Rozumiem intencje Obywatelskiego Komitetu Ratowania Krakowa, który w ten sposób zaprotestował przeciw nowym regulacjom prawnym umożliwiającym kwestowanie wszystkim chętnym, nie tylko zbierającym na ratowanie nagrobków.
W zeszłym roku, zdezorientowani krakowianie wrzucali pieniądze do puszek najróżniejszych organizacji, a nawet osób prywatnych, przekonani, że - jak zwykle - wspomagają odnowę zniszczonych grobów. Szkoda jedynie, że protest ogłoszono tuż przed 1 listopada i szkoda, że w tym roku żaden stary nagrobek nie zostanie uratowany.
W tym roku nie było kwesty, a i ludzi zdecydowanie mniej. Na Rakowice pojechałam pustym tramwajem, pustym wróciłam do domu, podobnie było 31 października. I na cmentarzu i wokół niego nie trzeba się było przeciskać przez tłumy.
Nie zabrakło za to sprzedawców kwiatów i zniczy. Przybyło też innych ofert handlowych - charakterystycznych raczej dla odpustów i jarmarków - koszmarnych baloników, cukierków, prażonych orzeszków.
Kiedy odwiedziłam rodzinne groby, poszłam jak zwykle zapalić znicze przed pomnikiem powstańców styczniowych, legionistów i ofiar komunizmu. Wszędzie paliło się mniej zniczy niż w poprzednich latach / u powstańców zaledwie kilka/. Moi przodkowie walczyli w powstaniu styczniowym, legionach, wojnie polsko-bolszewickiej, wuj mamy i wuj taty zginęli w Katyniu - nie wyobrażam sobie, żeby nie zapalić zniczy 1 czy 2 listopada.
No cóż, przypomina mi się wiersz Lechonia:
Padł granat i rozburzył ten stary kantorek,
Przy którym płakał Gustaw po stracie kochanki,
Spłonął w Września płomieniach kolumnowy dworek,
Ten z czarnym fortepianem dworek z "Warszawianki".
Ciche domy dzieciństwa, gdzie się błogo śniło,
Książki niegdyś czytane z płomieniem na twarzy,
Wszystko, wszystko, co nasze, do kości z cmentarzy,
Wydane na zagładę lub w proch się zmieniło.