Z policyjnych statystyk wynika, że w 2014 roku na i w okolicach skrzyżowania w Łukanowicach doszło do jednego wypadku i sześciu kolizji. Rok później do jednej kolizji więcej. Natomiast w 2016 roku, kiedy rejestrator już działał, do czterech kolizji. "Zrobiło się troszeczkę bezpieczniej, aczkolwiek są to niewielkie liczby" - przyznaje w rozmowie z Radiem Kraków naczelnik tarnowskiej drogówki Władysław Szydłowski.
Do jednej z kolizji doszło przez to, że kierowca ciężarówki, wiedząc o działaniu systemu, zaczął gwałtownie hamować przed skrzyżowaniem, kiedy zobaczył żółte światło. Samochód wpadł w poślizg, uderzył w sygnalizator, a przyczepa przewróciła się na bok. Mieszkańcy przekonują, że stłuczek spowodowanych gwałtownym hamowaniem jest tam więcej, ale naczelnik Szydłowski podkreśla, że to jedyny taki przypadek odnotowany przez policję. "Ten jeden przypadek nie świadczy o tym, że kierowcy popełniają tam takie kardynalne błędy, które doprowadzają do zdarzeń drogowych".
Zarówno mieszkańcy jak i kierowcy przekonują jednak, że żółte światło na skrzyżowaniu w Łukanowicach świeci się zbyt krótko. "Za szybko zmieniają się te światła i to hamowanie jest niebezpieczne". Inny mieszkaniec dodaje, że "trzeba to jakoś lepiej ustawić i myślę, że będzie to działało dobrze, bo już teraz jest bezpieczniej". Inni głowią się, dlaczego w nocy na głównym ciągu z Krakowa do Tarnowa najpierw zapala się czerwone światło, choć z bocznych dróg nikt nie wyjeżdża, a potem bardzo szybko zmienia się na żółte i zielone. Jeden z mieszkańców przeprowadził nawet dokładne wyliczenia, w których przekonywał, że przy dopuszczalnej w tym miejscu prędkości 70 km/h wyhamowanie przy tak krótkim żółtym świetle jest niemożliwe.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przekonuje, że światła w Łukanowicach zostały ustawione zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Infrastruktury, które mówi o tym, że sygnał żółty powinien trwać 3 sekundy. GDDKiA podkreśla, że warunek ten dotyczy wszystkich sygnalizacji na terenie Polski, dlatego - zdaniem drogowców - nie wpłynął na to system rejestracji przejazdu na czerwonym świetle ustawiony w Łukanowicach. Drogowcy przekonują też, że światła działają w ten sam sposób, co przed zainstalowaniem systemu.
Naczelnik tarnowskiej drogówki przyznaje, że z obserwacji wynika, że na skrzyżowaniach gdzie nie ma sygnalizatora, około 70 procent kierowców nie stara się zatrzymać samochodu, kiedy widzi żółte światło, tylko... przyspiesza. Dlatego zdaniem Szydłowskiego rejestrator w Łukanowicach ma wyrobić dobre nawyki u kierowców.
Natomiast Łukasz Majcharzak z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego przypomina, że kierowca może wjechać na skrzyżowanie na żółtym świetle, kiedy gwałtowne hamowanie może spowodować niebezpieczeństwo. I podkreśla, że system kamer jest tak skonstruowany, że bez problemu da się to później zweryfikować.
Od 20 listopada 2015 do 30 września 2016 roku urządzenia w Olkuszu i Łukanowicach zarejestrowały 6 tysięcy 100 wjazdów na czerwonym świetle. Czyli średnio od 8 (Olkusz) do 10 (Łukanowice) dziennie. Nie zawsze takie zachowanie będzie karane mandatem, a sporne kwestie kwestie może rozstrzygać sąd. Ale jeśli nawet przyjąć, że 80 procent przypadków przejazdu na czerwonym świetle skończy się mandatem karnym w wysokości 500 złotych, to po 10 miesiącach funkcjonowania systemu w Olkuszu i Łukanowicach Skarb Państwa może wzbogacić się o 2,5 miliona złotych.
(Bartek Maziarz/ew)
Obserwuj autora na Twitterze: