Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z ministrem infrastruktury, Andrzejem Adamczykiem.
Nawet kilka dni może potrwać rozładowywanie korka kilku tysięcy ciężarówek, które utknęły po brytyjskiej stronie w okolicy Kanału La Manche. Od niedzieli nieoczekiwanie zamknięta była możliwość przeprawy przez brytyjsko-francuską granicę. To była decyzja władz Francji. Presja miała sens? Wysiłki pańskiego resortu, Kancelarii Prezydenta i resortów infrastruktury i transportu innych krajów sprawiły, że ostatecznie Francuzi otworzyli o północy granicę.
- Tak. To był trudny czas. Kilkadziesiąt krytycznych godzin dla wielu przedsiębiorców transportu samochodowego. Na granicy brytyjsko-francuskiej utknęło kilka tysięcy pojazdów. Tylko 2000 samochodów z Polski tam jest. Kierowcy nie byli przygotowani. Kończyło się jedzenie, woda, artykuły sanitarne. To katastrofa humanitarna. Jednak wysiłki wszystkich przyniosły sukces. Wczoraj aktywnie premier Morawiecki działał, prezydent Andrzej Duda rozmawiał z premierem Wielkiej Brytanii i prezydentem Francji. Premier też prowadził takie rozmowy. Rządy innych państw podjęły wysiłek polityczny. Efektem tego jest odblokowanie granicy francusko-brytyjskiej od północy. Rozmawiałem wczoraj z ministrem transportu Niemiec. Prezydencja niemiecka w UE w tym roku zmusza Niemców do włączenia się w działania. Oni to zrobili. Mają też tam swoje ciężarówki. Wieczorem otrzymałem informację, że ambasador Francji przy UE na spotkaniu ogłosił, że od północy będzie odblokowana granica francusko-brytyjska. Mam informację, że powoli to zaczyna działać. Mamy nadzieję, że kierowcy wrócą do Polski i skończy się ich gehenna. Nagła decyzja bez uprzedzenia, która blokuje ludzi na granicach, ma wymiar humanitarny. To katastrofa.
Wiadomo, że nie ma szans, aby kierowcy zdążyli wrócić do Polski na święta. Korek musi się rozładować, potem trzeba przejechać spory odcinek. Jak ocenia pan decyzję Francuzów? W rzeczywistości koronawirusa żyjemy od marca. Na początku były problemy, korki na granicach. Rządy musiały wypracować pewne strategie. Był konsensus co do tego, że o ile mocno ograniczamy ruch pasażerski, o tyle kraje UE były zgodne, że ruch towarowy powinien być płynny. Dlaczego Francuzi zrobili taki ruch, który zdziwił wszystkich?
- Tak. To było zaskoczenie. Decyzja Francuzów była zaskoczeniem. Od wiosny, gdy epidemia zaczęła być bardzo groźna, rządy państw Europy i nie tylko ustaliły jedno. Transport samochodowy to priorytet. Przerwanie łańcuchów dostaw to unieruchomienie gospodarek i uderzenie w obywateli, którzy by zostali pozbawieni dostaw podstawowych artykułów, w tym medykamentów. Tak się działo do wiosny. Rozmawiałem wtedy z wieloma ministrami transportu. Kiedy były blokady na granicach, potwierdzaliśmy sobie, że to niemożliwe. Wytworzyła się wówczas procedura odblokowywania przejść granicznych z zatorów ciężkich samochodów. Kierowcy ci byli wyjęci z restrykcji. Również potwierdzaliśmy sobie na spotkaniach w ciągu roku, w lecie, jesienią, że te granice muszą być otwarte. Decyzja Francuzów nas zaskoczyła. Stąd szybka reakcja. Wczoraj rozmawiałem z ministrem transportu Niemiec. On powiedział, że na moją prośbę i kilku innych ministrów, zwoła posiedzenie ministrów transportu UE. Powiemy, że nie można zamykać granic dla samochodów ciężkich. Wiosną tylko Turcja się wyłamała z tych ustaleń i zamknęła granicę na kilka dni. Potężna presja wobec Turcji spowodowała, że i ta granica została otwarta.
31 grudnia upłynie okres przejściowy, w którym Wielka Brytania ciągle jest traktowana jako państwo UE. 1 stycznia wejdzie w życie Brexit. Jest impas w negocjacjach między Unią i Londynem. Wiele firm przed tym momentem chciało zdążyć z przekroczeniem granicy i transportem. Nie obawia się pan, że to co teraz widzimy na granicy francusko-brytyjskiej to zapowiedź tego, co może być rzeczywistością po 1 stycznia? Odprawy celne, wydłużenie procedur dla eksporterów?
