"Po śmierci dziecka w szpitalu, postępowanie dotyczy już nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch osób. Przesłuchiwane są kolejne osoby z kompleksu hotelowego Bania w Białce Tatrzańskiej" – poinformował prokurator Porębski.
Początkowo nikt nie chciał się przyznać do wzniesienia feralnej konstrukcji. Jak wyjaśnił PAP prokurator, kwestia własności działek, na których była ustawiona konstrukcja, ma znaczenie drugorzędne. "Istotne jest, kto użytkował, dozorował i konserwował tą konstrukcję, i to będzie kwestią najistotniejszą w tym dochodzeniu" – wyjaśnił prokurator.
Prokuratura zabezpieczyła monitoring z miejsca wypadku. Jest analizowany przez Komendę Wojewódzką Policji w Krakowie. "Zabezpieczyliśmy cały rejestrator obrazu, który powinien zawierać nagranie momentu wypadku. Nagranie zostało oddane biegłym, którzy analizują, co zostało nagrane i czy coś nie zostało usunięte" – powiedział PAP Porębski.
Śledczy oczekują na dokumentację z Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Zakopanem. Zwrócą się także o opinię do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej na temat siły wiatru w czasie wypadku. Powołany jest również biegły z zakresu drewnianej konstrukcji. Wszystkie okoliczności będą miały wpływ na ewentualną treść zarzutów, o których prokuratura ma zdecydować w przyszłym tygodniu.
12 marca przy popularnej stacji narciarskiej w Białce Tatrzańskiej runął masywny drewniany szyld witający turystów, przygniatając kobietę i jej siedmioletniego wnuka. Babcia zmarła na miejscu, chłopiec w bardzo ciężkim stanie został przetransportowany do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się go uratować.
Z ustaleń Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Zakopanem wynika, że konstrukcja była postawiona nielegalnie, bez wymaganych zezwoleń. Inspektorzy stwierdzili też, że drewniane słupy, podtrzymujące zwieńczenie "witacza", były zbutwiałe.
(PAP/ko)