Zapis rozmowy Jacka Bańki z Aleksandrem Miszalskim, szefem małopolskiej PO:
Jest zgoda państw członkowskich na ósmy pakiet sankcji, które miałyby objąć Rosję. Jak pan ocenia determinację wspólnoty? Widać, że grają rolę różne interesy, a to sankcjami nie zostaną objęte diamenty, z kolei personalne nie obejmą patriarchy Cyryla.
To prawda, cały czas trwa targowanie się i negocjowanie. Mnie się to oczywiście nie podoba, bo w obliczu wojny, tego co się dzieje w Ukrainie, tych gróźb, które Putin stawia i w obliczu również tego, że na szczęście armia ukraińska odzyskuje powoli różne tereny, miejscowości w obwodach chersońskim, charkowskim, ługańskim i donieckim i tak naprawdę powinniśmy w tej chwili myśleć o tym, by jak najmocniej, jak najszerzej wesprzeć Ukrainę, natomiast oczywiście różne interesy różnych państw grają rolę i są negocjacje i rzeczywiście Malta miała jakiś problem z tankowcami, Belgowie mówią o diamentach, Węgrzy o Cyrylu, każdy ma jakiś swój drobny interesik, który przy całej tragedii narodu ukraińskiego i też bezpieczeństwa Europy nie powinien mieć znaczenia. Jednakże abstrahując od tego, że nie do końca podoba mi się, jak to się odbywa, to ważne jest, że ten kolejny pakiet jest, że jest akceptowany, że dzisiaj będzie ogłoszony, że to są wymierne straty dla rosyjskiej gospodarki - 7 miliardów euro, każdy krok do przodu jest ważny i cieszy na koniec.
Tymczasem w Polsce minister do spraw integracji społecznej chce przetestować mechanizmy relokacji uchodźców do mniejszych gmin, które mają dostać między innymi dofinansowanie w wysokości 100 000 zł na przygotowanie nieruchomości komunalnych. Program przewiduje też pomoc w znalezieniu opieki nad dziećmi, pomoc w znalezieniu pracy. Na ile to może być atrakcyjne dla samorządów jak i dla samych uchodźców? Wiadomo, jak sytuacja wygląda w Krakowie, w jednym z największych przecież naszych miast.
Dla samych uchodźców to nie wiem, czy to będzie atrakcyjne, ponieważ cały czas jak Ukraińcy przyjeżdżali do nas od wybuchu wojny, to głównie chcieli dostać się do dużych miastach i mimo tego, że często na dworcach, czy w centrach pomocy były oferowane różne miejsca, nawet oddalone od Krakowa 20 - 30 km, to zdecydowanie woleli mieszkać w centrum, ze względów choćby na komunikację, czy znalezienie pracy, czy też na szybsze możliwości powrotu. Możliwe, że z czasem sytuacja się zmienia, w tym sensie, że oswajają się z Polską i też lepiej sobie już radzą. Jeśli natomiast chodzi o same samorządy, pewnie dla dużych samorządów, które mogą mieć pewne braki, jeśli chodzi o zasoby, to byłaby pomoc, ale to trzeba przede wszystkim pytać tych mniejszych samorządów, bo nie znam w tej chwili szczegółów tego programu, kwot, które miały być dopłacane i zależy wszystko od warunków tak naprawdę, czy to będzie atrakcyjne. Żeby nie było to znowu wciskanie samorządom czegoś, czego nie chcą, bo rząd ma zawsze świetne pomysły, jak chociażby z węglem i wiele różnych świetnych pomysłów dla samorządów, tylko że zazwyczaj samorządy nie są zainteresowane i dowiadują się w ostatniej chwili, że jest jakiś pomysł, więc od razu się zapala lampka alarmowa.
A dlaczego samorządy miałyby nie pomóc w dystrybucji węgla? Nie poradziłyby sobie z tym zadaniem?
Historia polskiego węgla jest taka, że jak w listopadzie premier Morawiecki się dowiedział od CIA, że będzie wojna, to zamiast kupować węgiel i kontraktować, to kupował własne obligacje. Później pół roku milczał, później powiedział, że węgla jest na 200 lat i nie zabraknie, później mówił, że jest w stabilnej cenie, później była ustawa, że będą dopłaty takie, że zostanie po 900 zł, na koniec firmy się nie zgodziły na ten rodzaj dopłat, który oni proponowali, czyli sprzedaż bez marży, to wymyślili program, że będą dopłacać 3000 zł każdemu, kto zadeklaruje, że ten węgiel zużywa. Na koniec nie miał być droższy, w końcu się okazało, że jest droższy, że go nie ma, że można kupić sobie półtorej tony zamiast trzech ton, potem, że można palić czymkolwiek, byle nie oponami, a nagle, że jednak brakuje i że w zasadzie od początku wiadomo było i premier Morawiecki wiedział, że jest za mało. Jak już wiadomo, że jest go za mało, że jest za drogi, to minister Sasin wychodzi w październiku i apeluje, niech samorządy się tym zajmą. Sam proces dochodzenia do tego pomysłu jest absurdalny. Przecież samorządy nie mają infrastruktury do tego żeby trzymać ten węgiel, żeby go przeładowywać, przecież nie ma przepisów odpowiednich, VAT, akcyza, samorządy nie mają tego w ogóle w zadaniach, kompetencjach. Najpierw się odbiera wszystko samorządom, monopolizuje również choćby Polską Grupą Górniczą dystrybucję węgla, a na koniec w październiku, jak się orientujesz rząd, że sobie nie poradzi, to wtedy mówi - niech samorządy to zrobią, a jak sobie nie poradzą, to będzie atak na samorządy.
