Igor Gryzło, Agnieszka Ratowska, Adrian Gorzkowski i Sebastian Madej. Archiwum prywatne
„Dzień później jednym telefonem runęło wszystko”
Agnieszka Ratowska przypomina, że Artur Kędziora został odwołany ze stanowiska dzień po podpisaniu kontraktów z nową drużyną. Jak ocenia - drużyną szytą na miarę, z doświadczonymi zawodnikami mającymi wspierać młodzież.
Dzień później jednym telefonem runęło tak naprawdę wszystko
- podkreśla.
Ratowska zaznacza, że nie planowała rezygnować. Słyszała zapewnienia, że nowy prezes zostanie powołany „lada dzień”. Nie nastąpiło to jednak aż do środy, a czas na złożenie pełnego wniosku licencyjnego mijał w sobotę. Według A. Ratowskiej przewodniczący RN namawiał ją do złamania prawa. I podpisaniu się pod dokumentami jako zwolniony prezes Kędziora.
Klub nie jest ogrzewany od półtora roku, bo instalacja została wymontowana. Czekając na nowego prezesa, z gorączką, podjęłam decyzję, że nie jestem w stanie zrobić tutaj nic więcej
- mówi.
Brak dokumentów, brak umów, 2,2 mln zł długu
Była dyrektorka Unii Tarnów dobrze zna realia procesu licencyjnego - wcześniej pracowała m.in. jako rzeczniczka Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Jej zdaniem klub nie ma dziś żadnych szans na uzyskanie licencji.
Warunki podstawowe, których brakuje, to: umowa dzierżawy stadionu, spłata zaległości – tylko wobec zawodników za poprzedni sezon to 2,2 mln zł, uregulowanie bieżących rachunków, podatków i zobowiązań, pełna, realna dokumentacja finansowa.
Pan Artur Lewandowski tytułuje się właścicielem klubu, więc powinien spłacić zaległości swojego klubu. Ja bym użyła tutaj cytatu: po owocach nas poznacie
- mówi Ratowska.
To nawiązanie do słów przewodniczącego Rady Nadzorczej, który podczas memoriału Krystiana Rempały we wrześniu przekonywał kibiców, że „klub wystartuje, choć jeszcze nie wiadomo, w której lidze”.
Klub w chaosie, atmosfera napięcia, niepłacone rachunki
Ratowska opisuje atmosferę w klubie jako „gęstą od pierwszego dnia”.
Codziennie pojawiali się nowi wierzyciele, przynoszący zaległe faktury - część z początku roku. Dwa miesiące zajęło odtworzenie rzeczywistego stanu zadłużenia. Jak ujawnia, internet nie był opłacany… 30 miesięcy.
To była jedna z około sześćdziesięciu pilnych spraw. Pracowaliśmy w bardzo trudnych warunkach, ale z uśmiechem - po ludzku. Zaplecze techniczne było kompletnie pijane. Plandekę z toru ściągałam ja, trener i jego córka
- podkreśla.
Prąd odcięty, procesy przerwane, klub bez kadry
Moment, który przesądził o jej odejściu, nastąpił w środę ok. godz. 13-14.
Nagle skończył się prąd w klubie. Nie było jak pracować. Nie miałam komu przekazać procesów, które rozpoczęłam. To projekty, które mogły przynieść klubowi ponad pół miliona złotych w 2026 roku
- mówi Ratowska.
Obecnie klub ma jedynie cztery osoby zatrudnione – przy minimalnym wymogu ośmiu na potrzeby procesu licencyjnego.
„Serce mi pęka” – o drużynie i kibicach
Ratowska przyznaje, że najbardziej żal jej drużyny i kibiców. Skład - jak podkreśla - był przemyślany, z zawodnikami dobranymi zarówno finansowo, jak i charakterologicznie. Miał być początkiem budowania stabilizacji po latach chaosu.
Dzień później jednym telefonem runęło tak naprawdę wszystko
- powtarza.
Mimo prób nie udało nam się skontaktować z przewodniczącym Rady Nadzorczej ŻSSA Unia Tarnów Arturem Lewandowskim.
