Mieszkańcy wielokrotnie apelowali do władz gminy o pomoc w tej sprawie. Psy próbowano wyłapać, ale starania zawsze kończyły się fiaskiem. Czworonogi były nieufne i uciekały hyclom. Nie podchodziły też na tyle blisko, by można w nie było strzelić środkiem usypującym. Gdy wataha rozrosła się do kilkudziesięciu już osobników, wójt Kazimierz Siedlarz wystąpił do marszałka województwa o zgodę na ich odstrzał przez myśliwych. Odpowiedź była negatywna. Jak jednak tłumaczy wójt, teraz pojawiła się szansa na wyłapanie groźnych czworonogów. Może je zgubić coraz większa pewność siebie. "Psy podchodzą coraz bliżej domostw i nie boją się już tak ludzi, więc jest szansa, że uda się je złapać" – dodaje Siedlarz.
Problem ze zdziczałymi psami w gminie Kamionka Wielka pojawił się już trzy lata temu. Nikt nie ma wątpliwości, że to efekt podrzucania niechcianych pupili przez mieszkańców okolicznych miejscowości. W ubiegłym roku pracownicy Urzędu Gminy znaleźli w lasach kilka czworonogów przywiązanych do drzew. Niektóre z nich miały założone na głowy worki.
(Bartosz Niemiec/ko)