilka. Na pewno sama kampania i sposób jej prowadzenia. My w I turze staraliśmy się prowadzić kampanię merytoryczną, partie miały swoich kandydatów. Lewica miała kandydatkę.
Nawet dwóch kandydatów, bo Zandberg to też lewica.
- Dodałabym jeszcze profesor Senyszyn.
Ona sama siebie wystawiła.
- To pokazuje, że poważnie podchodzimy do polityki, chcemy dać wybór. Oczywiście II tura była inna. Tu na pierwszym planie był Rafał Trzaskowski. W mojej ocenie sztab założył, że to jest na wyciągnięcie ręki i kampania nie miała takiego formatu, jak kampania Nawrockiego. Do tego kwestia wyborców i wyborczyń, którzy nie wzięli udziału w wyborach. To duże zadanie dla nas, żeby odzyskać ich zaufanie. Te osoby oczekują związków partnerskich, nie zgadzają się na tezę PSL, że Polacy pokazali, że chcą mieć konserwatywnego prezydenta. Nie. To kwestia niezgody na to, że Koalicja nie realizuje części słusznych oczekiwań osób, które nam zaufały w 2023 roku.
To, że pani były partyjny kolega Adrian Zandberg nie poparł Rafała Trzaskowskiego, to miało znaczenie?
- Trudno mi powiedzieć. Partia Razem realizuje swoją politykę, która polega w dużej mierze na staniu z boku i obserwowaniu. Należy rzeczywistość jednak zmieniać. Czy głos Adriana był znaczący? Liczby pokazują, że nie do końca. Większe znaczenie miała demobilizacja wyborców. Wyborcy nie zgadzali się na to, że kandydat KO zaczął udawać prawicowego polityka.
Podziela pani opinię Romana Giertycha, że wybory może sfałszowane nie były, ale fałszowane to i owszem?
- Roman Giertych bardziej szkodzi koalicji niż pomaga. Należy przyjrzeć się wszystkim zgłoszeniom o nieprawidłowościach. One nie zmienią wyniku wyborów, ale każdy, kto oddał głos, ma prawo oczekiwać, że jego głos będzie policzony poprawnie.
Czyli mówimy, że wynik tych wyborów się już nie zmieni?
- Zobaczymy, jakie będą rozstrzygnięcia. Widząc jednak skalę protestów, nie spodziewam się, żeby wynik się zmienił. Nie znaczy to, że nie mamy się przyglądać procesowi wyborczemu i nieprawidłowościom. Musimy się zastanowić, jak uzbroić społeczeństwo w narzędzia, które pozwolą uniknąć takich przypadków i nawet oszustw w przyszłości.
Ilu ministrów, wiceministrów Lewica straci w wakacyjnej rekonstrukcji?
- To źle postawione pytanie. Ono powinno brzmieć, co się zmieni w funkcjonowaniu rządu i parlamentu.
Rząd powinien być radykalnie mniejszy?
- Nie wiem. Powinien być sprawniejszy. Jak przez kilka miesięcy na podpis premiera czeka ustawa o uruchomieniu środków na budowę mieszkań… To nie powinno mieć miejsca.
To raczej decyzja polityczna niż sprawność rządu akurat w tym przypadku.
- Decyzje muszą się zatem zmienić. Nie ma na co czekać. Część Koalicji liczyła, że zmieni się prezydent i przyspieszymy. Tego nie ma. Musimy przekonywać Karola Nawrockiego do naszych ustaw, lub szukać innych sposobów. Nie wszystko trzeba robić ustawami.
Jeszcze personalia chciałem zapytać. Marszałek Hołownia i Włodzimierz Czarzasty. Marszałek Hołownia bardzo chce zostać marszałkiem do końca kadencji. Czy Lewica mu pozwoli?
- Jest umowa koalicyjna. Ona określa.
Można ją renegocjować.
- Tak. Ja chcę mieć marszałka, który nie mrozi projektów ustaw, nadaje im bieg, niezależnie, czy się z tym zgadza. W przypadku marszałka Hołowni jest takie ręczne sterowanie.
Przecież on zapowiadał, że koniec z zamrażarką, prawda?
- Co się dzieje z ustawami ws. praw zwierząt? One czekają na rozpatrzenie. To nie jest rozmowa o personaliach. Jako Lewica oczekujemy, że umowa zostanie realizowana. To jednak nie jest kwestia personaliów, ale organizacji pracy Sejmu. Widzę, że marszałek ma ochotę na drugi sezon sejmflixa, ale to się chyba nie wydarzy.
Mamy spore programowe w koalicji. Sama pani wspomniała o jednym z nich. Jest aborcja przecież też. Czy przy nowym prezydencie, który - wszystko na to wskazuje - będzie znacznie twardszy i mniej skłonny do współpracy niż ten stary prezydent, czy dotrwacie państwo do wyborów następnych o czasie?
- Przed nami wielkie zadanie, któremu Karol Nawrocki nie jest w stanie zagrozić. Uruchamiamy środki z KPO. To jest 68 miliardów złotych, które trafiają do mniejszych i większych gmin na większe i mniejsze projekty. To się dzieje. To budowa nowych żłobków, zmiany w ochronie środowiska. Dotrwamy. Zadań do zrealizowania jest masa. Nie widzę po prawej stronie żadnej siły politycznej, która dobrze wyda pieniądze z KPO, żeby Polska się zmodernizowała.
Nie przeszkodzą państwu podsłuchy? Znowu są publikowane podsłuchy w prawicowych mediach. Są rozmowy Donalda Tuska z Romanem Giertychem z 2019 roku, a także inne rozmowy. Czy to zaszkodzi rządzącej koalicji, a może zaszkodzi PiS-owi? Jest pytanie, skąd te rozmowy są.
- Źródło rozmów jest jasne. To nagrania zdobyte w wyniku działania służb i programu Pegasus.
Akurat jedno z tych nagrań, to ostatnie, to zostało wzięte z YouTube'a Romana Giertycha.
- Tak, ale wcześniejsze się pojawiły, bo istnieje przepływ materiałów między byłymi osobami ze służb i telewizjami prawicowymi. Oczywiście każda afera może zostać rozdmuchana, może zaszkodzić, ale to nie jest afera. To jakaś nieudolna próba skompromitowana polityków. Donald Tusk sobie żartuje z tego, że prawica go oskarża o bycie Niemcem. To nie podminuje koalicji.
Chciałbym teraz zapytać panią o to, co się działo ostatnio w Krakowie, a mianowicie o zdejmowanie flag ukraińskich, na przykład z gmachu Teatru Słowackiego czy z Kopca Kościuszki. Były też pogróżki wobec dyrektora „Słowaka”, co wczoraj ujawniliśmy. Można powiedzieć, że ktoś twórczo korzysta z przykładu, który dał Grzegorz Braun?
- Tak. Widzimy wyraźnie, że to jest inspirowane działaniami Grzegorza Brauna. Ja tego nie rozumiem. Z Ukrainą wiele nas łączy. Mamy trudne momenty w historii, ale łączy nas więcej. Ten kraj został brutalnie zaatakowany. Te flagi to prosty wyraz solidarności. Nikomu to nie szkodzi. Grzegorz Braun od lat buduje się na antysemickich, antyukraińskich działaniach. To szkodliwe. Chcę zaapelować do wszystkich. Nie zgadzajmy się na takie działania w przestrzeni publicznej. Sami sobie szkodzimy. Nie powinniśmy być krajem, który jest zamknięty, który jest szowinistyczny.
Tymczasem we wczorajszym sondażu IBRiS dla Polsatu, partia Grzegorza Brauna ma 6%, a Lewica 5,6%.
- Nad tym trzeba się zastanowić. Jak kilka lat temu w wyborach był antysemicki kandydat, miał koło 1%. Teraz to urosło. Część z tego to ruchy antyszczepionkowe, rosyjska propaganda w sieci. Nie ma też zgody wielu ludzi na to, jak wygląda państwo. Widzimy, jak nierównomiernie się rozwijamy. Trzeba zadbać o to, żeby nie było różnic społecznych. Na tym budują się skrajnie prawicowe ruchy polityczne.