Przeczytaj cały wywiad
Pani Agnieszko, dlaczego Pani zrezygnowała z pracy w klubie z Jaskółką w herbie, którą zresztą ma Pani wytatuowana na ręce. Klubie, do którego Pani zupełnie niedawno wróciła po wielu latach pracy dziennikarskiej i w sporcie żużlowym, więc skąd ta rezygnacja?
Agnieszka Ratowska: Może zacznijmy od tego, skąd powrót. Rok temu wróciłam do Tarnowa po 20 latach pracy we Wrocławiu i w Toruniu. Troszeczkę mnie tutaj nie było. I od samego początku pojawiał się gdzieś temat mojego powrotu. Bardzo długo odmawiałam, bo przez 10 miesięcy. Żeby była jasność, muszę powiedzieć, dlaczego odeszłam. Kilka lat temu bardzo wstrząsnęła mną to śmierć Tomka Jędrzejaka (żużlowiec zmagał się z depresją, popełnił samobójstwo – przyp. red. ). Byliśmy kolegami i bardzo ciężko mi było to przeżyć.
Tak naprawdę, zdecydowałam się na pracę w Unii Tarnów żeby nigdy więcej nie powtórzyła się taka sytuacja. Jako dyrektor miałam realny wpływ na to, jak są traktowani zawodnicy. I powiedziałam sobie, że jeśli będę tu pracować, nie dopuszczę do tego, żeby jakikolwiek zawodnik ze względu na sprawy klubowe skończył samobójstwem
Niestety, sprawy poukładały się inaczej niż planowałam. Przez trzy miesiące naprawdę, faktycznie ruszyliśmy klub. Zrobiliśmy bardzo dużo. Zostały powypłacane części zaległości. Zaprowadziliśmy mocny porządek w klubie, który był zaniedbany przez pięć lat. Dokonaliśmy dużo napraw. Wyszliśmy z inicjatywą, do wszystkich urzędów, które wcześniej przed nami drzwi pozamykały. Wyszliśmy z inicjatywą do szkół, przedszkoli. Jeździliśmy z zawodnikami, realizując program od małego na całego, czyli uczymy młodych kibiców żużlowych, jak wypełniać programy i czym jest żużel.
Niestety, podjęłam decyzję, że muszę opuścić klub. I było to spowodowane utratą zaufania do Rady Nadzorczej, a konkretnie ruchami pana Artura Lewandowskiego.
Zwolnieniem pana prezesa Kędziory?
Nie, to nie chodziło o samo zwolnienie. Bardzo polubiłam prezesa Kędziorę i jest po pierwsze dobrym człowiekiem, po drugie jest fantastycznym specjalistą, jest bardzo skrupulatny. Lubię taką pracę szczegółową, więc bardzo dobrze mi się z nim pracowało.
Niestety dzień po zakontraktowaniu drużyny dostałam po południu telefon o zwolnieniu Artura Kędziory. Pierwsze, co powiedziałam do przewodniczącego Rady Nadzorczej, że bez prezesa w papierach, nie jesteśmy w stanie przystąpić do procesu licencyjnego. To był piątek. Usłyszałam: jutro dostaniesz prezesa na sztukę. Przyszła sobota, niedziela, poniedziałek, wtorek, środa. Przyszło kolejne polecenie od przewodniczącego Rady Nadzorczej, które niestety było obarczone już złamaniem prawa, bo chodziło o podszywanie się pod Artura Kędziorę. Odmówiłam wykonania tego polecenia.
Prezesa nadal nie było, nie mogłam rozpocząć procesu licencyjnego. Nie ukrywajmy, że klub nie jest od półtora roku ogrzewany, bo jest wymontowane ogrzewanie. I niestety, czekając na nowe prezesa, z gorączką, podjęłam decyzję o tym, że nie jestem w stanie zrobić tutaj nic więcej.
Mówi się, że kiedy pani pracowała jako rzecznik Głównej Komisji Sportu Żużlowego, to spała pani z regulaminem pod poduszką. Unia Tarnów ostatecznie złożyła wniosek licencyjny, czy z jednej strony jako osoba, która od wewnątrz widziała, jak to wygląda w klubie, z drugiej strony jako osoba, która zna regulamin, czy w obecnej sytuacji Unia może otrzymać licencję?
