To jest potężny gong. Kiedy taka instytucja jak BBC, symbol rzetelności, która ma za sobą dekady historii i publiczne finansowanie, dostaje taki potężny cios, to znaczy, że ziemia pod stopami mediów drży. To nie jest tylko afera Trump vs BBC. To jest afera o to, komu możemy ufać w erze błyskawicznych informacji.
Kluczowy fragment przemówienia Trumpa został po prostu przekręcony. Wyrwane słowa, zły montaż, jak mówią - błędna ocena sytuacji, która nagle sugeruje coś zupełnie innego niż oryginał. To nie jest zwykłe potknięcie, to jest wpuszczenie kwasu do studni zaufania.
Donald Trump nie jest pierwszym, który skarży media, ale tutaj mamy już dymisję na najwyższych szczeblach BBC - szef działu wiadomości, dyrektor generalny. To pokazuje, że sprawa jest śmiertelnie poważna. Gdyby to był tylko fejk, zwykła plotka, szefowie by się bronili. Tutaj mamy wewnętrzny raport, który potwierdził, że ten materiał zmontowano tak, by sugerował, że Trump zachęcał do zamieszek, podczas gdy pierwotnie kontekst był zupełnie inny.
Tu jest pies pogrzebany. Mamy selektywny montaż. To jak w kuchni. Masz wszystkie składniki, ale wybierasz tylko te, które pasują do twojej ulubionej, z góry założonej potrawy, a resztę wyrzucasz. Kiedyś trzeba było się mocno nagimnastykować, żeby coś zmanipulować. Dziś, w dobie cyfrowej obróbki i montażu, wycięcie kilkunastu sekund może całkowicie zmienić wydźwięk godzinnej wypowiedzi.
Popatrzmy na finał. BBC przeprasza, a dyrektorzy odchodzą. To jest konkretny, namacalny koszt utraty zaufania. À propos kosztów, Trump grozi miliardem dolarów. Nawet jeśli to tylko zagrywka emocjonalna, to pokazuje stawkę.
Bawienie się faktami i zaufaniem publicznym może kosztować fortunę i kariery.