Zapis rozmowy:

 

Dzień dobry.

Dzień dobry Państwu!

Słychać dużo energii w głosie.

To, co się dzieje w Krakowie tak na mnie działa. Odbieram to bardzo pozytywnie i to mi ładuje akumulatory.

To ostatni dzień Światowych Dni Młodzieży. Kraków dał radę?

Myślę, że nie tylko dał radę, ale pokazał też, że nawet w tak trudnym momencie logistycznym i organizacyjnym można, wykorzystując dobrą wolę ludzi, zrobić bardzo dużo. Począwszy od remontu dróg, bo przecież większość dróg, po których szli pielgrzymi, była wcześniej remontowana, poprzez komunikację, sprzątanie miasta czy informację, stanęliśmy na wysokości zadania. Rozmawiałem z wieloma pielgrzymami, którzy byli już na innych ŚDM. Wszyscy mówią, że w Krakowie jest najlepsza organizacja.

Jaki Kraków poznaliśmy w czasie tych dni? Zacznijmy od infrastruktury.

Kraków radzi sobie z wielkimi wyzwaniami. Te 600-700 tys., które trzeba było wczoraj przerzucić do Brzegów, czy przy pierwszych spotkaniach z papieżem, to - przy niewielu problemach - olbrzymi sukces. Oczywiście, dla mieszkańców mogło to być uciążliwe. Ale generalnie, komunikacja odbywała się bardzo sprawnie. Czy to przerzucanie ludzi w miejsca, gdzie odbywały się imprezy, czy późniejsze rozpraszanie tych dużych grup ludzi, to wszystko odbywało się bardzo dobrze. Testowano różne warianty. Myślę, że to znakomite doświadczenie dla krakowskich służb na przyszłość. Trzeba też wyciągnąć wnioski. Trzeba np. więcej pieniędzy włożyć w torowiska.

Może trzeba postawić na komunikację podziemną?

Doraźnie patrząc, trzeba postawić na remonty torowisk, a docelowo zejść z częścią komunikacji szynowej pod ziemię, przynajmniej w centrum miasta.

Smutna prawda, którą poznaliśmy, to że zwiększenie częstotliwości komunikacji powoduje zablokowanie arterii miasta.

To wynika z faktu, że nasze arterie tramwajowe mają określoną przepustowość. Jeżeli my tego nie zmienimy, a zrobić to możemy jedynie przenosząc trasy tramwajowe pod ziemię tak, aby były zupełnie bezkolizyjne, to rzeczywiście, nic więcej już się nie da zrobić. To, co mieliśmy w tych dniach, to było wykorzystanie arterii w 100%.

W ciągu tygodnia pielgrzymi mieli wyprodukować tyle śmieci, ile mieszkańcy w ciągu dwóch tygodni. Widział to pan na ulicach miasta?

Wieczorami widziałem przewalające się śmieci, ale rano nie było już po nich śladu. To kolejny przykład, że jeżeli się sprężymy, to dajemy radę. Duże wyzwanie, myślę, że wypełnione.

Dużo mniejszy ruch samochodowy. To wszystkim się podobało. Trzeba wyciągnąć wnioski i podjąć decyzję o zamknięciu centrum miasta dla samochodów?

Ja jestem zwolennikiem tej koncepcji. Takie miasto jak Kraków będzie czerpać siłę i ściągać mądrych mieszkańców, jeżeli stworzy dla nich dobre warunki do życia. Coś tak symbolicznego jak otwarcie parkingu na Kalwaryjskiej pokazało, że jeśli zrobi się coś takiego i ludzie zostawią tam samochody, to robi się nam wszystkim luźniej. To jest jeden z projektów, którym zaraz po remontach torowisk powinniśmy się zająć.

A co z ofertą kulturalną? Pielgrzymi sami zadbali o siebie?

Z jednej strony zadbali o siebie, bo odbywało się dużo koncertów. Duża ich liczba odbywała się zresztą ad hoc, młodzież zbierała się spontanicznie, tańczyła, śpiewała, robiła różne pląsy. Z drugiej strony, było też dużo działań organizowanych przez miasto, nie tylko przez Kościół. Pielgrzymi, których gościłem w swoim domu zwrócili uwagę na jedno. Muzea były otwarte zbyt krótko. Ale to spowoduje, że za chwilę przyjadą ponownie. Myślę, że w przyszłym roku przyjedzie ekipa i będzie chciała i Wawel zobaczyć, i inne rzeczy. Myślę, że pokazaliśmy miasto z dobrej strony i zrobiliśmy na nie smaka. Ci, z którymi rozmawialiśmy, mówią: tu trzeba przyjechać z rodziną i przyjaciółmi, bo to fajne miejsce.