Ciężko mi w tej chwili powiedzieć, jakie dokumenty wysłano. Samo złożenie licencji to nie jest jakieś super skomplikowane. Diabeł tkwi w szczegółach - ważne są załączniki, których jest sporo. Są to załączniki z urzędu miasta, na przykład o dzierżawie, której na chwilę obecną Unia nie ma.
Bo musi spłacić całe założenie.
Tak, taki był plan. Część zadłużenia została spłacona wobec miasta. Prezes Kędziora prowadził z miastem regularne spotkania, widywał się zarówno z panem Jakubem Kwaśnym, jak i z panią wiceprezydent Agnieszką Kawą. Ja w tych spotkaniach też uczestniczyłam. W tym momencie wszelakie spotkania zostały tak naprawdę z miastem urwane.
A jak pani odebrała te informacje, które pojawiły się już po kilku dniach po zwolnieniu pana prezesa Kędziory z ust pana przewodniczącego Rady Nadzorczej pana Lewandowskiego, który w mediach mówił, że zwolnienie wynikało z tego, że pan Kędziora miał się zgodzić na niekorzystne warunki ekwiwalentu dla klubu za wyszkolenie Jana Heleniaka. Że te 70 tys. zł, zdaniem pana Lewandowskiego, to za mało, że to wręcz działanie na szkodę klubu. Jak pani ocenia taką motywację, którą teraz przedstawia przewodniczący?
Zarówno z takiego ludzkiego punktu widzenia, jak klubowego uważam, że to była rozsądna kwota, z tego powodu, że w Jana Heleniaka nie zostało przez dwa lata włożone nic. Wcześniej jeździł na kontrakcie amatorskim, później na profesjonalnym, do tej pory nie został też spłacony. Panie redaktorze, do jakiej kwoty można podnieść zero?
Według pana Lewandowskiego Padały wielokrotności tych 70 tys. zł.
Według regulaminu można podnieść oczywiście kwotę ekwiwalentu za zawodnika o kwotę włożoną w jego rozwój. Ale tutaj podniesienie z 0 do 600 tys. to jest raczej nielogiczne. Nie zapominajmy również, że za tą rozgrywką stoi 18-letni chłopak, który nie rozumie, dlaczego jego osoba stała się liną do przeciągania.
Odkąd przewodniczącym Rady Nadzorczej jest pan Lewandowski to w środowisku żużlowym w Tarnowie nastąpiły spore podziały. Wycofali się poprzedni członkowie Rady Nadzorczej, Daniel Bałut, Wiesław Frys, którzy przez wiele lat wspierali klub; nadal pan Frys jest jednym z akcjonariuszy większościowych. Wewnątrz klubu, jak pani tam pracowała, to się dało to odczuć, że dzieje się coś złego? Że ta atmosfera nie jest przyjazna?
Tak, od samego początku było czuć, że w klubie jest gęsto, jeśli mogę to tak nazwać. Pojawiali się różni interesanci. Co gorsze, codziennie pojawiali się nowi ludzie, którzy przychodzili z fakturami, które były niezapłacone. To były zaległości z początku roku. Dwa miesiące zajęło nam odtworzenie realnego stanu zadłużenia klubu. Codziennie było kilka telefonów. Padały różne kwoty. Z godziny na godzinę, sytuacja potrafiła się zmieniać. Jedna z rzeczy, które mnie bardziej zszokowały, bo tu już chyba uderzymy w poprzedni jeszcze zarząd, było to, że Internet nie był płacony trzydzieści miesięcy.
Wchodząc do klubu, zaraz zaczęliśmy załatwiać tę sprawę, bo, ciężko by było pracować bez internetu. To była jedna z takich spraw, może sześćdziesięciu, do rozwiązania na szybko. Więc atmosfera, jeśli chodzi o sam klub, nie była za ciekawa,bywało ciężko, ale pracowaliśmy w warunkach takich a nie innych z uśmiechem, tak, po ludzku.
