Aneta Hudzik i Paweł Pruski/ Archiwum prywatne.
O co chodzi z tym ambientem? Dlaczego jest coraz bardziej popularny w naszym kraju taka w sumie niepozorna muzyka?
Aneta Hudzik: - Muzyka ambientowa raczej nie jest popularna w sensie, w jakim rozumiemy popularność muzyki mainstreamowej, tej z największymi zasięgami i gwiazdami muzyki. Próbuje dorobić się jakiejś popularności i jest cały czas w drodze ku tej popularności. Momentem przełomowym dla ambientu była pandemia, kiedy w życiu w zamknięci w czterech ścianach i w samotności, potrzebowaliśmy ukojenia.
Paweł Pruski: - Kluczowa chyba jest po prostu funkcja tej muzyki. Na koncercie ludzie się spotykają, tańczą, a przy ambiencie jest troszeczkę inaczej. On ma nas odbodźcować.
A.H.: Ukojenie jest tylko jednym z elementów muzyki ambientowej, bo tak jak Paweł wspomniał - w ambiencie są przeróżne gatunki, odmiany i mikronurty. Nie każdy ambient będzie dobry żeby odbyć medytacyjną godzinę z relaksem, świecą. Ambient ma swoją płaszczyznę bardzo eksperymentalną, to jest jedna z najbardziej eksperymentalnych odmian muzyki elektronicznej. Brak struktury bitowej sprawia, że można bardzo eksperymentować z dźwiękiem.
Posłuchaj rozmowy Pauliny Bisztygi z Anetą Hudzik i Pawłem Pruskim.
Eksperymentujecie z dźwiękiem, ale też z przestrzenią. Ambient to jest muzyka kieszonkowa, którą można zaprezentować w Lasku Wolskim, Muzeum Cricoteka w Krakowie. Niebawem zagracie w Muzeum Emigracji w Gdyni.
P.P.:- Myślę, że ta przestrzeń, o której wspomniałaś, jest kluczowa. Traktujemy ją prawie na równi z muzyką. Szukamy takich miejsc, które z jednej strony będą częścią artystyczną koncertu, z drugiej - ukoją nas i stworzą warunki dla skupienia i kontemplacji .
Tworzycie duet Cisza, organizujecie koncerty, zapraszacie do nich innych artystów i artystki. Czy w Krakowie jest środowisko ambientowe?
A.H.: - W muzyce ambientowej, tak jak w innych dziedzinach sztuki, jest grono indywidualistów, którzy też przecież produkują tę muzykę najczęściej samotnie w studiu, więc wybierają taki rodzaj pracy, żeby swoją samotność eksplorować. Jeżeli powstaje jakaś społeczność, rodzi się ona przypadkowo - zajmujemy się podobnymi rzeczami, więc tworzymy grupę, ale na pewno to nie jest usankcjonowana struktura, gdzie dochodzi do wymiany myśli, spotkań i budowania czegoś wspólnie. To ma swoje plusy, ale też minusy.
Jak to się stało, że Cisza, czyli kolektyw, który tworzycie, jedzie nad morze do Muzeum Emigracji w Gdyni? I kogo zaprosiliście do ,,Ciszy na morzu"?
A. H.: - W Krakowie przez dłuższy czas mieliśmy zaszczyt współpracować z Pawłem Kowalewskim, który współtworzył Festiwal Kultury Żydowskiej. Losy Paweł potoczyły się tak, że go wywiało nad morze do Muzeum Emigracji, gdzie teraz pracuje i tam wpadł na taki pomysł, żeby stworzyć noc pełną ambientu.
Mamy taki system pracy z Pawłem Pruskim, że dzielimy się tymi zaproszeniami. Zaprosiłam Mattia Onori, który mieszka na co dzień w Berlinie i jest producentem, artystą dźwiękowym. U nas zagra swój set DJ-ski, który wcześniej można było usłyszeć w HÖR Berlin, czyli w najbardziej znanej chyba łazience streamingowej. Fantastyczny artysta, który robi dokładnie to z muzyką, o co nam chodzi, czyli jest skupiony na detalu, ale nie odbiera muzyce ambientowej jej organiczności.
Będzie również Miłosz Kędra - dla mnie objawienie tego roku. Wystąpił już na festiwalu Ephemera w Warszawie. Do nas przyjedzie ze instrumentem, który własnoręcznie skonstruowanym. To organy piszczałkowe, które Miłosz zrobił z odpadów po innych instrumentach, zrecyklingował to i powstało zupełnie coś nowego.
P. P.: - Będzie też Antonina Car. Bardzo się cieszę, że przyjęła nasze zaproszenie. Miałem okazję kilkukrotnie słyszeć ją na żywo. Bardzo szanuję ją jako artystkę, bardzo cenię pomysł. To jest ambient połączony z neoklasyką, z ciekawym wykorzystaniem skrzypiec i specyficznym stylem. Pokażemy to, od czego zaczęliśmy tę rozmowę - różne subgatunki ambientu i mam nadzieję, że jako całość pięknie to wybrzmi na najbliższej, Ciszy na morzu".