Pierwsze starcie rozegrane w Poznaniu przeszło miesiąc wcześniej nie przybliżyło żadnej z drużyn do awansu. Mecz zakończył się remisem 1:1. Wisła za sprawą trafienia Pawła Brożka objęła wówczas prowadzenie i wydawało się, że może w Poznaniu nawet wygrać. Po przerwie wyrównał jednak Dawid Kownacki sprawiając, że spotkanie zakończyło się remisem. Na kilka godzin przed rozpoczęciem rewanżowej potyczki nad Krakowem zaczął sypać śnieg, a mecz rozgrywany był w iście zimowej aurze - pomarańczowa piłka, linie w tym samym kolorze.
Problemy Wisły zaczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Podczas rozgrzewki urazu doznał kapitan Białej Gwiazdy Arkadiusz Głowacki, co przełożyło się na skład defensywy Wisły. Parę stoperów tworzył zdecydowanie mniej doświadczony duet Alan Uryga - Piotr Żemło. Ponadto na lewej stronie obrony wystąpił Adam Mójta - to efekt kartkowej absencji Macieja Sadloka.
Mecz zaczął się od sporej kontrowersji. W 14. minucie własne pole karne opuścił Jasmin Burić, przed szesnastką starł się z Paweł Brożkiem - zdaniem jednych pierwszy do piłki dopadł Brożek, zdaniem drugich golkiper Lecha. Sędzia należał do tej drugiej grupy. Gdyby pan Paweł Raczkowski dopatrzył się w tej sytuacji faulu na napastniku Wisły, praktycznie musiałby pokazać Buriciowi czerwoną kartkę. Tak się nie stało, a pięć minut później to Lech przeniósł się z piłką pod bramkę rywali. Boban Jović faulował w obrębie szesnastki Majewskiego, Marcin Robak ustawił piłkę na jedenastym metrze i otworzył strzelanie w tym meczu.
Zdecydowanie bardziej bolesny był jednak drugi cios. Przy stanie 0:1 Wisła wciąż mogła liczyć na dogrywkę, jednak trafienie Macieja Makuszewskiego z 28. minuty te nadzieje przekreśliło. Wisła w tym momencie do awansu potrzebowałaby aż trzech bramek, a sytuacja Białej Gwiazdy ze złej w tragiczną przerodziła się po upływie kolejnych 10 minut. Podanie z głębi pola, sam na sam z Załuską znalazł się Darko Jevtić i podwyższył prowadzenie Kolejorza na 3:0. Do trzech straconych goli doszło jeszcze sporo kartek - przed przerwą napomnieni żółtymi kartonikami zostali Mączyński, Mójta i Popović. Jeszcze w pierwszej połowie Lech powinien swoje prowadzenie podwyższyć, ale między słupkami zaczął wreszcie interweniować Załuska.
Do drugiej połowy wiślacy przystępowali więc ze świadomością konieczności zdobycia aż czterech goli. Można by oczywiście mówić, że futbol widział już nie takie historie. Fakty były jednak takie, że Wisła swoją grą przed przerwą nie za bardzo dawała swoim kibicom nadzieje na sensacyjne odwrócenie losów dwumeczu. W 51. minucie gola dla Białej Gwiazdy zdobył Petar Brlek - nie był to jednak efekt składnej akcji, ale fatalnego błędu Jana Bednarka, który głową praktycznie asystował pomocnikowi Wisły. Osiem minut później Wisła przyjęła jednak kolejny cios. Drugą żółtą kartkę obejrzał Adam Mójta, a wiślacy grali w dziesiątkę.
Ta sytuacja wbrew pozorom podopiecznym Kazimierza Kmiecika skrzydeł jednak nie podcięła. Pozytywny impuls dała jednak 66. minuta. Kolejna niefrasobliwość defensywy Lecha, znów nie popisał się Bednarek. Jović na lewą stronę pola karnego do Patryka Małeckiego, który kieruje piłkę do bramki! W ciągu nieco ponad 20 minut Wisła zdobyła dwie bramki - choć do korzystnego wyniku ciągle brakowało dużo, boiskowe perspektywy zmieniły się na moment o 180 stopni. Wisła nie zdołała jednak po raz kolejny choćby zbliżyć się z piłką pod bramkę Kolejorza. Po drugiej stronie zrobił to natomiast Lech. W 82. minucie lewą flanką urwał się rezerwowy Jóźwiak, wyłożył piłkę Radosławowi Majewskiemu, który zdobywając gola ostatecznie zamknął przy Reymonta marzenia o awansie.
Puchar Polski, który zdaniem wielu mógł być ostatnim ratunkiem sezonu dla Wisły, stał się dla Białej Gwiazdy przeszłością. Do fazy półfinałowej dostały się Lech Poznań, Arka Gdynia, Wigry Suwałki i Pogoń Szczecin.
Wisła Kraków - Lech Poznań 2:4 (0:3)
Brlek 51', Małecki 66' - Robak 21' karny, Makuszewski 28', Jevtić 38', Majewski 82'
AD