Choć nieco wyblakły, to jednak zawsze klasyk - tak można opisać rywalizacje Legii Warszawa z Wisłą Kraków. Niegdyś te rywalizacje rozstrzygały losy tytułu mistrzowskiego, o który biły się te dwie ekipy. O ile w kwestii Legii niewiele się w tej materii zmieniło, o tyle Wisła od jakiegoś czasu dołuje i o tytule nikt w Krakowie nie myśli. Ale już o europejskich pucharach? Czemu nie! Zwłaszcza gdy udało się z dużym spokojem zająć miejsce w górnej ósemce. Teraz cel może być tylko jeden i jest nim kwalifikacja do rozgrywek na poziomie europejskim, za którymi w Krakowie tęsknią już bardzo mocno. Sęk w tym, że w grupie mistrzowskiej łatwych meczów Wisła mieć nie będzie. Wisła wyjazdowego meczu z Legią nie potrafi wygrać od siedmiu lat. Łazienkowska od tego czasu pozostaje przez Białą Gwiazdę niezdobyta. Nie inaczej było nieco ponad miesiąc temu, gdy w fazie zasadniczej w Warszawie Legia wygrała 1:0.
Z mocnych stron Legii sprawę zdawał sobie przed meczem sobie szkoleniowiec Wisły. – Musimy uważać szczególnie mocno na Vadisa Odidję-Ofoe i Miroslava Radovicia. To najlepsi piłkarze w lidze i udowadniają to swoją grą. Dysponują wieloletnim doświadczeniem. My musimy się tym indywidualnościom przeciwstawić, stanowiąc zgrany kolektyw. Wiemy, że Legia ma bardzo intensywne początki. Jeśli z tym sobie poradzimy i przetrwamy tę fazę meczu, nasze szanse wzrosną – zapowiadał Kiko Ramirez.
Skomplikowały się nieco sprawy hiszpańskiemu trenerowi Wisły jeszcze przed rozpoczęciem meczu. W składzie brakowało kapitana i lidera defensywy, Arkadiusza Głowackiego. Brak takiego zawodnika w meczu o tej stawce nie był dobrym prognostykiem. Głowackiego zastąpił Alan Uryga, który kilka błędów w tym sezonie już popełnił. Przy Łazienkowskiej Uryga grał poprawnie, ale też zbyt wielu okazji do wykazania się nie miał. Pod bramkami w trakcie pierwszych 45 minut nie działo się dużo, a gdy już się działo, to kiksował Tomas Necid. Chodzi tu przede wszystkim o sytuację z 21. minuty, kiedy czeski napastnik niespodziewanie znalazł się w doskonałem okazji, ale nie trafił czysto w piłkę. W ogóle w futbolówkę Necid nie trafił natomiast w 38. minucie po dograniu Hlouska.
Po stronie Wisły w pierwszej połowie raz efektownie szarpnął Patryk Małecki. Skrzydłowy Białej Gwiazdy dwukrotnie w ciągu kilku sekund nawinął Adama Hlouska, ale jego dośrodkowaniu zabrakło już precyzji. Próbował też w ofensywie zdziałać nieco Krzysztof Mączyński. Pierwsza część meczu nie należała jednak do ofensywnych i otwartych. Obie drużyny "badały się" wzajemnie przez 45 minut, nie ryzykując odważniejszych ataków. Dominowała na boisku walka, co akurat dla kibiców najbardziej interesujące nie jest. Za organizację jednych i drugich można było jednak pochwalić, bo w defensywie błędy się praktycznie nie zdarzały.
Godna klasyku była natomiast druga połowa meczu. Głównie za sprawą faktu, że szybko udało się Wiśle znaleźć drogę do bramki gospodarzy. W 58. minucie świetną piłkę z głębi pola dograł Brlek, Brożek przejął piłkę w taki sposób, że zmusił Dąbrowskiego do faulu. Działo się to wszystko w polu karnym, więc sędzia wskazał na jedenasty metr, a Petar Brlek uderzył perfekcyjnie. Groźnie pod bramką Malarza zrobiło się jeszcze przed golem Brleka - gdy tuż nad bramką główkował Uryga. Trafienie na 1:0 zdecydowanie otworzyło ten mecz i po przerwie tempo z każdą minutą tylko rosło. Szanse były po jednej i po drugiej stronie. W 65. minucie fatalnie przestrzelił Hamalainen, z kolei parę minut później o techniczne uderzenie sprzed pola karnego pokusił się Brlek - na rzut rożny sparował piłkę z dużym wysiłkiem Malarz.
Wreszcie nadeszła 75. minuta, gdy dobrze zorganizowana dotychczas defensywa Wisły na moment utraciła koncentrację. Świetnie z lewego skrzydła dorzucił Hlousek, a Artur Jędrzejczyk, odpuszczony przez Sadloka, pokonał Załuskę mocnym strzałem głową. Wiślacy mogli mocno żałować, bo chwilę przed straconym golem zamknęli na dłuższą chwilę Legię w jej własnym polu karnym, będąc blisko trafienia numer dwa. Przy Łazienkowskiej nikt w drugiej połowie nie kalkulował, nikt nie zadowalał się remisem. Zanim Wisła otrząsnęła się po stracie pierwszego gola, mogło natomiast wszystko Białej Gwieździe wymknąć się z rąk. Po fatalnej stracie Mączyńskiego (grającego zresztą do tej pory świetnie) droga do bramki otworzyła się przed Hamalainenem. Sytuacja była kapitalna, ale piłka otarła się o poprzeczkę i przeleciała nad bramką. To była zdecydowanie najgroźniejsza spośród okazji już przy stanie 1:1, chociaż nie jedyna. Wisła też próbowała odgryźć się Legii do ostatniej minuty doliczonego czasu gry. Bliski pod bramką Załuski był też Szymański, który wszedł na plac gry na nieco ponad kwadrans.
Przy Łazienkowskiej Wisła remisując z Legią udowodniła z pewnością, że w górnej ósemce nie znalazła się przypadkowo. Grali dzisiaj z gospodarzami piłkarze Kiko Ramireza jak równi z równymi, a momentami dyktowali nawet boiskowe warunki. Co istotne, zdobyty punkt pozwoli Wiśle w tabeli nieco uciec rywalom. Swoje mecze przegrały bowiem Pogoń Szczecin, Bruk-Bet Termalica Nieciecza i Korona Kielce.
Legia Warszawa - Wisła Kraków 1:1 (0:0)
Artur Jędrzejczyk 75' - Petar Brlek 58' karny
AD