Po pierwsze nie tylko my mamy problem z surowcami, po drugiej przecież samorządy włączają się do dystrybucji jodku potasu, wcześniej włączały się do programu szczepień, żadnej pułapki nie było i jakoś to wszystko zadziałało.
Nie porównujmy włączenia się do akcji szczepień z włączeniem się do dystrybucji 11 mln ton węgla. Przepisów nie ma, węgla nie ma, w związku z tym jak go nie będzie, to będzie na samorządy. Węgiel jest surowcem, który wymaga odpowiedniego składowania, przeładunku, gdzie? W magistracie, przy placu Wszystkich Świętych?
Kraków będzie zwolniony z tego, bo jest zakaz używania paliw stałych, ale na przykład prezydent Zawiercia mówi - a może samorządy powiatowe?
Teraz każdy samorządowiec będzie spychał na innego, bo wszyscy są nieprzygotowani. Oczywiście zakładam, że znajdą się tacy, którzy będą bardzo chcieli się tej władzy przypodobać i będą udawać, że jest wszystko okej, tak jak przy wyborach kopertowych udostępniali listy do wysyłki. Na szczęście to jest zawsze mniejszość, która po prostu boi się o to czy, przy kolejnym funduszu inicjatyw lokalnych będą potraktowani dobrze, czy źle i większość samorządowców na pewno wie o tych wszystkich kłopotach i nie będzie chciała brać tego na własne barki. To jest zadanie państwa, jakby jeszcze rok temu, czy pół roku temu wpadli na ten pomysł, próbowali z samorządami rozmawiać.
Wicepremier Sasin mówił wczoraj już o kilkunastu umowach z samorządami, związanymi z dystrybucją. Konsekwencje przesunięcia wyborów samorządowych na wiosnę roku 2024, państwo byli przeciwko, ale na przykład pomysł przesunięcia tych wyborów dobrze oceniają przedstawiciele krakowskiej Rady Miasta, w tym także ci z Platformy Obywatelskiej, bo jak tłumaczą - w cieniu starcia gigantów polskiej sceny politycznej zginęłyby gdzieś te wybory do rad gmin, powiatów i województw.
Nie słyszałem takich wypowiedzi, nie wiem, kto tak to oceniał. Z punktu widzenia Platformy, chociaż to nie chodzi o Platformę, bo nie chodzi o interes polityczny, politycznie można się zastanawiać, komu co się bardziej opłaca, natomiast nie majstruje się przy wyborach, nie majstruje się w taki sposób, nie majstruje się przy ordynacji w ostatniej chwili. Jest oczywistym, że PiS, rząd boi się przegrać wybory samorządowe. Po pierwsze we wszystkich większych miastach zawsze przegrywa, a teraz przegrywałby jeszcze bardziej i przegra, po drugie to jest kwestia utraty sejmików, to jest kwestia symboliczna, ciężko jest obronić, jeżeli się rządzi w sejmikach i straci się 5, to ciężko jest obronić wizerunkowo i to jest podstawowa obawa PiS-u i rządu i dlatego te wybory przekładają, żadne inne argumenty nie są tak naprawdę ważne z ich punktu ich widzenia.
To są najtrudniejsze wybory, jeśli by się odbywały jednocześnie niemalże z wyborami parlamentarnymi, to recepta na chaos mniejszy lub większy gotowa. Co Kraków w związku z tym powinien zrobić z wyborami do rad dzielnic, które są jednostkami pomocniczymi? Czy też kadencja powinna zostać wydłużona?
To jest pytanie tak naprawdę do Rady Miejskiej w Krakowie. Były takie czasy, że wybory do rad dzielnic odbywały się z wyborami do samorządu i to w sumie było najbardziej logiczne. To są wybory również w jakimś sensie samorządowe i głosuje się na ludzi, którzy są blisko siebie, często osoby startujące do rady miasta startują również do rad dzielnic. Zostało to zmienione, jest już zapis w statucie, że nie można organizować w tym samym czasie. To oczywiście rodzi problemy, bo pamiętam wybory do rad dzielnic, w których frekwencja była, jeżeli dobrze pamiętam, 7%. W tej chwili najlepiej byłoby je przeprowadzić w pobliżu którychś innych wyborów, żeby cała infrastruktura mogła być ponownie wykorzystana, albo wręcz oddalić je bardzo, tak żeby się nie zlepiły. Mnie się wydaje, że to już Rada Miasta musi podjąć decyzję i jakiś termin zaproponować, żeby te wybory były dalej ważne. One są ważne, bo dzielnice są bardzo blisko mieszkańców i mnóstwo świetnych ludzi pracuję za minimalne diety.
Mówi to były przewodniczący dzielnicy nr 1, były radny krakowski. I na koniec - kto dziś, piątego października, jest bliżej startu w wyborach prezydenckich? Pan, czy senator Klich?
Nie ma jeszcze takich decyzji. Tak jak od jakiegoś czasu mówimy - jesteśmy obaj do dyspozycji. Platforma będzie miała w tych wyborach kandydata, kandydatkę, bo nie nie wykluczam, że tak się może zdarzyć, te decyzje będą w odpowiednim momencie podjętej i wtedy krakowian mam nadzieję, że przekonamy. Najważniejszy jest w tej chwili program, najważniejsza jest rozmowa z mieszkańcami. Ja już dzisiaj zapraszam w Jaszczurach chyba o 18, jeżeli dobrze pamiętam, debata na temat transportu, kolejna odsłona Krakowa przyszłości, kolejna ankieta, kolejne setki, tysiące krakowian wypełnią ją i będziemy się zbliżać się do tego, by znać jeszcze lepiej jeszcze bardziej aktualnie poglądy krakowian na miasto.