Po nieudanym starcie finałowej rywalizacji, w której dwukrotnie górą była drużyna GKS-u Tychy, wczoraj lodowisko przy ulicy Siedleckiego w Krakowie zawrzało. Kibice zgromadzeni na trzecim finałowym starciu oglądali niezwykłe emocje, aż 11 bramek - z czego siedem dla Cracovii. Pasy w wielkim stylu pokonały GKS Tychy i udowodniły, że nie można skreślać ich w kontekście obrony mistrzowskiego tytułu. Kolejny krok podopieczni Rudolfa Rohacka mieli postawić w niedzielne popołudnie, gdy, znów mając za sobą tłum kibiców, dążyli do wyrównania stanu rywalizacji.
Znów przy gorącej atmosferze, w akompaniamencie nieustającego dopingu i z pełnymi trybunami Cracovia miała powtórzyć sobotni wyczyn. Lodowisko zamilkło jednak na moment zaraz po rozpoczęciu meczu. Minęło 14 sekund spotkania, gdy Marcin Kolusz skierował krążek do bramki Cracovii. Sześć minut zajęło gospodarzom otrząśnięcie się z początkowego szoku i doprowadzenie do remisu. W siódmej minucie wyrównanie dał Pasom Petr Kalus. W bramce znakomicie spisywał się Radziszewski, który miał naprawdę dużo roboty. W 13. minucie golkiper Cracovii znakomicie zachował się przy uderzeniu Vitka. Gol dla GKS-u wisiał jednak w powietrzu i wpadł w samej końcówce pierwszej tercji. Trafił Petr Kubos.
Koszmarnie mogła też rozpocząć się dla Cracovii druga tercja. Nie minęła minuta, gdy na lodowisku przy Siedleckiego zawisło widmo trzeciego gola dla gości. Sędziowie zdecydowali się na sprawdzenie zapisu wideo, po czym uznali ostatecznie, że gol nie padł. Po trybunach rozniosło się westchnienie ulgi. Gol Woźnicy z 43. minuty był już jednak całkowicie prawidłowy, a sytuacja Cracovii stała się niezwykle ciężka - Pasy przegrywały 1:3. Cracovia chciała zaatakować jeszcze w końcówce drugiej tercji po karze Rzeszutki. Zib trafił w słupek, przewagi nie udało się wykorzystać, a na odrobienie strat pozostało Pasom 20 minut.
Pierwsza faza ostatniej tercji była gorąca, ale raczej ze względu na przepychanki, a nie groźne okazje pod obiema bramkami. W 49. minucie Zigardy został sfaulowany przez Dziubińskiego, choć zdaje się, że sam dołożył sporo od siebie. Od tego zaczęła się bijatyka, która tylko potwierdziła nerwowość w szeregach jednych i drugich. Proste błędy utrudniały Pasom rozgrywanie akcji w przewadze. GKS skupiał się natomiast głównie na defensywie i na dowiezieniu wyniku do samego końca. Goście skutecznie rozbijali ataki podopiecznych Rohacka, a atakowali sporadycznie - przykładowo w 55. minucie GKS mógł zakończyć ten mecz. Zabrakło wykończenia Komorskiego. Pasom zabrakło z kolei nawet bramkowych okazji i mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla przyjezdnych z Tychów.
Po wczorajszej radości, dziś na lodowisku Cracovii zawód. Miało być wyrównanie rachunków, a skończyło się na powiększeniu przewagi GKS-u. Tyszanie prowadzą już w finałowej rywalizacji 3:1 i są o krok od końcowego triumfu i odebraniu tytułu mistrzowskiego z rąk Pasów.
AD