W czasie ŚDM obecne było Ministerstwo Nauki, które w ten sposób chciało zachęcić młodych ludzi do studiowania w Krakowie. W pana ocenie, krakowskie uczelnie wyczuły, że to jest dobry moment, by powalczyć o studenta?

O studenta trzeba walczyć zawsze, szczególnie, kiedy idzie niż demograficzny. Trzeba robić to różnymi metodami, a teraz udało się pokazać Kraków jako fajne miejsce dla młodzieży. To jest jedno z kryteriów branych przez młodych ludzi pod uwagę. Oczywiście druga sprawa to finanse. Będziemy to monitorować, ale na pewno dobry krok zrobiono.

Najwięcej mówiło się o promocji miasta. Jak zmierzyć teraz, czy promocja się udała?

Było już i będzie jeszcze robione badanie impaktu ŚDM na przyszły ruch turystyczny. Na razie np. „moi” pielgrzymi byli pytani, czy zamierzają wrócić do Krakowa. Myślę, że wskaźnik powracających do naszego miasta będzie bardzo duży. To jeden pozytywny skutek. Druga sprawa to że miasto pokazało się w mediach na całym świecie jako miasto otwarte, sympatyczne, dobrze zorganizowane, które warto odwiedzić, także miasto duchowe. Myślę, że następne lata pokażą w turystyce przyjazdowej – to moje oczekiwanie – wzrost udziału ludzi zorientowanych na głębsze zwiedzanie miasta. Oni zostają dłużej, więcej pieniędzy zostawiają, są nastawieni na coś więcej niż tylko napicie się piwa i poklaskanie. To zaprocentuje w perspektywie kilku lat. Taki był też efekt tych wcześniejszych ŚDM. Pierwszy kontakt z Krakowem ludzie już mieli, i to nie tylko pielgrzymi, także ich znajomi i rodziny. Dobra informacja o mieście się rozejdzie i to zaprocentuje.

Trzeba postawić na turystykę religijną?

Turystyka religijna jest ważnym elementem Krakowa. Ale proszę zauważyć, w czasie tych dni turystyka religijna była przemieszana z wielką radością życia i otwartością. Kraków stał się symbolem połączenia wartości duchowych z przyjemnościami życia. Pielgrzymi biegali, śpiewali, tańczyli, a z drugiej strony modlili się. Signum temporis, tak ten świat będzie wyglądał. A Kraków stał się miejscem, gdzie to się zaczęło.

Wspomina Pan swoich gości z Włoch. Co im się podobało, a na co zwrócili uwagę, że powinno być zmienione?

Podobało im się prawie wszystko. Od tego gdzie mieszkali, jak wyglądała okolica. Bardzo im się podobały imprezy towarzyszące, uroczystości kościelne. Wracali o 1-2 w nocy, a wstawali o 7 rano, więc to pokazuje, jak intensywnie spędzali czas. Uwagę zwrócili na coś, na co nie mieliśmy wpływu. Kiedy odbywały się jakieś uroczystości, to potem musieli stać w kilkusetosobowej kolejce, żeby coś zjeść. Przychodzili wieczorem głodni. Po pierwszym dniu umówiliśmy się, że będą sms-ować, żeby im coś przygotować. Sms-owali więc codziennie i żona przygotowywała dla nich posiłki. Było bardzo sympatycznie.

Bardzo sympatycznie to wszystko wyglądało, bez agresji, bez konfliktów. Musiałem kiedyś przejechać przez miasto ze względu na chorobę jednego z gości i to się odbyło bezproblemowo, ludzie się rozstępowali. To pokazuje bardzo pozytywne nastawienie do siebie. W tym zwariowanym świecie, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem, gdzie każdy każdego się boi... Bardzo baliśmy się tej imprezy, że to może być niemal najazd Hunów. A tymczasem to była wspaniała przygoda z ludźmi, od których możemy się sporo nauczyć.

Co chciałby pan usłyszeć w Brzegach?

Cały czas słyszymy najważniejsze rzeczy. Że miłosierdzie jest czymś, co zmienia świat. To było widać w uroczystościach z udziałem Ojca Świętego. Myślę, że w Brzegach papież nakreśli perspektywę miłosierdzia. To jest coś, co na całe życie będzie korzystnie wpływać. Dam przykład. Kiedyś ktoś mnie miłosiernie przyjął we Włoszech, dzisiaj ja przyjmuję. Miłosierdzie to jest coś, co może pozytywnie zmienić świat. A tych młodych ludzi ustawić w takiej pozytywnej perspektywie. Tej pozytywnej perspektywy, która ze Światowych Dni wyszła, nie można zatracić. Ta pozytywna perspektywa zmieni świat, a Kraków na pewno.

 

Jacek Bańka/sp