Polscy piłkarze w kwalifikacjach mistrzostw Europy zajmują trzecie miejsce w grupie E z dorobkiem 10 punktów w siedmiu meczach, ale rozegrali jedno spotkanie więcej od najgroźniejszych rywali - Albanii (13 pkt), Czech (11) i Mołdawii (9).

Bezpośredni awans wywalczą dwa zespoły. Piłkarze Probierza, oprócz pokonania Czechów, muszą także liczyć na korzystne wyniki w innych meczach - m.in. potknięcie czeskiej drużyny w jej następnym meczu, z Mołdawią u siebie.

"Chcemy zrobić wszystko, żeby Czesi przystąpili do swojego następnego spotkania w jak najmniej komfortowej sytuacji. Wierzę, że ich pokonamy, a wówczas będziemy czekać, co dalej. Mam nadzieję, że inne wyniki dadzą nam bezpośredni awans" - powiedział napastnik reprezentacji Polski Karol Świderski.

W razie niepowodzenia kadra Probierza wystąpi w marcowych barażach.

Za biało-czerwonymi przemawia... statystyka. Polscy piłkarze nie przegrali u siebie w kwalifikacjach Euro od ponad 17 lat - od września 2006 roku, gdy ulegli Finlandii 1:3.

Od tego czasu rozegrali u siebie 19 meczów w eliminacjach mistrzostw Starego Kontynentu - 15 z nich wygrali i cztery zremisowali.

Czesi od czasu pokonania Polski w marcu u siebie 3:1, gdy biało-czerwonych prowadził jeszcze Fernando Santos, nie zachwycali. Są jednak w lepszej sytuacji niż ich piątkowy rywal.

"Awans to oczywiście nasz jedyny cel i wierzę, że nam się uda. Nie chcę spekulować, czy w Polsce wystarczy nam remis, a potem także remis z Mołdawią. Na razie myślimy tylko o meczu w Warszawie i fajnie byłoby wracać do kraju mając pewność, że jedziemy na mistrzostwa Europy" - powiedział ich selekcjoner Jaroslav Silhavy.

Z Czechami biało-czerwoni zmierzą się w piątek, a 21 listopada zagrają towarzysko z Łotwą. Oba mecze o godz. 20.45 na PGE Narodowym.