Chciałem jeszcze wrócić do tego momentu, kiedy pani podjęła tą trudną decyzję o rezygnacji z funkcji dyrektora w Żużlowej Sportowej Spółce Akcyjnej Unia Tarnów. Pani mówiła, jak rozmawialiśmy poza mikrofonem, że zgasło światło.
Tak, w środę, nagle około 13-14, skończył się prąd w klubie. Nie było już jak pracować. Co gorsze, nie miałam komu przekazać i nie mam komu przekazać procesów, które rozpoczęłam, które są w trakcie. To są procesy, które też duży przychód wygenerują dla klubu w dwa tysiące dwudziestym szóstym roku.
Znaczy mogłyby wygenerować.
Mogłyby wygenerować, tak. To były przedwstępne umowy, tak troszkę ponad pół miliona złotych dla klubu. To jest taki początek, z którym się zaczynałam rozkręcać, stadion pod imprezy, tudzież inne fajne wydarzenia. Niestety nie mam komu tego przekazać, nie ma kto pociągnąć tego w tej chwili dalej. Jest wiele takich tematów.
Trudne jest, myślę, też to dla kibiców, że te tąpnięcia, zwolnienie prezesa, pani odejście nastąpiło niedługo po tym, jak został zaprezentowany skład na nowy sezon. Zawodników, którzy mają coś do udowodnienia, zawodników, którzy mogliby się ambicją wykazać, też na torze. Kiedy wydawało się, że dobra, no to jadą, to takie tąpnięcie.
Mnie osobiście serce pęka i nie dziwię się kibicom, że podchodzą w taki, a nie inny sposób. Każdy z nas pochodzi skądś, tak? Jeśli jest się przy jakimś sporcie, całe życie wychowało się w jakimś klubie. Dla mnie tym klubem jest Jaskółka od 1993 roku. I nigdy nie ukrywałam swojej miłości do tego klubu i lojalności. I ciężko jest patrzeć na to, co się dzieje, a w tej chwili nie mam już żadnego wpływu na to.
Proszę zwrócić uwagę, tak naprawdę, jak przez trzy miesiące działa chociażby strona klubowa. My informowaliśmy kibiców o tym, co się dzieje, a w tej chwili od dwóch tygodni nie dzieje się nic. Został powołany nowy prezes p.o., już go nie ma.
W tej chwili klub jest znowu bez prezesa, bez dyrektora. Został z dyrektorem od marketingu z Markiem Pieniążkiem, z sekretarką i dwoma chłopakami, którzy zajmują się internetem i sprawami technicznymi. Cztery osoby. Do licencji wymagane jest osiem na rozpisanych konkretnych stanowiskach.
Co musiałoby się stać, żeby Unia Tarnów, pani zdaniem, otrzymała licencję? Spłacenie zaległości, rozumiem, umowa dzierżawy z miastem?
Spłacenie zaległości. W tej chwili jest to 2,2 mln zł. Pan Artur Lewandowski tytułuje się właścicielem klubu, więc myślę, że powinien spłacić zaległości swojego klubu. Dodatkowo zostają jeszcze zaległości w postaci rachunków, które po części zostały spłacone, plus przygotowanie budżetu na nowy sezon. Chyba, że znowu chce się jechać na kredyt, ale jechać na kredyt w Krajowej Lidze Żużlowej?
2,2 mln zł., to chodzi o zaległości wobec pracowników?
Wobec samych zawodników za sezon 2025.
I jeszcze do tego, rozumiem dzierżawa częściowo?
Dodatkowo dzierżawa, podatki, ZUSy, prąd, wodociągi. A stadion jest naprawdę w bardzo kiepskim stanie. Jednego dnia, proszę mi wierzyć, przerabialiśmy palące się kable, a na drugiej stronie stadionu pękniętą rurę i mieliśmy powódź. Jeśli chodzi o kontakt z miastem, bardzo dobrze mi się współpracowało, zarówno z Wydziałem Geodezji, jak z samym prezydentem i z panią wiceprezydent. Nie powiem złego słowa, to są normalni ludzie, którzy chcą rozmawiać i ja nie widzę, żeby miasto stało okoniem w stosunku do klubu, wręcz odwrotnie. Na swój sposób, ile mogło, miasto pomagało i to też należy docenić.
