Po znakomitym dla biało-czerwonych konkursie na skoczni w Lillehammer w ten weekend skoczkowie walczyli o punkty do klasyfikacji generalnej w szwajcarskim Engelbergu. Oczekiwania, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, były duże. Obok Macieja Kota i Kamila Stocha, którzy od początku sezonu plasują się w czołówce i walczą o najwyższe lokaty, nadzieje budził również występ Dawida Kubackiego. Kubacki w piątkowej serii kwalifikacyjnej dał się wyprzedzić tylko Michaelowi Hayboeckowi, a do konkursu awansowali wszyscy Polacy. Walka w sobotę miała się toczyć również o pobicie rekordu skoczni. Najdalszy jak na razie "oficjalny" skok na zmodernizowanej niedawno skoczni w Engelbergu oddał wspominany już Hayboeck, który we wczorajszych kwalifikacjach wylądował na 140. metrze. Seria próbna należała natomiast do Kamila Stocha, który poleciał na 139 metrów.

Klemens Murańka podczas zawodów był pierwszym spośród skaczących Polaków - przy dobrych warunkach pogodowych skoczył on jednak zaledwie 122,5 metra. Już wtedy było praktycznie pewne, że Murańki w drugiej serii oglądać nie będziemy. Sztuka awansu do drugiej serii nie udała się też Aleksandrowi Zniszczołowi, choć on osiągnięcia tego celu był dużo bliższy. Lot na 123 metry uplasował go na 32. lokacie. Świetnie spisał się natomiast Stefan Hula. Jako pierwszy przekroczył on barierę 130 metrów, poleciał na 131, co dało mu na koniec pierwszej serii niezłą, 11. lokatę. Piotr Żyła skoczył o pół metra bliżej.

Po raz kolejny w Engelbergu nie zawiódł natomiast Dawid Kubacki. Mimo problemów z wiatrem    i obniżenia belki Polak skoczył na 135,5 metra i po pierwszej serii był czwarty - jak okazało się później, była to najlepsza lokata wśród polskich skoczków. Poniżej oczekiwań spisali się bowiem nasi czołowi zawodnicy. Kamil Stoch z 21. belki osiągnął odległość 134 metrów, co dało mu na półmetku zawodów siódme miejsce. Odległą lokatę zajął natomiast Maciej Kot. Skok na 125,5 metra sprawił, że po pierwszej serii nasz najlepszy w klasyfikacji generalnej skoczek był dopiero 24. Na półmetku zawodów prowadził Austriak Michael Hayboeck, który wyprzedzał Richarda Freitaga i Daiki Ito.

W drugiej serii Polacy spisali się nieco lepiej. Piotr Żyła skoczył na 129 metrów, co pozwoliło mu nieco nadrobić lokatę w stosunku do pierwszej serii. Swoją pozycję poprawił też Maciej Kot. Dobry styl, 132,5 metra, niezłe noty - to wszystko sprawiało, że skoku w pierwszej serii można było żałować jeszcze mocniej. Szybko wyprzedził go Eisenbichler, jednak Kot przez długi czas utrzymywał miejsce w czołówce. Spadek zaliczył Stefan Hula - w drugiej serii skoczył on 125,5 metra. Kapitalną odległość osiągnął natomiast Andreas Kofler - Austriak poszybował na 139,5 metra i wyprzedził go dopiero Domen Prevc.

Po dalekich lotach Koflera i Prevca wydawało się, że i Kamil Stoch może polecieć nieco dalej. Polak osiągnął jednak odległość zaledwie 127,5 metra i nie dość, że nie poprawił lokaty z pierwszej serii, to jeszcze ją pogorszył. Po nim skakał Peter Prevc - skoczył 126,5 metra i upadł. Tande poleciał na 133 metry, a ostatni z Polaków - Dawid Kubacki - niestety swój skok zepsuł. Po świetnych kwalifikacjach i dobrych odległościach osiąganych w Engelbergu tym razem Kubacki skoczył tylko 119 metrów. Z czwartego miejsca po pierwszej serii spadł on na 22.

Zawody wygrało największe objawienie skoków w Engelbergu - niestety nie Kubacki, ale Michael Hayboeck. Drugi był Domen Prevc, trzeci zaś Andreas Kofler. Wśród Polaków w pierwszej dziesiątce uplasował się tylko Kamil Stoch, który zajął ostatecznie dziewiąte miejsce.

AD