Nawet do 10 lat więzienia może grozić 38-latkowi, który jest podejrzewany o podpalenie bloku przy ulicy Przemysłowej w Tarnowie. Pożar rozpoczął się na klatce schodowej, ale dym szybko przedostawał się do mieszkań. 11 osób, w tym czworo dzieci, zostało przewiezionych do szpitali z objawami podtrucia tlenkiem węgla.

Początkowo troje z poszkodowanych było nieprzytomnych, ale według informacji policji ich stan się poprawił w szpitalach. Zatrzymany 38-latek nie ma stałego adresu zamieszkania. Często trafia do tarnowskiej ogrzewalni i jest znany policji z wcześniejszych konfliktów z prawem. Niedawno wyszedł z więzienia. 

- To mężczyzna znany tarnowskim policjantom. To multirecydywista. Wcześniej zarzucaliśmy mu przestępstwa przeciwko mieniu, życiu i zdrowiu. Nie miał podpaleń, ale były rozboje, kradzieże, włamania. On teraz przebywa w policyjnej izbie zatrzymań. Będzie odpowiadał za spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia, oraz dla mienia wielkich rozmiarów. Zagrożone jest to karą do 10 lat pozbawienia wolności - mówi rzecznik tarnowskiej policji, Paweł Klimek.

38-latek prawdopodobnie w piątek zostanie doprowadzony na przesłuchanie do prokuratury. Policjanci sprawdzają też, czy mężczyzna nie ma związku z pożarem bloku komunalnego przy ulicy Spytki z Melsztyna sprzed kilku dni.

- Wstępnie można powiedzieć, że pożar miał miejsce na klatce schodowej, która w takich sytuacjach działa jak swego rodzaju komin. Osoby poszkodowane były podtrute tlenkiem węgla. Na tę chwilę nie mamy informacji, żeby pożar miał miejsce w którymkolwiek z mieszkań, tylko na klatce schodowej. Klatka schodowa była całkowicie zadymiona. Dym przedostał się do mieszkań. W związku z tym istniała konieczność natychmiastowej ewakuacji tych osób ze strefy zagrożenia. Do tego używaliśmy drabin, podnośnika oraz drabin mechanicznych - wyjaśniał rzecznik prasowy tarnowskich strażaków Marcin Opioła.

Rusłan, który ze swoją dziewczyną wynajmuje mieszkanie w bloku przy ulicy Przemysłowej, powiedział dziennikarzom, że obudziły go sygnały służb ratunkowych, ale też dym. "Było dużo dymu i zapach był taki bardzo mocny. Bardzo szybko nas ewakuowano z tego mieszkania. Kiedy strażacy otworzyli drzwi, były one bardzo gorące". 

Mieszkańcom, którzy nie wymagali hospitalizacji i nie znaleźli schronienia u swoich rodzin, miasto miało zapewnić nocleg w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Magistrat podstawił także autobus MPK, w którym poszkodowani mogli przeczekać i ogrzać się. Na miejsce akcji ratowniczej przyjechał w nocy prezydent Roman Ciepiela. "Myślę, że dopiero w czwartek-piątek będziemy mogli ocenić, jaki jest stan techniczny budynku. Ci, którzy będą mogli wrócić do swoich mieszkań... Oczywiście będzie to możliwe. Dla pozostałych zabezpieczymy mieszkania na najbliższe dni". 

W akcji gaszenia pożaru w bloku przy ulicy Przemysłowej wzięło udział 14 jednostek straży pożarnej, zawodowej oraz ochotniczej i w sumie 72 strażaków. 

Jak wyjaśnia rzecznik prasowy tarnowskiej policji Paweł Klimek, przyczyny pojawienia się ognia w tym miejscu ma pomóc wyjaśnić  biegły z zakresu pożarnictwa. "Nasze działania będą powtarzane od samego rana i będziemy podczas oględzin ustalać przyczynę pożaru".