Co dalej? Wiem, że to już nie pytanie do pani, bo pani już nie ma w klubie, ale co dalej może się stać z żużlową Unią Tarnów?
Ja bym użyła tutaj cytatu: po owocach nas poznacie (w ten sposób przewodniczący RN A. Lewandowski przekonywał we wrześniu, że klub wystartuje w rozgrywkach żużlowych, choć nie sprecyzował, na którym poziomie – przyp. red). Ja te owoce już poznałam, dziękuję za nie. Manifestuję, żeby Tarnów walczył i Tarnów walczy.
Ale czy nie jest potrzebne też, takie oczyszczenie, pojawiają się takie głosy, że może lepiej nie wystartować, jeśli miałoby to znowu być na długach i przez rok spróbować uporządkować
Kiedy kompletowaliśmy skład, a skład był, że tak powiem, skalkulowany, ale nie tylko jeśli chodzi o finanse, ale też mentalnie.
Nie chcieliśmy zawodników, którzy będą wytwarzali afery. Wiadomo, że zawodnik powinien mieć wypłacone za swoją pracę i nie planowaliśmy robić żadnych dziur budżetowych z tego tytułu. Ale chcieliśmy na spokojnie przyjechać sezon zawodnikami, którzy też są dobrani charakterologicznie. Tacy np. Wiktor Trofimow, który jest bardzo otwartym zawodnikiem i może pomóc młodszym. Tak samo Mati Ivaćić, to są bardzo pogodni ludzie, bardzo otwarci na współpracę też z młodzieżą. Dlatego dobieraliśmy ten zespół pod każdym względem i też opierając się o ten budżet, na który nas będzie realnie stać. Wtedy wyszłam z klubu w pół do pierwszej w nocy, dzień później jednym telefonem runęło tak naprawdę wszystko.
Decyzją o odwołaniu Artura Kędziory...
Tak, która dla mnie była wymierzona w licencję. Ponieważ bez prezesa chociażby na papierze, nie można rozpocząć procesu licencyjnego. Jesteśmy w trakcie procesu, znowu nie mamy nawet na papierze prezesa.
Wymierzona w licencję, czyli co to znaczy? To znaczy, że osoba, która odwołała prezesa, zrobiła to po to, żeby klub nie dostał licencji?
Nie wiem, czy pan Artur Lewandowski działał świadomie. Skoro jest właścicielem klubu, chyba powinien wiedzieć, na jakich zasadach funkcjonuje spółka akcyjna, w przypadku klubu żużlowego. Jak wygląda obieg dokumentów i wszelkie wymagane rzeczy. Powtarzałam panu Lewandowskiemu kilkakrotnie, że bez prezesa nie pojedziemy.
To jeszcze też pytanie do pani, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, bo w mediach społecznościowych, wiadomo, każdy jest odważny, ale pojawiają się też takie głosy, że jak pani przyszła do klubu, to nie do końca układała się współpraca z wolontariuszami w klubie, że ktoś został zwolniony. Po pani decyzji.
Przez jakiś czas po rezygnacji Kamila Górala klub żył sobie samopas. Byli tam pracownicy, którzy nie do końca wiedzieli, co mają robić. Była też grupa wolontariuszy. Wśród nich człowiek, który bardzo mocno nadużywa alkoholu i przychodził na stadion w zasadzie codziennie po to, żeby na nim spożywać alkohol z nieletnimi wolontariuszami. Też jestem pedagogiem z wykształcenia, mam 41 lat, nie pozwolę na to. Rodzice wysyłają te dzieciaki na Unię, żeby mogły pomóc klubowi, mają pasję i zostawili je pod opieką starego alkoholika. Nie godziłam się na to, dlatego podjęłam decyzję o zwolnieniu kilku osób.
Zresztą to wyszło podczas meczu z Łodzią. Mecz był odwołany, w poniedziałek jechaliśmy mecz powtórnie. Niestety przed meczem okazało się, że zaplecze techniczne było kompletnie nie nadawało się do pracy, lub po prostu nie przyszli.
I do ściągnięcia plandeki z toru zostałam ja, trener Stanisław Burza i córka Stanisława. Czy chce się pracować z takimi ludźmi?