O wydaniu zarządzenia ws. powołania komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce w latach 2004-2024 premier Donald Tusk poinformował we wtorek po posiedzeniu rządu. We wtorek wieczorem zarządzenie premiera ukazało się w Monitorze Polskim; wchodzi w życie w środę.

Na czele komisji stanie szef SKW gen. Jarosław Stróżyk. W skład komisji wejdzie od 9 do 13 członków rekomendowanych przez poszczególnych ministrów: spraw wewnętrznych i administracji, obrony narodowej, finansów, spraw zagranicznych, aktywów państwowych, informatyzacji oraz kultury i dziedzictwa narodowego. "Eksperci - członkowie komisji - będą sprawdzać wschodnie wpływy na bezpieczeństwo wewnętrzne i interesy Polski" - podkreśla w komunikacie KPRM.

Pierwszy cząstkowy raport z prac komisji ma powstać po około dwóch miesiącach jej działalności, czyli już po wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Pierwsza zapowiedź dotycząca powołania nowej komisji ds. badania rosyjskich i białoruskich wpływów padła ze strony premiera Donalda Tuska krótko po tym, jak w mediach pojawiła się informacja, że były już sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie Tomasz Szmydt wyjechał na Białoruś, gdzie poprosił władze o "opiekę i ochronę". Po posiedzeniu Kolegium ds. Służb Specjalnych, które odbyło się 8 maja, premier poinformował, że zlecił przygotowanie raportu na temat wpływu rosyjskich i białoruskich służb w aparacie władzy "z poprzednich lat".

Z pierwszych zapowiedzi wynikało, że rząd chce powołać nową komisję ds. wschodnich wpływów, nowelizując ustawę, na podstawie której za czasów PiS została powołana sejmowa komisja badająca te kwestie w latach 2007-2022. "Jak państwo wiecie, mamy komisję (ds. wpływów rosyjskich - PAP), ale są zastrzeżenia konstytucyjne co do jej działania" - mówił wówczas Tusk. Ostatecznie okazało się, że komisja nie zostanie powołana na podstawie ustawy, a na podstawie zarządzenia premiera. Ten tryb pozwolił również na dotrzymanie obietnicy dotyczącej tego, że gremium rozpocznie działanie jeszcze w tym tygodniu.

Nowa komisja - w przeciwieństwie do funkcjonującej za czasów PiS - ma charakter rządowy, zasiadać w niej będą eksperci, a jej prace mają toczyć się z daleka od kamer.

Początkowo premier mówił o tym, że raport podsumowujący prace komisji powinien powstać w ciągu dwóch miesięcy od jej powołania. Jednak na pewno nie przed 9 czerwca - tak, by sprawa ta "nie zaciążyła" na kampanii do PE. We wtorek Tusk wskazał, że "do końca roku większość tych spraw, które bulwersowały opinię publiczną, znajdzie swój opis, niekoniecznie wyjaśnienie". Jak dodał, efektem prac komisji "najprawdopodobniej będą wnioski do prokuratury i opinie, dlaczego zaniechano badania tych spraw w uprzednich latach".

Przedział czasowy, który będzie badać komisja, obejmuje lata 2004-2024 r. Wcześniej Tusk informował, że jest już lista nazwisk, którym komisja powinna się przyjrzeć - wśród nich najczęściej wymieniany był b. szef MON Antoni Macierewicz. "Pętla informacji, jakie gromadzimy, zaciska się wokół Antoniego Macierewicza. I mówię o tym bez satysfakcji" - mówił Tusk w poniedziałek w TVN24. W tym samym wywiadzie stwierdził również, że jest "co najmniej kilka osób, których działania miały ewidentnie charakter takiej politycznej dywersji", a służby są od tego, by zostały one "wyeliminowane z życia publicznego".

