Po fatalnym występie w Szczecinie i porażce 2:6 z tamtejszą Pogonią Wisła Kraków w sobotni wieczór walczy o rehabilitację w oczach swoich kibiców. Na stadion przy ulicy Reymonta 22 przyjechała Arka Gdynia - dziesiąta drużyna ligowej tabeli. Biała Gwiazda z beniaminkiem miała zresztą do wyrównania pewne rachunki. W lipcu w Gdyni niespodziewanie Wisła przegrała aż 0:3, rozpoczynając w ten sposób czarną serię, jeszcze pod wodzą Dariusza Wdowczyka. Do rewanżu Wisła przystąpiła już prowadzona przez trenerski duet Kazimierz Kmiecik - Radosław Sobolewski. Ta dwójka zaliczyła w Szczecinie prawdziwy falstart, ale w sobotę liczyła na nowy, lepszy początek - już przed własną publicznością.
Trenerzy Kmiecik i Sobolewski dokonali w stosunku do przegranego w fatalnym stylu meczu w Szczecinie kilku personalnych zmian. Wymienione zostały boki obrony - zamiast Bartosza i Mójty w wyjściowym składzie pojawili się Jović i Sadlok. Co ważne, wrócił również Patryk Małecki, który zajął miejsce na lewej flance. Jeśli zaś chodzi o Arkę - w porównaniu do meczu z Bruk-Bet Termaliką w składzie brakowało Szwocha i rzecz jasna Bożoka, który za brutalny atak na nogi rywala otrzymał od Komisji Ligi cztery tygodnie urlopu. W składzie pojawili się natomiast Antoni Łukasiewicz oraz Adrian Błąd.
Niedługo Łukasz Załuska, który meczem z Pogonią mógł nabawić się sporej traumy, zachowywał czyste konto. Już w piątej minucie Hofbauer dośrodkował na głowę Marcina Warcholaka, a ten sprytnym strzałem zaskoczył bramkarza Wisły. Kibice Białej Gwiazdy po tak złym początku mogli się obawiać najgorszego, a kolejne minuty tylko ich w tych obawach utwierdzały. Wisła była chaotyczna, niedokładna i miała problemy nawet z wymianą kilku celnych podań. Na zegarze była 18. minuta, gdy Arka stworzyła sobie kolejną znakomitą okazję. Dariusz Zjawiński stanął oko w oko z Załuską, ale trafił prosto w niego, a z kontratakiem ruszyła Wisła. Akcją lewym skrzydłem, piłka w polu karnym trafia do Brleka, po chwili ląduje pod nogami Rafała Boguskiego, który plasowanym strzałem doprowadza do remisu. Jak to się mówi - w futbolu niewykorzystane okazje lubią się mścić.
Po zdobyciu gola na 1:1 Wisła złapała wiatr w żagle. Sytuacji było coraz więcej - w jednej z nich Jałocha zapędził się poza własne pole karne, Brożek zdołał go ograć na skrzydle, ale zaszwankowało podanie do kolegi. Gol dla Wisły wisiał jednak w powietrzu. Nadeszła 29. minuta - świetne dośrodkowanie Małeckiego z lewej flanki, Rafał Boguski przepchnął się w polu karnym, z impetem wpadł na piłkę i głową dosłownie "wpakował" ją do bramki. Po hattricku zdobytym w meczu z Górnikiem Łęczna, w spotkaniu z Arką popularny "Boguś" znów za wszelką cenę chciał podbić serca kibiców. Minuta 38. Tym razem atak Wisły stroną lewą. Mocna centra w pole karne autorstwa Mączyńskiego, tam na futbolówkę nabiega Petar Brlek, a po jego strzale głową Wisła prowadzi już 3:1!
Pomimo trudnych początków, pierwszą połowę Wisła Kraków mogła zaliczyć do udanych. Stosunkowo szybko Białej Gwieździe udało się odrobić stratę, a potem zdobyć dwa kolejne gole i postawić się przed drugą częścią meczu z korzystnej pozycji. Na krótko po zmianie stron, w 52. minucie, świetną okazję miał Paweł Brożek. Znalazł się on oko w oko z bramkarzem, ale po dobrym zwodzie utrudnił sobie nieco zadanie i musiał w ostatniej chwili obracać się twarzą do bramki. W takich okolicznościach trafił prosto w Jałochę, a defensywa Arki mogła odetchnąć z ulgą.
Kolejne minuty przebiegały nieco spokojniej - wtedy sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Boguski. W 64. minucie praktycznie w pojedynkę wyprowadził on zabójczy kontratak Wisły. Wydawało się, że będzie szukać podania do któregoś z partnerów - Boguski zrobił jednak inaczej, wpadł w pole karne i płaskim strzałem przy słupku trafił do bramki Arki po raz trzeci. Nieprawdopodobne jest to, co w ostatnich tygodniach przy Reymonta wyczynia Boguski. Z Górnikiem Łęczna "Boguś" skompletował hattricka i zagwarantował Wiśle trzy punkty. W meczu z Arką zrobił to samo. 70. minuta, wrzutka z prawej strony boiska w wykonaniu Boguskiego, całą akcję wykończył Paweł Brożek, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do bramki. Trwał koncert Wisły - solowy koncert Boguskiego przy akompaniamencie Brleka, Małeckiego, Mączyńskiego i Brożka.
Takich braw, jakie w 73. minucie otrzymał schodzący z boiska Boguski, dawno przy Reymonta nie było. Ostatnie tygodnie są dla tego zawodnika niesamowite, zwłaszcza gdy mecze rozgrywane są w Krakowie. Przez lata Boguski traktowany był z lekką szyderą, z przymrużeniem oka, a jego pudła częściej niż złością kwitowane były ironicznym uśmiechem. Ostatnie tygodnie i dokonania Boguskiego mogą jednak uciszyć największego malkontenta. Sześć goli w dwóch kolejnych meczach przy Reymonta - właśnie w taki sposób podbija się serca kibiców.
Stanęło na rezultacie 5:1, który pokazał tylko, jak nieprzewidywalna jest w ostatnich miesiącach Wisła Kraków. Przed tygodniem Biała Gwiazda przegrała w Szczecinie 2:6 tylko po to, by przed własną publicznością wbić Arce pięć goli. To jak to z tą Wisłą w końcu jest? Biała Gwiazda jest w gazie? A może potrafi grać tylko u siebie? W kontekście zbliżających się spotkań te dwie opcje są praktycznie tożsame. Trzy najbliższe mecze Wisła rozegra bowiem właśnie przy Reymonta - pierwszy z nich, pucharowy z Lechem, już w środę.
Wisła Kraków - Arka Gdynia 5:1 (3:1)
Boguski 19', 29' i 64', Brlek 38', Brożek 70' - Warcholak 5'