Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, Arkadiuszem Mularczykiem.
Podczas trzydniowej konwencji PiS w Katowicach premier Mateusz Morawiecki sugerował, że wybory odbędą się 13 października. Potem mówił, że to jednak prerogatywa prezydenta. Sam rzecznik prezydenta był zdziwiony słowami premiera. 13 października to najbardziej prawdopodobna data?
- Na to wiele wskazuje. Trzeba pamiętać, że prezydent ogłasza termin wyborów. Trzeba poczekać. Wybory odbędą się jesienią, w październiku lub listopadzie. To 4 niedziele. Możliwości nie ma wielu. Na pewno wybory są za pasem.
Wiadomo, że im szybciej, tym lepiej dla prawicy.
- Ostatnie wybory do PE pokazały, że PiS cieszy się dużym poparciem. Dziękujemy. Z tej perspektywy dobrze by było, żeby wybory były jak najszybciej. O tym decyduje jednak prezydent.
W trakcie konwencji politycy Zjednoczonej Prawicy mówili, że wstępne listy trafiły już na biurko prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Kto otworzy listę sądecką?
- Nie ma jeszcze decyzji co do miejsc. Na razie wysłano do centrali partii kandydatów w kolejności alfabetycznej. Ten proces będzie trwał. Listy są szerokie. Obejmują one parlamentarzystów, radnych sejmiku i inne środowiska. Listy będą duże. Na liście sądeckiej musi być 20 nazwisk. Rdzeń listy jest, ale proces będzie trwał.
Pan będzie liderem sądeckiej listy?
- To decyzje władz PiS. Ja zgłosiłem się jako kandydat na kandydata. Co do układu miejsc na liście, decyzje nie zapadły.
Celem konwencji było wyprowadzenie założeń przed jesiennymi wyborami. Kiedy poznamy konkretne propozycje programowe?
- To było wielkie wydarzenie. W 3 dni było ponad 70 paneli, ponad 450 mówców wzięło udział w nich. 10 tysięcy uczestników było. Sam byłem słuchaczem wielu paneli. Był wysoki poziom rozmów. Dotyczyło to wszystkich obszarów życia. Przedstawiciele rządu i parlamentarzyści słuchali ekspertów, którzy oceniali te 4 lata. Po tych panelach wszyscy przedstawiciele PiS, którzy moderowali panele, będą prezentowali uwagi ekspertów i publiczności. Te dyskusje będą podstawą przygotowania kolejnych propozycji programowych.
Będziemy musieli czekać do kolejnej konwencji, która jest planowana na przełom sierpnia i września, czy wcześniej poznamy konkretne propozycje?
- To decyzje strategiczne. Na konwencji programowej zostaną zaprezentowane kolejne punkty. PiS będzie kontynuowało wiele programów, które w ciągu 4 lat było przegłosowanych.
Na pewno socjalne programy.
- Socjalne, rodzinne, społeczne. Będą też inne inicjatywy. Kolejna kadencja – jeśli będzie możliwa - będzie to kontynuacja programów, ale będą też nowe inicjatywy.
Podczas konwencji w Katowicach wicepremier Jarosław Gowin przekonywał, że Zjednoczona Prawica powinna powalczyć o wyborców w dużych miastach, których część głosowała ostatnio na Koalicję Europejska. Jaka propozycja dla nich się pojawi?
- Chcemy przekonać do siebie rzesze rodaków. Programy już wdrożone przekonują wielu obywateli. Muszą być też programy dla dużych miast. Dzisiaj za wcześnie, żeby mówić o programach. Ten kongres temu służył. W ciągu kilku tygodni wszystkie tezy będą prezentowane.
Na konwencji sporo było o energetyce odnawialnej. Tymczasem Zjednoczona Prawica na początku kadencji przyjęła ustawę antywiatrakową.
- Trudno mi się odnieść do tej sytuacji. Energetyka to ważny element naszego rządu. Staramy się dywersyfikować źródła energii. Jest działanie ministerstwa i spółek paliwowych. To kwestia gazu skroplonego, budowa gazociągu północnego. Jest szereg działań. Jednak dzisiaj dynamiczny rozwój kraju musi się opierać na nowych źródłach energii. Nasza gospodarka i obywatele muszą być bezpieczni.
Pojawił się znowu pomysł deglomeracji. Mówiła o tym minister Emilewicz. Przeniesienie urzędów do Nowego Sącza zmieniłoby jakość życia w Sączu?
- Chcielibyśmy, żeby część instytucji zostało przeniesionych do mniejszych miejscowości. Na razie się to nie udało. Będziemy jednak wspierać działania, które będą przybliżać instytucje do mieszkańców mniejszych miejscowości. Obywatele w naszym kraju powinni mieć równy dostęp do różnych instytucji. Będę wspierał takie działania.
Wybór na stanowisko szefa Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen może utrudnić dyskusję o reparacjach wojennych?
- Myślę, że nie. Wybór osób takiej czy innej narodowości na funkcje w UE nie jest związane z kwestią rozliczeń powojennych. One nie nastąpiły nigdy. To dwie sprawy. PiS podjęło działania na arenie międzynarodowej, której celem było zablokowanie kandydatury pana Timmermansa. On w ciągu 4 lat często działał przeciwko rządowi PiS. Stąd kandydatura pani von der Leyen. To wartość. Dzisiaj państwo niemieckie nie będzie zza pleców innego polityka realizowało swojej polityki. Będzie to polityk niemiecki. To wartość. Nie ma to znaczenia dla kwestii naszych roszczeń o reparacje wojenne. Ten temat jest uniwersalny, wymyka się bieżącej polityce. To nasza racja stanu. Musi to być realizowane w kolejnej kadencji. Wymaga to działań międzynarodowych.
Raport o stratach wojennych będzie gotowy na 1 września, data upublicznienia to sprawa rządu?
- Jeszcze pracujemy nad raportem. Jest on tłumaczony. Musi być odpowiedzialność za słowo. Raport będzie czytany wnikliwie poza granicami. Musi być precyzja w tłumaczeniach. Nie można sobie pozwolić na nieścisłości. Nie chcę mówić o dacie opublikowania. To decyzja polityczna. Jesteśmy przed wizytą Donalda Trumpa, wyborami. Nie chce, żeby to była sprawa gry przedwyborczej. To się wymyka temu. To nasza racja stanu. Musi to być systematycznie podnoszone. Ta sprawa przez lata nie została uregulowana. Trzeba tę sprawę w ciągu najbliższych lat prowadzić. Jeśli PiS będzie mogło realizować swój program, ta sprawa będzie ważnym elementem naszej polityki.
Mówi pan o potrzebie powołania polskiej instytucji na wzór Yad Vashem. Co taka instytucja mogłaby wnosić do naszego życia publicznego, czego nie wniesie pański raport?
- Nasz raport podsumowuje straty, pokazuje szacunki. Niestety w naszym państwie od lat nie było systemowych badań na temat strat wojennych, wpływu na naszą gospodarkę, kulturę. Izrael od lat prowadzi taką politykę. To buduje pozycję Izraela na świecie. My jako państwo zaniechaliśmy tego. Dzisiaj mamy negatywne konsekwencje. Polakom się przypisuje współodpowiedzialność za Holokaust. To wynik zaniechania prac nad stratami Polski podczas II wojny światowej.