Było jasne, że po tym, jak w tygodniu koszykarki Wisły Can-Pack przegrały rzutem na taśmę mecz z włoską Familią Schio, w starciu z Energą Toruń będą chciały zrehabilitować się we własnej hal w oczach kibiców. Wydawało się również, że limit pecha został w tamtym spotkaniu wyczerpany. Wisła przegrała z Familią jednym punktem, tracąc zwycięstwo w ostatnich fragmentach meczu. Do meczu Basket Ligi Kobiet podopieczne Jose Ignacio Hernandeza przystąpiły więc pełne sportowej złości, którą w ich poczynaniach widać było od samego początku.
Wiślaczki szybko objęły pewne prowadzenie, doprowadzając do stanu 11:2. Łącznie w pierwszej kwarcie koszykarki Białej Gwiazdy pozwoliły rywalkom wbić tylko osiem punktów, a same zdobyły ich 28. O ile w meczu z Familią świetna pierwsza kwarta nie wystarczyła, o tyle tutaj wiślaczki poszły już za ciosem. Druga część tego spotkania to wygrana Wisły 24:12 i praktyczne na półmetku meczu było jasne, że Enerdze o punkty będzie bardzo ciężko.
Szczególnie skuteczna po stronie Wisły była tego dnia Ziomara Morrison. Chilijka zdobyła w starciu z drużyną z Torunia łącznie aż 32 punkty. W wykonaniu Energi druga połowa była już nieco lepsza. Trzecią kwartę Wisła wygrała 24:15, a ostatnią "tylko" pięcioma punktami - 20:15.
Tylko czterech oczek zabrakło do przekroczenia magicznej bariery stu punktów. Przy Reymonta nikt nie będzie sobie tym jednak zaprzątał głowy. Najważniejsze jest to, że Wisła Can-Pack w świetnym stylu rozbiła Energę Toruń i wciąż na resztę stawki może patrzeć z góry.
Wisła Can-Pack Kraków - Energa Toruń 96:50 (28:8, 24:12, 24:15, 20:15)
AD