23-letnia Kałucka naukę w Edynburgu łączyła z treningami. Teraz w rodzinnym Tarnowie skupia się już tylko na sporcie, ale w zaplanowanych na ten weekend zawodach Pucharu Świata w Denver jeszcze nie wystartuje.
Pierwotnie Aleksander Huszczo, trener zarówno sióstr Kałuckich - Aleksandry i Natalii, jak i kadry narodowej, zakładał, że obydwie pojadą do USA na trzecie w tym roku zawody tego cyklu, ale medalistka olimpijska nie jest jeszcze w stu procentach gotowa do rywalizacji na najwyższym poziomie po wyczerpującym pobycie w Szkocji.
"Przez ostatnie miesiące wydarzyło się w moim życiu tak dużo, było tak intensywnie, że mimo treningów prowadzonych regularnie od początku grudnia w Edynburgu, gdzie studiowałam, uznaliśmy z trenerem, że potrzebuję jeszcze czasu i skupienia na spokojnym treningu. Nie czuję się gotowa do startu w Denver" - powiedziała PAP Aleksandra Kałucka. "Szykuję się na zawody PŚ w Krakowie na początku lipca i do głównej imprezy w tym roku, czyli wrześniowych mistrzostw świata w Korei Południowej. W Krakowie zobaczymy, w jakiej jestem formie. To będzie przetarcie przed występem w Seulu" – dodała.
W Edynburgu Kałucka, mająca trzyletni polski licencjat, studiowała na piątym roku matematyki, przygotowującym do pracy magisterskiej. W maju zdała egzaminy końcowe i wróciła do rodzinnego Tarnowa.
"Licencjat w Szkocji trwa cztery lata, a nie jak u nas trzy, więc musiałam nadrobić zaległości. To były bardzo intensywne studia. Przez te dwa semestry nauczyłam się w Edynburgu więcej niż w Polsce przez trzy lata. Teraz przede mną tylko projekt +magisterium+, ale mam nadzieję, że uda mi się go wykonać online będąc już w Polsce" - przekazała.
Jak przyznała, w rodzinnym Tarnowie ma czas na treningi, ale i dla siebie.
"To jest duży luz w porównaniu do tego, co było w Edynburgu, ale i wcześniej - w okresie przygotowań do igrzysk w Paryżu, gdy o miejsce musiałam rywalizować także z siostrą, bo od początku było wiadomo, że może pojechać tylko jedna z nas" – przypomniała.
Łączenie życia studenckiego z profesjonalnymi treningami w zupełnie nowym środowisku było dla niej dużym wyzwaniem.
"Wstawałam wcześnie rano i każdego dnia, oprócz zajęć na uczelni, miałam treningi opracowane przez naszego szkoleniowca. Wykonywałam je przy wsparciu miejscowych specjalistów od motoryki, fizykoterapii, a nawet dietetyki. Jestem z siebie dumna, bo nie opuściłam żadnej jednostki treningowej. Musiałam też sama ogarnąć wszystkie zwyczajne sprawy życiowe. Nie miałam w ogóle czasu dla siebie. Nawet mówiłam znajomym, że nic nie jestem w stanie zobaczyć, zwiedzić, bo dzień jest zbyt krótki" – podkreśliła.
Przez cały okres studiów za granicą medalistka olimpijska utrzymywała z rodziną, a szczególnie siostrą-bliźniaczką Natalią, oraz znajomymi w Polsce codzienną łączność za pomocą różnorodnych środków komunikacji. Brakowało jej jednak bezpośredniego kontaktu i... domowych obiadów oraz ciepłej hali treningowej w Tarnowie.
"W Edynburgu trenowałam w strasznie zimnym obiekcie poza miastem. Od marca zrobiło się trochę cieplej, ale zimowe miesiące były niemiłe i wtedy najwięcej tęskniłam za swoimi +domowymi+, tarnowskimi warunkami. Marzyłam też o domowych obiadach, przede wszystkim o zupie pomidorowej mojej mamy. Ale generalnie o tym, że ktoś postawi przede mną obiad na stole, że będą mogła zjeść posiłek wspólnie, a nie organizować wszystko sama" – przyznała.
Kolejny pobyt w tym szkockim mieście, bo właśnie tam wygrała swoje pierwsze zawody Pucharu Świata we wspinaczce, będzie jednak wspominać bardzo pozytywnie.
"Nauczyłam się naprawdę wiele, także pod względem językowym. Było intensywnie, ale wszystko wyszło mi dobre. Chodziłam, jak inni studenci, na wszystkie zajęcia. Żadnych forów u wykładowców nie miałam, choć oni od początku wiedzieli, kim jestem. Egzaminy pisałam tak, jak wszyscy anonimowo, prace oznaczone były kodem" – dodała.
Przyznała, że koleżanki i koledzy na roku świadomości kim jest, jednak nie mieli.
"Ukrywałam to tak długo, jak się dało... Na końcu drugiego semestru i tak już wszyscy wiedzieli. Na specjalizacji miałam 50 osób, ale na roku prawie 300, spotykaliśmy się na różnych zajęciach, więc trudno mi było pozostać anonimową. Dlaczego ukrywałam ten fakt? Po prostu nie chciałam dostać naklejki +medalistka olimpijska+, nie chciałam być inaczej traktowaną" – wskazała.
Studia w innym kraju Kałucka ceni sobie także z innego powodu.
"Poznałam ludzi z całego świata, inne kultury, inne osobowości. To wszystko bardziej otworzyło mnie na świat. Gdy pod koniec studiów wszyscy wiedzieli o tym, że jestem medalistką olimpijską, że łączę studia z treningami, gratulowali mi na każdym kroku. Słyszałam od wielu osób, że mnie podziwiają. Pytali się też, jak udaje mi się łączyć studia ze sportem na tym poziomie" – podsumowała.