Przyczyny tego pożaru wciąż są nieznane. Powodem jest to, że teren pogorzeliska cały czas jest dogaszany. Strażacy od środy nieprzerwanie prowadzą tam akcję gaśniczą. Teraz skupia się ona przede wszystkim na działaniach rozbiórkowych i gaszeniu ognia, który wciąż pojawia się w zgliszczach hali.
- Co jakiś czas pojawia się ponowny ogień na pogorzelisku. Jak nam strażacy przekażą to miejsce, będziemy mogli wykonać oględziny. Na ten moment policjanci są gotowi do zabezpieczenia miejsca wokół pogorzeliska. Później zbierzemy grupę dochodzeniowo-śledczą i wykonamy oględziny - relacjonuje Paweł Klimek z tarnowskiej policji.
Dogaszanie może trwać jeszcze przez kilka godzin. Jako pierwszy prace na miejscu pożaru hali ma rozpocząć biegły z zakresu pożarnictwa.
Po pożarze w całym Tarnowie czuć zapach spalającej się parafiny. Służby i policja uspokajają jednak, że nie doszło do skażenia środowiska, pomiary wykonywane przez strażaków nie wskazały żadnego niebezpiecznego przekroczenia norm.
- Pierwsze chwile decydowały o obronie w sąsiedniej hali. Działania również były prowadzone od wewnątrz tej hali bronionej. Po przyjeździe kolejnych sił i środków Państwowej Ochotniczej Straży Pożarnej rozpoczęto działania gaśnicze na głównej hali. Po około 20-30 minutach prawdopodobnie ta hala uległa załamaniu się do środka. Cały czas było monitorowane powietrze przez jednostkę chemiczną, nie stwierdzając bezpośredniego zagrożenia dla sąsiednich mieszkańców - podkreślał obecny na miejscu starszy brygadier Jacek Ryncarz, zastępca komendanta wojewódzkiego małopolskiej straży pożarnej.
Ze względu na rozmiar pożaru i szkody, które wyrządził, śledztwo w tej sprawie będzie prowadziła także prokuratura.
- Z tego wszystkiego wynika, że najprawdopodobniej to będzie prowadzone w formie śledztwa przez Prokuraturę Rejonową w Tarnowie ze względu na to, że są bardzo duże straty. Powstał pożar. W jakich okolicznościach powstał? Nie wiemy. Czy z winy człowieka, czy bez winy człowieka? Tutaj musimy poczekać, aż przyjdą specjaliści, którzy się na tym trochę więcej znają - podkreśla Paweł Klimek.
Jedna osoba została ranna. To właściciel zakładu, który po przyjeździe ratowników sam się do nich zgłosił z poparzeniami niezagrażającymi życiu.