Krytycy tego rozwiązania spodziewali się, że piesi będą wchodzić prosto pod koła rozpędzonych samochodów, albo że przepisu nikt nie będzie przestrzegał. Tymczasem sami piesi mówią, że czują się bezpieczniej.

„Jest różnica, bo kierowcy ustępują pierwszeństwa. Nie zawsze, ale ci, którzy nie chcą przepuścić i tak tego nie zrobią. Jest o wiele lepiej” - przyznają w rozmowie z reporterką Radia Kraków.

Większego problemu związanego z przepisami, które weszły w życie 1 czerwca ubiegłego roku nie mają też kierowcy. „Jesteśmy bardziej uważni. Piesi często są wyrywni, a teraz może nawet jeszcze mocniej egzekwują swoje prawa” - zauważają ci zmotoryzowani.

Piesi też nie zawsze przestrzegają nowych przepisów. Na przejściach nie wolno im przecież używać telefonów komórkowych. „To jest niestety plaga” - mówi jeden z kierowców.

Dla pieszych najbardziej niebezpieczny jest sezon jesienno-zimowy. W minionym, czyli od października do marca, na krakowskich przejściach dla pieszych nie zginął nikt.

„Nie doszło do żadnego wypadku śmiertelnego, natomiast doszło do 67 wypadków z udziałem pieszych. Przeanalizowaliśmy je dokładnie i największa liczba zdarzeń dotyczyła ulicy Meissnera, al. Andersa, ul. Dobrego Pasterza i al. Jana Pawła II” - mówi Joanna Biel-Radwańska z małopolskiej drogówki.

Te mniej bezpieczne miejsca to głównie ulice z dwoma pasami ruchu w każdą stronę.

Na przejściach w całej Małopolsce zginęło 8 osób, czyli o 6 mniej, a liczba wypadków spadła o 35% w porównaniu do analogicznego okresu dwa lata temu, czyli jeszcze przed początkiem pandemii. „W Małopolsce doszło do 144 wypadków, w których 8 osób poniosło śmierć, rannych było 141 osób” - wylicza Joanna Biel-Radwańska

Jak przyznaje Łukasz Gryga, Miejski Inżynier Ruchu w Krakowie, sytuacja kierowców nie pogorszyła się. Piesi nie blokują przejść dla pieszych, a kierowcy nie zasypują urzędu wnioskami o zmianę organizacji ruchu czy uruchomienie sygnalizacji świetlnej. „Są to pojedyncze głosy” - mówi.

Co ciekawe w ścisłym centrum, już po wprowadzeniu pierwszeństwa pieszych, również w tych miejscach, gdzie jest wyłączona sygnalizacja, poprawiły się czasy przejazdów komunikacji miejskiej.

Ta sytuacja jest jednym z dowodów na to, że warto dostosowywać nasze przepisy do tych obowiązujących od lat na zachodzie Europy – nawet jeśli zmiana przepisów wydaje się rewolucyjna.