Nie ma jednego wzoru kobiecości ani jednej wsi
Historia polskiej wsi i klasy ludowej przez dziesięciolecia była opowiadana z zewnątrz: skrótowo, schematycznie, często przez pryzmat mitu, ideologii lub nostalgii. Kobiece doświadczenie, szczególnie doświadczenie chłopek, rzadko trafiało do centrum tej narracji. Książka Antoniny Tosiek „Przepraszam za brzydkie pismo. Pamiętniki wiejskich kobiet” nie próbuje opowiedzieć historii polskiej wsi jednym głosem. Zamiast tego oddaje przestrzeń setkom jej mieszkanek, które przez dziesięciolecia zapisywały swoje życie w pamiętnikach – często w tajemnicy, nocą, kosztem snu i zdrowia.
To, że nie ma jednego modelowego wzoru realizowania kobiecości na wsi, nie ma jednego wzoru bycia rolniczką, pracowniczką gospodarstw uspołecznionych, mleczarką, piekarką to jest dość oczywiste. Ale jesteśmy na takim etapie rozmowy o zwrocie ludowym, czy w ogóle o jakimś takim odczarowywaniu opowieści o historii polskiego społeczeństwa, że chyba trochę zabrnęliśmy w moment bardzo dużego uogólnienia, bardzo dużego uwspólnienia
-zauważa badaczka
Uogólnienia były narzędziem popularyzacji wiedzy i pomagały rozpocząć rozmowę o historii ludowej. Jednak na dłuższą metę okazały się ograniczające, bo zamiast otwierać perspektywy, zaczęły je zamykać. W efekcie pojęcie „ludu” stało się kategorią niejednoznaczną i coraz trudniejszą do zdefiniowania, także we współczesnych badaniach humanistycznych.
Wysłuchaj mnie…
Materiałem, na kanwie którego powstała książka Antoniny Tosiek, są setki rękopisów i maszynopisów, stworzonych przez wiejskie kobiety na potrzeby konkursów pamiętnikarskich, organizowanych w Polsce od lat 20. aż po lata 90. XX wieku. Osobiste zwierzenia uzupełnione zostały o dane statystyczne i opracowania naukowe. Jednak najważniejszymi pozostają osobiste historie. Dla wielu autorek było to pierwsze doświadczenie, w którym ktoś nie tylko pozwolił im mówić, ale wręcz zaprosił do opowiedzenia własnego życia.
One przede wszystkim pisały, bo ktoś zapytał. Po raz pierwszy ktoś chciał wiedzieć, co ja myślę, co ja przeżyłam.
-podkreśla autorka
Często motywacją do pisania nie była nagroda czy publikacja, lecz samo uznanie, że „zwykłe życie” jest warte zapisu. W pamiętnikach często powraca pytanie: „Co ja mam do powiedzenia?”. To pytanie odsłania głęboko uwewnętrznione przekonanie o nieważności własnych doświadczeń, szczególnie silne wśród kobiet.
Wielokrotnie powraca też temat lęku i wstydu, które towarzyszyły pisaniu pamiętników. Kobiety pisały nocami, wcześnie rano, w drodze do pracy, często w tajemnicy przed mężami i rodziną. Pisanie nie było komfortowym rytuałem lecz wyrywaniem czasu z i tak już skrajnie przeciążonego dnia.
Najważniejsze i najtrudniejsze było przekonać samą siebie, że jest się tego opowiedzenia wartą, że ma się w ogóle historię.
Antonina Tosiek zwraca uwagę, że prośby o anonimowość nie były wyrazem skromności, lecz realnego strachu. Lęk przed oceną najbliższego otoczenia bardzo często wiązał się z doświadczeniem przemocy lub ryzykiem jej eskalacji. To sprawiało, że autobiograficzna praca była dla wielu autorek bolesnym konfrontowaniem się z własną biografią.
Spuścizna na skraju zniszczenia i walka o pamięć
Badaczka dotyka również dramatycznych losów pamiętnikarskich archiwów. U progu lat 90. zachowanych było jeszcze około 900 tysięcy rękopisów. Jednak ich ogromna część została zniszczona w czasie transformacji ustrojowej. Prywatny inwestor, który przejął archiwum, wyrzucił je do piwnicy, a następnie do błota. Uratowanie zaledwie około dziesięciu procent zbiorów było możliwe dzięki szybkiej i oddolnej akcji ratunkowej. Dla Tosiek ta historia staje się symboliczną opowieścią o tym, jak łatwo pamięć kobiet i klas ludowych może zostać uznana za nieistotną i jak wiele zależy od determinacji tych, którzy chcą ją ocalić.
Książka o wspólnocie
Choć wiele zapisanych w pamiętnikach doświadczeń jest trudnych, „Przepraszam za brzydkie pismo. Pamiętniki wiejskich kobiet” nie jest książką, która zatrzymuje się na opowieści o cierpieniu, przemocy czy niedostatku. Z kart pamiętników wyłaniają się także momenty ulgi, ironii, codziennego humoru, a czasem bardzo wyraźnego poczucia sprawczości. Kobiety nie są tu wyłącznie ofiarami historii, ale jej uczestniczkami, osobami, które negocjują swoje miejsce w świecie, podejmują decyzje, szukają sensu i próbują nazywać własne doświadczenia. Książka pokazuje, że nawet w warunkach skrajnego przeciążenia pracą i odpowiedzialnością istniała potrzeba opowieści, refleksji i zatrzymania się nad własnym życiem.
Chciałam, żeby to była książka o tym, żeby kobiety wzajemnie się słuchały, bo w tym jest niesamowita siła. I że wspólnota ma sens.
-podsumowuje rozmowę Antonina Tosiek
W tym sensie „Przepraszam za brzydkie pismo” staje się nie tylko archiwum przeszłości, lecz także propozycją na dziś: zaproszeniem do uważnego słuchania historii, które nie mieszczą się w dominujących narracjach. To książka, która przypomina, że wspólnota nie musi opierać się na jednolitym doświadczeniu ani podobieństwie losów, lecz na gotowości do wysłuchania drugiej osoby bez oceniania i upraszczania.