Tusk zapewnił jednocześnie, że celem komisji nie będzie "polowanie" na PiS czy opozycję. W ten sposób obecny rząd postrzega działanie poprzedniej, sejmowej komisji, która w swoim raporcie cząstkowym z 29 listopada zeszłego roku zarekomendowała, by nie powierzać stanowisk publicznych odpowiadających za bezpieczeństwo państwa Donaldowi Tuskowi, Jackowi Cichockiemu, Bogdanowi Klichowi, Tomaszowi Siemoniakowi, Bartłomiejowi Sienkiewiczowi. Powodem było uznanie w latach 2010-2014 r. rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa za służbę partnerską.

Dzień wydania raportu był jednocześnie dniem odwołania ośmiu członków tamtej komisji. "Czy nie jest najbardziej podstawowym, właściwym wnioskiem ten, że gdyby się nie bali komisji ds. weryfikacji wpływów rosyjskich, to po prostu pozwoliliby jej dalej działać?" - pytał wtedy były już premier Mateusz Morawiecki. Ówczesny szef klubu KO Borys Budka o działalności gremium mówił natomiast w kategorii "cyrku" organizowanego z pieniędzy obywateli.

Zdziwienie tym, że premier Donald Tusk opowiada się za powołaniem nowej komisji, podczas gdy "tak bardzo protestował" przeciwko tej powoływanej z inicjatywy PiS, wyrażał prezydent Andrzej Duda. Prezydent stoi jednak na stanowisku, że taka komisja jest potrzebna - pod warunkiem, że będzie w stanie zadawać obiektywne, trudne pytania. "Chciałbym takiej komisji, gdzie wszystkie strony sceny politycznej mają jednakowe możliwości prowadzenia badań, zadawania pytań i wzywania świadków" - mówił prezydent w TV Republika.

Szans na obiektywizm nowego gremium nie widzi szef PiS Jarosław Kaczyński. "Chodzi o komisję Tuska, czyli człowieka, który jeżeli chodzi o dorobek we współpracy z Rosją i zrywaniu współpracy z Stanami Zjednoczonymi (...) nie ma w naszym kraju sobie równych" - przekonywał. Zabieg ten - jak ocenił - ma "odsunąć od nich to, co jest oczywiste". "To, że współpracowali z Rosją przeciwko Polsce i byli gotowi podpisywać porozumienia, które były skierowane także przeciwko NATO" - dodał lider PiS.

Mateusz Morawiecki mówił w poniedziałek, że jest za wyjaśnieniem wszelkich wpływów rosyjskich, a przede wszystkim poprzednich rządów Donalda Tuska. "Jestem za wyjaśnianiem wszelkich najmniejszych wpływów ruskiej agentury, państwa rosyjskiego, ruskiego biznesu w RP. Mam jedno, jedyne życzenie, niech to będzie okres rządów Tuska przede wszystkim, bo on powinien się wytłumaczyć z tego, co wtedy robił - nie tylko mówił - ale też z tego, co robił" - powiedział.

Do zapowiedzi powołania komisji sceptycznie odnosili się też przedstawiciele Polski 2050. Marszałek Sejmu i szef partii Szymon Hołownia, który nie był w tej sprawie konsultowany, podkreślał m.in., że "od łapania ruskich agentów są służby". Zaznaczał jednak, że między nim a premierem nie ma w tej sprawie sporu. "Komisja jest niepotrzebna. To jest projekt polityczny" - mówił natomiast w rozmowie z PAP wiceminister cyfryzacji, poseł Polski 2050 Michał Gramatyka.

W ubiegłym tygodniu wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zapewnił, że projekt dotyczący komisji był tematem długich rozmów na forum Rady Ministrów, gdy podjęta została decyzja, że komisja powinna powstać "na poziomie rządowym". "Uważam, że ta propozycja na poziomie rządowym rozwiązuje wszystkie wątpliwości" - powiedział. Jak wskazał, celem pracy komisji ma być "skoordynowanie i współdziałanie wszystkich służb", które przygotują, przeanalizują poszczególne przypadki, co do których istnieją podejrzenia ws. powiązań z Rosją i przygotują w tej sprawie raporty.

Według ministra obrony, powołanie komisji przy rządzie, nie zaś sejmowej komisji śledczej, pokazuje, że "nie jest to swego rodzaju wydarzeniem politycznym, ale praktycznym"; jak ocenił, to "najlepsze rozwiązanie".