Tempo, jakie narzucili sobie ostatnimi czasy hokeiści Cracovii, przerosłoby niejednego sportowca grającego na wyższym poziomie. Pasy zawalając niejako początek finałowej rywalizacji z GKS-em Tychy, postawili się przed niezwykle trudnym zadaniem, jakim było bez wątpienia odrobienie strat. Aby myśleć o obronie mistrzowskiego tytułu, w piątek obowiązkowo trzeba było wygrać z GKS-em w szóstym meczu finałowym Polskiej Hokej Ligi. Pasy pokazały już jednak przed tygodniem, że na własnym lodowisku potrafią z tyszanami grać. W ubiegłą sobotę zaaplikowali tu rywalowi aż siedem bramek i z pewnością żaden kibic nie miałby nic przeciwko powtórce z historii w piątkowy wieczór.
Gdyby Cracovia przegrała dziś z GKS-em, finałowa rywalizacja dobiegłaby końca. Po sześciu grach zespół z Tychów prowadziłby 4:2, nie dając w ten sposób Pasom nawet matematycznych szans na zniwelowanie tych strat - z prostego powodu. Siódmego meczu po prostu by nie było. Marzył się więc hokeistom Rudolfa Rohacka mecz numer siedem. A skoro jesteśmy już przy nazwisko trenera Pasów, w piątek do wiadomości podana została również informacja o prolongowaniu kontraktu z Rohackiem. Szkoleniowiec, który z Cracovią jest już od 12 lat zdobywając przez ten czas 6 tytułów mistrzowskich, zostanie w Krakowie przynajmniej do sezonu 2019/20.
Zaczęło się dla Pasów niepomyślnie. Po karach dla Domogały i Rompkowskiego GKS grał przez jakiś czas nawet w podwójnej przewadze. Wtedy to w bramce niesamowite rzeczy wyczyniał Radziszewski. Bramkarz Pasów dwoił się i troił, a Pasy z tej bardzo niekomfortowej sytuacji wyszły bez szwanku. Strata przyszła jednak w dziewiątej minucie - prowadzenie gościom dał Mateusz Bepierszcz. Później ten sam zawodnik został, co ciekawe, ukarany za grę nieprawidłowym sprzętem. Drugą tercję znakomitym uderzeniem rozpoczął Tomas Sykora i zrobiło się już 1:1. Po karze dla Kolusza Pasy grały w przewadze, a w 30. minucie objęły upragnione prowadzenie. Strzał Dziubińskiego dobijał Petr Kalus, a mistrzowie objęli prowadzenie. Prowadzenie, które trwało tylko dwie minuty. W 32. Makrov nie zmarnował sytuacji sam na sam z Radziszewskim. Pasy jednak grając z pełną determinacją dopięły swego. Jeszcze w drugiej tercji trafił ponownie Petr Kalus, w trzeciej czwartego gola dorzucił jeszcze Damian Kapica, a w końcowce Cracovia nie dała nawet szansy rywalom na wycofanie bramkarza i szukanie okazji do zdobycia gola kontaktowego.
Hokeiści Cracovii i GKS-u pokazują w ostatnich tygodniach, że nie bez kozery ta rywalizacja określana jest mianem "pojedynku mistrzów". W heroiczny sposób Pasy przedłużyły swoje nadzieje na mistrzowski tytuł, a wszystko rozstrzygnie się w niedzielę, w prawdziwym "finale finałów". Na tyskim lodowisku okaże się, czy mistrzowie Polski zdołają obronić tytuł, czy może insygnia władzy w polskim hokeju przejmie na rok GKS Tychy.
Szósty mecz finałowy: Comarch Cracovia Kraków - GKS Tychy 4:2 (0:1, 3:1, 1:0).
Bramki: 0:1 Mateusz Bepierszcz (9), 1:1 Tomas Sykora (24), 2:1 Petr Kalus (30), 3:2 Andriej Makrow (32), 3:2 Petr Kalus (37), 4:2 Damian Kapica (46).
Kary: Cracovia - 16; GKS - 18 min. Widzów: 2 500.
Stan rywalizacji play off (do czterech zwycięstw): 3:3. Siódmy, decydujący mecz w niedzielę w Tychach.
AD