Próby samobójcze to nie wszystko. Ponad 1 milion dzieci i młodzieży ma myśli samobójcze.To jest liczba przerażająca. Ta ilość prób samobójczych i dokonanych samobójstw rzeczywiście wzrasta
– mówi Beata Matkowska-Święs, psycholog, psychoterapeutka, pracująca w 42 liceum w Krakowie.
Jak zauważa Bartłomiej Taurogiński, kierownik oddziału dziennego rehabilitacji psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży w szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, do statystyk nie trafiają wszystkie przypadki prób samobójczych:
Jako praktycy do tego typu raportów podchodzimy z pewną ostrożnością, czasem wręcz z niedowierzaniem. Wiemy, że do statystyk nie trafiają wszystkie przypadki. […] Gdybym miał się opierać na moim subiektywnym doświadczeniu pracy w tym zawodzie jako psychiatra dziecięcy od 10 lat, to mogę powiedzieć, że mój subiektywny umysł mówi, że mamy postępujący problem: coraz większą liczbę dzieci i nastolatków zgłaszających się z dominującą problematyką poczucia braku sensu życia, pragnieniem śmierci, samookaleczeniem swojego ciała, depresyjnym nastrojem czy podejmujących próby samobójcze.
Podobnego zdania jest Beata Matkowska-Święs, która uznaje, że pandemia nie jest główną przyczyną obecnego stanu rzeczy:
Główną przyczyną są trzy czynniki. Pierwszy to rodzina, bo wymagania, które stawiają rodzice swoim dzieciom często są nierealne, stąd pokolenie dzieci płatków śniegu. Z drugiej strony to są relacje społeczne i nieumiejętność komunikowania się nastolatków między sobą. Trzecia rzecz to jest szkoła, czyli też wyścig szczurów i nadmierne wymagania, które powodują, że dzieciaki się nie odnajdują. I stąd właśnie wszystkie te trudne sytuacje.
Według Bartłomieja Taurogińskiego problem samobójstw wśród młodzieży to problem postępujący w ludzkiej psychice.
Z naszego doświadczenia wynika, że dzieci i nastolatkowie, którzy zgłaszają myśli samobójcze, czy podejmują próby samobójcze, to nie są dzieci szczęśliwe i to nie są dzieci, które wpadają na ten pomysł znikąd. Podstawową myślą, która nam towarzyszy jest to, że to jest objaw. To jest objaw czegoś większego, to jest objaw trudności, z jakimi te dzieci się mierzą, to jest przejaw ich poziomu cierpienia, które wynika z wielu spraw. Ze spraw rodzinnych, rówieśniczych, szkolnych, ale też kontekstu, można by powiedzieć, społeczno-politycznego, w których te napięcia społeczne również wpływają na poziom pobudzenia emocjonalnego dzieci
- mówi Taurogiński.
Na ogromny wpływ umiejętności komunikacji zwraca uwagę Beata Matkowska-Święs:
My wszyscy jesteśmy kształtowani przez środowisko. Tym pierwszym środowiskiem jest oczywiście rodzina. Jeżeli w rodzinie dzieci od początku nie są uczone komunikacji, rozmowy, bycia ze sobą, bliskości, nie mają też tych miękkich umiejętności, które potem mogą wykorzystywać w relacjach społecznych z rówieśnikami. Stąd też każdy problem, nawet najmniejszy, który nie jest przedyskutowany, przepracowany w rodzinie, urasta potem do rangi ogromnej tragedii. Stąd też te dzieci siedzące na korytarzach w czasie przerw każde z komórką w ręku, nierozmawiające ze sobą. Brak umiejętności komunikacji powoduje też, że nie potrafimy komunikować naszych emocji, też tych trudnych. Nie potrafimy też szukać wsparcia, czyli też tych osób, które mogłyby tym młodym osobom pomóc: nauczyciel, rodzic, psycholog szkolny, ktoś z dorosłych.
Psycholog zgadza się, że powstała kultura, w której młodzi ludzie się nie odnajdują, w której mają znacznie trudniej niż pokolenia wcześniej.
Wcześniejsze pokolenia spędzały czas na podwórku. Bez nadzoru i opieki rodziców i wtedy też były tam wypracowane pewne wzorce funkcjonowania społecznego, radzenia sobie z trudnościami. Obecnie dzieci, nawet młodzież wożona przez rodziców z jednych zajęć pozalekcyjnych na inne właściwie nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Te dzieci zaopiekowane, a właściwie nadopiekuńczo zaopiekowane, nie mają poczucia sprawczości. Nie potrafią rozwiązywać problemów i potem też zderzają się z taką ścianą, kiedy okazuje się, że nie są idealne. Nie mogą być tym, kim sobie wymarzą. Takim przykładem jest budowanie w małych dziewczynkach przekonania, że są księżniczkami. Natomiast, kiedy te małe księżniczki idą do przedszkola, idą do pierwszych klas szkoły podstawowej, okazuje się, że są zwykłymi dziewczynkami i że muszą podlegać pewnym regułom, pewnym zasadom, które wcześniej nie były wdrukowywane tym dzieciom w rodzinie
- ocenia Matkowska-Święs.
Psychoterapeutka dodaje, że kluczowym dla dziecka jest komunikacja, poczucie bezpieczeństwa z rodzicem i przekonanie, że może zwrócić się do niego po pomoc.
Podobnego zdania jest psychiatra dziecięcy:
Rada dla bliskich i dla rodziców? Powiedziałbym, że piekielnie istotna jest uważność na dzieci i nastolatków. Gdy nastolatkowie zgłaszają się do nas po próbie samobójczej orientujemy się, że historia cierpienia tego dziecka trwa latami. Ona nie wydarzyła się dzisiaj. Próba samobójcza jest jak gdyby punktem kulminacyjnym cierpienia, którego doświadcza ten młody człowiek dużo wcześniej, ale często jest to cierpienie niezauważone. A niezauważone cierpienie, nieadresowane cierpienie doprowadza ludzi do prób samobójczych.