Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką ruchu Kukiz'15, Agnieszką Ścigaj.
Jak pani ocenia wizytę w Wielkiej Brytanii szefów MSWiA i MSZ. To było potrzebne?
- Potrzebne jest zainteresowanie. Dlaczego jeszcze tutaj nie było ambasadora z wyjaśnieniami? Czy taka duża delegacja miała coś zmienić? To był pokaz medialny?
Jak pani to ocenia? Na pokaz czy chodziło o pogrożenie palcem?
- Poczekajmy na efekt tego wyjazdu. To jednak chyba raczej wydarzenie medialne. Ważne jest zainteresowanie. Skoro partia rządząca inaczej nie potrafi, to trudno. Ważny jest efekt. Polacy poza granicami wymagają zainteresowania. To jest godne pochwalenia.
Jakby nie było takiej reakcji, to byśmy narzekali, że państwo nic nie robi.
- Tak, ale pytanie czy taka delegacja musiała być. Czy to ma mieć jakiś skutek, czy te rozmowy doprowadzą do zwiększenia bezpieczeństwa? Chodziło pewnie tylko o flesze.
Myśli pani, że po Brexicie karierę zrobi inne słowo – Polback?
- To jest popularne w internecie, ale nie przekładałabym tego tak. Nastroje są jednak raczej nie prounijne. To słychać.
Pani dobrze ocenia pracę marszałka Kuchcińskiego?
- Ja lubię marszałka. Widzę, że często w Sejmie odbywają się takie niepotrzebne przepychanki słowne. Podobają mi się wtedy jego reakcje. Mam do niego pewne uwagi. 28 naszych projektów jest w zamrażarce. Marszałek ich nie puszczał. Ja sama jestem autorem 5 projektów. One wyszły z zamrażarki.
Nie chciała pani odwoływać marszałka w ten sposób?
- To by nic nie zmieniło. Walka partyjna jest. Wczoraj ta debata to było 1,5 godziny zmarnowanego czasu. Efekt był znany z góry.
Jak pani mówi o projektach w zamrażarce, to marszałek skierował do komisji zdrowia projekt ustawy o medycznej marihuanie. Jest społeczne przyzwolenie na zmiany w tej sprawie?
- Zdecydowanie. Cieszymy się. Ten projekt już w lutym miał aprobatę. To była gra polityczna, że to nie projekt PiS, ale opozycji. On trafił do zamrażarki. Poczekał na powrót w mediach. Ta sprawa odżyła za sprawą mediów. Nie chodzi o to kto to składa. Chodzi o efekt. Masa ludzi na to czeka. Mówimy o marihuanie leczniczej i ustawie, która daje kontrolę nad jej dystrybucją. Wszystkie ugrupowania doszły do tego, że chorzy czekają na ten lek. Nie ma powodu do blokowania tego.
Posłowie PiS różnie się o tym wypowiadają. Jest wola polityczna, czy to utknie w komisji zdrowia?
- Wszystkie ugrupowania wypowiadają się o tym pozytywnie. Oczywiście, że nad ustawą można pracować w komisji, można dograć szczegóły. Wola polityczna deklarowana jest. Da się to wyczuć. Mamy nadzieję, że prace nie będą długie. Ten Sejm potrafi szybko pracować. Tu ludzie czekają na lekarstwo.
Czyli nie będzie gry na zwłokę?
- Nacisk opinii publicznej i mediów to spowoduje. My będziemy tego pilnować. My pracujemy cały czas. 28 projektów ustaw od dawna są wyczekiwane przez obywateli.
Czym pani tłumaczy niewielkie zainteresowanie ogólnopolską komisją śledczą ws. reprywatyzacji. Wszyscy o tym mówią i podkreślają wydarzenia warszawskie, ale o komisji mówią tylko posłowie Kukiz'15.
- Na samym początku pojawia się taki problem, że Kukiz'15 proponuje rozwiązanie a nie bije piany. Wszyscy politycy muszą porozmawiać, poobywać się w mediach z tematem i dopiero dochodzą do takich wniosków. Mamy nadzieję, że teraz też tak będzie. Wszyscy dojdą do wniosku, że już jest potrzebna ustawa reprywatyzacyjna, bo już mamy skutki. Te skutki są uciążliwe. Wiele majątków wypłynęło. Te sprawy są niewyjaśnione. Jak wszyscy będą chcieli się pochylić nad tym, to dojdą do wniosków, że komisja śledcza jest dobrym rozwiązaniem. Trzeba wyjaśnić te sytuacje, które były także w Krakowie.
Jest potrzebna? Na Twitterze pisze pani, że w Krakowie 600 kamienic oddano właścicielom. To było po wyrokach sądów. Co tu badać?
- Jakby pan prześledził media, to od lat było głośno o różnych kamienicach. Wyroki sądów były na podstawie kserokopii dokumentów lub dokumentów sfabrykowanych. To nie były jednostkowe sprawy. Komisja śledcza ma wyjaśnić, ile było takich przypadków. 600 kamienic to zaokrąglona liczba. Ja nie jestem śledczym, wiem to z życia. Warto przyjrzeć się, które kamienice zostały wyłudzone. Mamy przykład Warszawy.
Co z tą wiedzą zrobić w Krakowie?
- Rozliczyć. Przyjrzeć się. Śledzę to, że prezydent Majchrowski ma z tym kłopot. Nikt nie chce pozbywać się kamienic. Urzędnicy szukają dokumentów. Powiedzenie, że bałagan w dokumentach jest wynikiem tego, że tracimy miliardy, to jest żenujące. W głowie się nie mieści, że przez 25 lat zginęły jakieś papierki i miasto traci ogromny majątek. Jak niedbalstwo i przepychanki mają od 25 lat znaczenie to po to się znalazł Kukiz, żeby pokazywać, że coś jest nie tak.
Może zatem Kukiz poradzi coś w sprawie krakowskiego pata. Wojewoda wypowiada marszałkowi wspólną organizację świąt państwowych. Marszałek mówi, że jest wykluczany. Jak pani to ocenia?
- To kolejny odcinek partiokracji. To mnie nawet nie dziwi. Do kłótni politycznej dochodzi o każdy kwiatek. To absurd. Święta są dla obywateli, żeby pamiętać o ważnych momentach. Jeżdżę od miesięcy na lokalne święta i się przyglądam. Gospodarze mają tego dość. Zastanawiają się, którego posła zaprosić, który coś załatwi. To nie do zniesienia. Poseł to nie załatwiacz. Urzędnicy mają służyć ludziom a nie pokazywać się. Walka między partiami o wszystko i upolitycznianie... Ludzie powinni interesować się polityką, ale partiami?
Skoro tak pani mówi to znaczy, że mamy do czynienia z próbą zawłaszczania świąt.
- Tak. Od 27 lat.