Podczas jednej ze swoich sierpniowych wędrówek miś zawitał m.in. do pasieki leśniczego Krzysztofa Urbana w okolicach Tylicza. "Podszedł do dwóch uli stojących najbliżej lasu. Zniszczył je. Tak jakby je wynosił i w krzakach podjadał. W każdym z uli mogło być po 15 kilogramów miodu plus czerw i pszczoły. On był w mojej pasiece 2-3 noce. Na to wskazują ślady i ilość. Miś nie zje na raz 30 kilogramów, chociaż jest duży" - podkreśla Krzysztof Urban.
Leśnicy podkreślają, że niedźwiedzie, które żyją w Beskidzie Sądeckim są o wiele bardziej dzikie niż te żyjące w Tatrach. Tym samym są skryte i omijają ludzi. Najwięcej śladów pozostawiają właśnie teraz, bo intensywnie żerują nabierając tłuszczu na zimę. Drapieżnik może zaatakować, ale tylko wtedy, gdy poczuje się zagrożony.
Leśnicy nie mają też wątpliwości, że w Beskidzie Sądeckim będzie coraz więcej niedźwiedzi. Ich populacja bardzo wzrosła na Słowacji i Bieszczadach. Młode osobniki będą więc szukać własnych terytoriów.
(Bartosz Niemiec/ko)