- Obawiamy się tego. Wczoraj rozmawiałem z właścicielami jednej z największych polskich firm transportowych, która operuje na rynku brytyjskim. Nie znajdujemy odpowiedzi na pytanie, co będzie po 1 stycznia. Brytyjczycy też jej nie znajdują. Transport samochodowy na terenie Wielkiej Brytanii w 50% to polskie firmy, które zdobyły dominującą tam pozycję. Nas to niepokoi. Prowadzimy zabiegi, które mają zapobiec takim sytuacjom jak ostatnio. Nie jest to tylko problem Polski. Jak rozmawiam z moimi odpowiednikami na Węgrzech, w Bułgarii… Bułgaria to wielka flota samochodów ciężarowych. Oni też się niepokoją. Mamy nadzieję, że wesprze nas Komisja Europejska i nie zostanie przerwany łańcuch dostaw, że będziemy mogli prowadzić normalną wymianę gospodarczą. Będzie to od nas wszystkich wymagało wysiłku. Jesteśmy przygotowani. Od ponad roku robimy wszystko, żeby unormować transport międzynarodowy w relacjach Wyspy Brytyjskie – UE. Niestety brytyjski rząd w negocjacjach się zatrzymał. One nie ruszają. Chcemy uzgodnić relacje w wymianie samochodowej, wymianie towarowej. Mam nadzieję, że to się uda i niepokoje przedsiębiorców zostaną zastąpione poczuciem, że wszystko jest normalnie.
Jeszcze Małopolska. Za co głównie zapamięta pan ten mijający rok 2020 z perspektywy inwestycji infrastrukturalnych w naszym regionie? Wróciły niedawno szybkie połączenia kolejowe Kraków-Katowice. Nieco ciemniejsze punkty to wykonawcy wyrzucani z placów budowy małopolskich dróg. Jest S7 Lubień-Naprawa, chociaż tutaj jest już nowa umowa. Była też informacja o wyrzuceniu wykonawcy z S7 Widoma-Kraków.
- Tak to jest, gdy mamy do czynienia z nierzetelnym wykonawcą. Muszą być szybkie decyzje. Nie można patrzeć, czy coś się wydarzy, ale brać sprawy w swoje ręce. To przyniosło efekty na wielu budowach. Tu też to zaprocentuje. Mijający rok daje dowód, że kolejarze i drogowcy mogą realizować wielkie zadania. 5-6 lat temu wydawało się to niemożliwe. Linia Kraków-Katowice – będziemy mogli szybko i komfortowo jechać praktycznie wybudowaną na nowo linią. Obwodnica Dąbrowy Tarnowskiej – w końcu tam jest bezpiecznie. Węzeł autostradowy w Niepołomicach, dworzec kolejowy w Oświęcimiu, stacja Kraków-Bronowice. To tylko część inwestycji. Dziękuję kolejarzom i drogowcom za rozpoczęcie budowy północnej obwodnicy Krakowa, przebudowę szlaków kolejowych, dworców, przygotowanie i budowę nowej drogi S7 Kraków-Myślenice, Rabka-Chyżne. Są ważne decyzje. Któż to zrobi, jak my tego nie zrobimy? Przebudowa DK 94, wielu ciągów drogowych i S7 od Miechowa do granicy Małopolski. 12 lat zmagań inżynierów GDDKiA z decyzją środowiskową i pozwoleniem na budowę. Udało się. Widzimy postęp robót na drogach krajowych i samorządowych. Cieszę się, że fundusze rządowe to wspierają. Setki milionów dla Małopolski procentują zwiększeniem ilości dróg bezpiecznych. Chcemy bezpiecznie dotrzeć do pracy, szkoły, żebyśmy mogli dojechać bezpiecznie wszędzie, korzystając z dróg gminnych, powiatowych i krajowych. Szczególnie krajowych. One muszą by przewidywalne i komfortowe. Na to zasługujemy.
Czego pan Małopolanom i sobie życzy na ten nowy 2021 rok?
- Rok trudny, rok obfitujący w wiele wydarzeń naznaczonych koronawirusem. Smutne wydarzenia, ale w takim czasie szukamy dobrych wiadomości. Chcemy się pokrzepić dobrą informacją. Boże Narodzenie to taki czas. Życzę wszystkim Małopolanom dobrej perspektywy, żeby Święta upłynęły w zdrowiu, zadowoleniu. Miejmy nadzieję, że nowy rok to powrót do normalności. Tego sobie życzymy. Chciałbym, żeby wszyscy Małopolanie mieli poczucie, że jesteśmy ludźmi wolnymi, nie ograniczonymi epidemią, wokół których dzieje się dużo w sferze inwestycji, budowy dróg, obwodnic, uruchamianiu połączeń kolejowych, na które przez lata czekaliśmy.